MISBHV może dopisać do swojej checklisty kolejny sukces. Ich ciuchy trafiły właśnie do GTA. To pierwsza marka odzieżowa w historii, która pojawiła się w kultowej grze. Chyba nikt, kto dekadę temu kupował tanie koszulki z ironicznym nadrukami, nie przypuszczał, że MISBHV zajdzie tak daleko. Pokazy na zagranicznych tygodniach mody, klientela składająca się z największych gwiazd, poklask prasy. Ale sukces polskiej marki może mieć też ciemną stronę.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Marka MISBHV powstaje w 2008 roku w Krakowie z inicjatywy dwóch studentek – Natalii i Kasi
Osiem lat później debiutuje na nowojorskim tygodniu mody, a w 2019 prezentuje swoją kolekcję w Paryżu
Mimo spektakularnych sukcesów, pod adresem MISBHV regularnie wysuwane są zarzuty o plagiaty
Kwity potwierdzające status MISBHV – bez dwóch zdań najbardziej znanej zagranicą polskiej marki modowej – mnożą się nieprzerwanie co najmniej od 2015 roku. Natalia Maczek i Tomasz Wirski jadą wówczas na paryski tydzień mody (choć jeszcze nie z pokazem), by wystawić swoje ciuchy w tamtejszym showroomie. Wrócą z umową z luksusową brytyjską siecią sklepów Browns.
W ubraniach MISBHV zaczynają pokazywać się kolejne zachodnie gwiazdy. I to gwiazdy nie byle jakie, ale pierwszoligowe, jeśli chodzi o wyznaczanie trendów: Kylie Jenner, Kim Kardashian, Gigi i Bella Hadid, A$AP Rocky, The Weekend, Dua Lipa, Miley Cyrus – żeby wymienić tylko część z nich. Wreszcie w kurtce polskiej marki wystąpiła Rihanna podczas finału swojego koncertu w Londynie.
Potem jest już tylko lepiej. Pokazy na tygodniu mody w Nowym Jorku i w Paryżu, współpraca z Reebokiem i z Zalando. MISBHV zbiera kolejne głaski polskich mediów i to nawet tych, dla których streetwear jest stylistyką dość odległą. Trudno się dziwić. Marka stała się modowym odpowiednikiem Małysza, Kubicy czy Lewandowskiego. Symbolem polskiego sukcesu zagranicą.
Jednocześnie nad MISBHV zaczynają zbierać się ciemne chmury, a konkretnie – powracające zarzuty plagiatów i nieco zbyt dużych inspiracji. Dziwnym trafem niemal żaden z nich nie zostaje opisany przez media. Całkiem jak gdyby spiżowego pomnika prominentnej marki nie należało tykać.
I Natalia stworzyła T-shirt
Historia marki zaczyna się bardzo zwyczajnie. W 2008 roku Natalia Maczek studiuje prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Razem z koleżanką robią dla znajomych koszulki na imprezy. Ciuchy budzą zainteresowanie, więc niespełna rok później dziewczyny ruszają ze sprzedażą. Markę nazywają Misbehave (MISBHV), czyli w wolnym tłumaczeniu "źle się zachowywać".
Jedna z pierwszych kolekcji to seria koszulek z logotypami luksusowych marek. Jest YSL (Yves Saint Laurent) z hasłem "Youth Sold to Love" (młodość sprzedana miłości), logo Chanel z napisem "Change the Channel" (zmień kanał) czy Comme des Filles ("jak dziewczyny" – przekształcenie nazwy japońskiej marki Comme des Garcons, czyli "jak chłopcy").
Podobne modowe pastisze można znaleźć na raczkującym Pintereście. Kto jest autorem? Jak to w przypadku internetowej twórczości bywa – trudno powiedzieć. Czy to projektowanie, czy tylko wyczucie trendów – łatwo ocenić. Boom na polską modę dopiero się zaczyna. Mało kto sprawdza jeszcze składy i miejsce produkcji, tym bardziej, że klientela jest często młoda i niezamożna. Liczy się przede wszystkim fajny ciuch, często sprowadzający się do zabawnego nadruku.
Gorączka polskiej mody
Polska moda po 1989 to długo przede wszystkim projektanci. Jest ich może kilkunastu. Szyją dla socjety i gwiazd show biznesu, prowadzą atelier, czasem pojawiają się w magazynach dla pań. Ale to nie są ciuchy, na które byłoby stać 25-letnie faszionistki. W 2009 z przytupem rusza polski tydzień mody w Łodzi (przetrwa do 2016 roku), na który przyjeżdżają takie sławy jak Roberto Cavalli, Kenzo Takanada czy Agata Ruiz de la Prada i Patrizia Gucci.
Jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne polskie marki i targi z designem i modą. W 2009 powstaje Cloudmine, a 2012 roku rusza Showroom – platformy sprzedażowe, gdzie można kupić ubrania i dodatki wyprodukowane, lub przynajmniej zaprojektowane w Polsce.
MISBHV trafiło na perfekcyjny moment. A Natalia i Kasia mają ambicje i czują rynek. Zaczynają szyć bardziej skomplikowane ubrania. Na początek bejsbolówki ze skórzanym rękawami, sukienki, szorty. Wybijają się na tle podobnych marek i zyskują rozpoznawalność, nie bez udziału raczkujących, ale zdobywających coraz większe zasięgi szafiarek. I jednymi i drugimi wkrótce zainteresują się duże media, windując do mainstreamu.
Team Fame
Dla MISBHV w Polsce przełomowy jest rok 2012. Bluzy i sukienki z nadrukami "Team Paris" stają się hitem na miarę nieodżałowanej kurtki z Bershki, a zdjęcia najpopularniejszej wówczas polskiej blogerki Alicji Zielasko, która zakłada bluzę MISBHV podczas tygodnia mody w Londynie, trafiają na stronę włoskiego "Vogue’a". Dwa lata później w ciuchach z tej kolekcji zostaną sfotografowani nastoletni mordercy z Białej Podlaskiej Kamil N. i Zuzanna M., co nie umknie uwadze internautów, zaświadczając niejako o rosnącej rozpoznawalności MISBHV.
W tym samym roku marka przechodzi rebranding. Oprócz nowego, bardziej surowego logo zmienia też kierunek. Z firmy hołdującej poślednim streetwearowym gustom młodego pokolenia, idzie w stronę fashion-forward. Zamiast odtwarzać trendy, zaczyna uczestniczyć w ich kreowaniu. To początek przeskoku do pierwszej ligi marek alternatywnych, ale i znacznego wzrostu cen. Większość niegdysiejszych wiernych klientów, na których wyrosło MISBHV, nie może już sobie pozwolić na ich ciuchy.
Motel Złudzeń
W 2018 marka spotyka się z pierwszymi nagłośnionymi oskarżeniami. Chodzi o serię "Motel Mirage", czyli bluzy (899 złotych) i torby (2 399 złotych) z nadrukiem uprawiającej seks pary.
Jak się okaże, charakterystyczny negatyw to okładka płyty amerykańskiego zespołu Sleep Chamber "Submit to Desire" z 1985 roku. Marka do oskarżeń, opisanych przez Pudelka, ale już nie przez "Elle" czy "Glamour", się nie odnosi.
Rok później dzieje się dokładnie to samo. Na koszulkach MISBHV ląduje kolejna okładka starej płyty. Tym razem chodzi o "Lovehunter" zespołu Whitesnake z 1979 roku. Znowu: grafika jeden do jednego z usunięciem oryginalnych podpisów.
Dziś takie same T-shirty można kupić na eBayu za 9 funtów, czyli ponad 7 razy mniej niż u polskiej marki (mały bonus: zamiast logo MISBHV – nazwa zespołu). Natalia Maczek zapytana na spotkaniu ze studentami o całą sprawę tłumaczy, że Whitesnakes wydali tylko dwie czy trzy płyty, a jego założyciel… jest dziś bezdomnym.
Rzeczywiście jest w tym jakaś logika, wszak trudno, żeby bezdomny udał się do sądu. O sprawie po raz kolejny milczą polskie magazyny modowe, jednocześnie tak chętnie opisujące kolejne zagraniczne sukcesy MISBHV. Fragment nagrania ze spotkania ze studentami udostępniła Ola Miernik, założycielka strony i kanału Fucks Fashion na YouTubie, która bodajże jako pierwsza skrytykowała polskich bożków streetwearu publicznie i pod nazwiskiem.
– Wielu małych twórców – i mam tu na myśli też inne marki i projektantów – nie ma odwagi komentować tego, co robi MISBHV. Są popularni, znani zagranicą, mają za sobą media. Myślę, że działa to na podobnej zasadzie w każdej branży – lepiej siedzieć cicho, tym bardziej, że to też małe środowisko, wiele osób zna się prywatnie, a przecież nie krytykuje się znajomych, a nawet znajomych znajomych. Pomijając już prywatne znajomości MISBHV w mediach związanych z modą, to marka odzieżowa, którą stać na wykupienie reklam, więc trzeba uważać, co się pisze – mówi Ola z Fucks Fashion.
O nietypowych "inspiracjach" MISBHV nie milczy się za to na poświęconych modzie grupach i fanpage’ach, wśród których przoduje otwarcie drwiący z marki MEMEBHV pełen przykładów "zapożyczeń", wśród których są ulotki i plakaty reklamujące kluby, okładka książki, kolejne motywy z płyt, grafiki z Pinteresta.
Strategia wydaje się niezła. Modne nadruki w większość zaczerpnięto ze źródeł, których autorstwo często trudno ustalić. Całkiem jak w przypadku koszulki "Change the Channel" produkowanej w czasach, gdy MISBHV było studenckim brandem z Krakowa, a nie marką pokazującą się na tygodniach mody i sprzedającą bikini za 800 złotych.
Projekt na dobę
W 2018 roku Maczek i Wirski udzielają wywiadu dla portalu Design Scene. Pada pytanie o to, jak zmieniła się praca w MISBHV od czasów, gdy ich ciuchy trafiły do zagranicznych dystrybutorów trzy lata wcześniej. Natalia stwierdza, że "bardzo" i wspomina, jak to projektowali koszulkę w poniedziałek, drukowali we wtorek, fotografowali w środę, a w czwartek sprzedawali. Szybko? Nic bardziej mylnego.
Z wywiadu można dowiedzieć się, że tempo znacznie się zwiększyło, bo MISBHV wypuszcza ponad stuelementowe kolekcje cztery razy do roku. Nietrudno policzyć, że wychodzi więcej niż jeden projekt dziennie. I to z pominięciem weekendów. "Żyjesz, uczysz się, dopasowujesz i idziesz do przodu" – mówi Maczek.
Czy jednak rzeczywiście nauczyli się czegoś, poza dumnym pochodem ku górze? W październiku 2020 roku wychodzi na jaw kolejne "zapożyczenie" MISBHV, które odbije się w mediach szerszym echem niż wszystkie poprzednie.
Mieszkający w Szanghaju fotograf posługujący się pseudonimem Hqeivy publikuje zdjęcie twarzy dziewczyny, które zrobił cztery lata wcześniej. Do posta dołącza wiadomość dziwnej treści, którą otrzymał w sierpniu 2020 od Tomasza Wirskiego.
Dyrektor kreatywny MISBHV, pisze, że osoba, która już z nimi nie współpracuje, wykorzystała bezprawnie wspomniane zdjęcie Hqeivy’ego do wykonania jednego z nadruków (zaskoczeni?).
W ramach rekompensaty Wirski, również niegdysiejszy student prawa, proponuje bon do sklepu o wartości 2000 euro (równowartość dwóch płaszczy albo dwóch torebek MISBHV). Dodaje też, że mogą przedyskutować dalszą współpracę.
Jakby mało było kuriozalnych propozycji, dyrektor kreatywny MISBHV załącza zdjęcie ubrania z printem na podstawie zdjęcia fotografa i pisze, że "tak swoją drogą wygląda obłędnie", a wspólna praca nad kolejnym nadrukiem "could be fun" (może być świetną zabawą).
Tyle że fotograf znajduje na stronie MISBHV nie jeden, a siedem modeli na których użyto jego zdjęć. Z jego relacji wynika, że gdy zaproponował Wirskiemu dyskusję o rekompensacie finansowej za bezprawne użycie zdjęć, ten zamilkł. Niejako w odpowiedzi MISBHV usuwa z Instagrama posty z ubraniami ze wspomnianym nadrukiem. W sklepie są dostępne dopóki sprawy nie zwęszą polskie media (sprawę opisują w końcu między innymi NewOnce, Fashion Post i "Elle", ale tradycyjnie już nie "Vogue".
Fejmu ci u nas pod dostatkiem
Tymczasem Tomasz Wirski zapewnia w komentarzu na Facebooku, że celem fotografa z Szanghaju nie jest uregulowanie kwestii praw autorskich, ale "atencja i zbicie fejmu na plecach MISBHV – co ewidentnie działa". Wygodne wyjaśnienie, gdy podbiera się pracę maluczkich.
Domniemane zbijanie fame’u wyszło chyba jednak tak sobie, zważywszy, że po trzech miesiącach MISBHV ma na Instagramie bazę fanów liczącą niemal 400 tys., Hqeivy zaś – około 5 tys. obserwatorów. Wyszedłby na tym lepiej, gdyby marka choćby raz oznaczyła go na swoim profilu. Ale rekiny nie muszą przejmować się płotkami.
We wspomnianym wyżej komentarzu Wirski bije się też pierś: "Czy popełniliśmy błąd? Tak. Na pewno nie dołożyliśmy pełnej staranność w uregulowaniu kwestii prawa autorskiego w tym konkretnym przypadku". "Kolejne przypadki" w przypadku MISBHV mają jednak to do siebie, że cudownie się mnożą.
22 października, czyli dwa dni przed tym jak fotograf z Szanghaju ujawni swoją historię z MISBHV, Trybunał Konstytucyjny uznaje aborcję z przyczyn embriopatologicznych za niezgodną z polskim prawem. Na ulice polskich miast wychodzą tysiące protestujących, a strajki w następnych dniach będą się nasilać.
Aleksandra Łogusz i Maciej Margas – para fotografów specjalizujących się w ujęciach z dronów i zdjęciach robionych z helikopterów, decydują się udokumentować protesty. Są poruszeni i chcą coś zrobić. A że są fotografami, postanawiają zrobić zdjęcia.
Mimo że pada lekki deszcz, odpalają drona wartego 50 tys. złotych, którego używają zazwyczaj w ramach swojego komercyjnego projektu Poland On Air. Chcą pokazać, jak naprawdę wyglądają strajki, które w TVP są przedstawiane jako małe zgromadzenia. To ich filmy trafią potem do Reutersa i do CNN.
W między czasie Aleksandra i Maciej dostają screeny z profilu MISBHV. W ramach solidaryzowania się z protestem, marka wrzuca na swój Instagram zrobione przez nich zdjęcie dwukrotnie. To nie udostępnienie. MISBHV pobiera zdjęcie i udostępnia je jako własne. Nie oznacza profili Aleksandry ani Macieja, strony Poland On Air, ani nawet nie dodaje ich w hasztagach.
– Rozumiem, że "zwykły Kowalski" widzi gdzieś jakieś zdjęcie i wkleja je na swojego Facebooka, bo nie wie, jak to działa. Nie mam za to złudzeń, że marka komercyjna tego formatu orientuje się w prawach autorskich. Moim zdaniem to myślenie spod znaku "niech mały żuczek się cieszy, że ktoś taki znany jak my go wykorzystał" połączone z przekonaniem, że inny twórca będzie bał się podskoczyć – komentuje Łogusz.
Po publikacji zdjęcia Poland On Air przez MISBHV, Aleksandra pisze do marki. Raz publicznie i raz w wiadomości prywatnej. Zdjęcie zbiera ponad 15. tys. polubień, a potem znika. Fotografce nikt nie odpisuje.
– Usunięcie naszej pracy z ich profilu nie załatwia sprawy. Zdjęcie robiło im zasięgi, ileś par oczu to widziało, ileś osób udostępniło dalej. To nabijanie sobie fejmu i udawanie zaangażowania w poważny temat bez kiwnięcia palcem. Nie jest trudno nas znaleźć, tym bardziej, że ktoś z MISBHV już to zrobił, żeby ukraść fotografię – dodaje Aleksandra. Sprawą zajmuje się obecnie prawnik.
Być może już wkrótce Poland On Air czeka propozycja współpracy z "najlepszą polską marką na świecie". Tak było z twórcą logo muzyka Apex Twin. Sprawa przywłaszczenia projektu przez MISBHV wylądowała nawet na Reddicie. Paul Nicholson, który zaprojektował logo, napisał, że skontaktował się z marką w tej sprawie i została mu zaproponowana współpraca przy kolekcji, więc w zasadzie jest zadowolony.
Ola Miernik, Fucks Fashion: Twórcy marki, która robi tak oszałamiającą karierę, raczej nie są pierwszymi naiwnymi, pomijam już, że obydwoje studiowali prawo, więc orientują się w kwestiach własności intelektualnej. Przypuszczam, że MISBHV te wszystkie "zapożyczenia" może mieć do jakiegoś stopnia skalkulowane. Nie wiemy w przypadku jak wielu projektów, mniejsi twórcy nie mieli odwagi rzucać oskarżeń, albo ucieszyli się, że dostali "kuponu na zakupy". No i umówmy się – lata mijają, a MISBHV wciąż sprzedaje. Dla wielu odbiorców liczy się "hype", a etyka pozostaje drugorzędna.
Mimo tych wszystkich, mówiąc eufemistycznie – wpadek – próżno szukać negatywnych tekstów o MISBHV w najważniejszych tytułach modowych w kraju. "Vogue" opisał w maju 2020 roku sprawę Jessiki Mercedes Kirschner, którą wcześniej promował. Blogerka sprzedawała pod szyldem swojej marki tanie koszulki Fruit of The Loom z autorskimi nadrukami. Za to o kolejnych nieautorskich grafikach Maczek i Wirskiego "Vogue" nie napisał ani słowa, zwracając jednocześnie uwagę na ich współprace z Reebokiem czy projekt dla Zalando.
Żeby w pełni zarysować branżowy podział na równych i równiejszych, należałoby tu załączyć małe porównanie. Jessika swoją markę Veclaim prowadzi od 2018 roku, a więc o dekadę krócej niż Maczek, do tego jest o sześć lat młodsza, nie ma partnera biznesowego ani wykształcenia prawniczego.
Przede wszystkim jednak za nadużycie zaufania klientów kilkukrotnie przepraszała (raz nawet we łzach). Po wtopie z "owocowymi" koszulkami zdecydowała się też relacjonować proces produkcji nowej kolekcji krok po kroku.
Co w sytuacjach podbramkowych robi MISBHV? Wydaje się, że głównie kasuje zdjęcia i wyższościowo milczy. Królowie streetwearu ubierający Kylie Jenner nie muszą zniżać się do poziomu zwykłych śmiertelników, ani nawet mniej znanych twórców.
Jak na razie "najlepsza polska marka" ma wybitne szczęście. Próżno szukać tekstów o jej uchybieniach w zagranicznych mediach. Sarkają tylko – a i tak rzadko – małe, zawistne Polaczki.
W jednym z wywiadów zapytano Natalię Maczek, czy brak wykształcenia kierunkowego nie jest przeszkodą w jej pracy. "Wiele osób wie, jak grać z nut, ale mało osób umie coś powiedzieć przez muzykę" – odparła filozoficznie.
Czy MISBHV w ogóle umie grać z nut? Jeśli tak, wydaje się, że niezbyt czysto. Pomijając już, że "mówić przez muzykę" a "komponować" to dwie różne kwestie.
***Wysłałam do MISBHV maila z pytaniem o prawa autorskie do grafik, których używają w swoich kolekcjach, a także o to, jak została finalnie rozwiązana sprawa bezprawnego użycia zdjęcia fotografa posługującego się pseudonimem Hqeivy, ale nie dostałam odpowiedzi. Gdy tylko ją dostaniemy, opublikujemy w tym tekście.
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl