– Mam wrażenie, że jak Jarosław Kaczyński usłyszał o tym, że prowadzone jest postępowanie w kierunku przestępstwa oszustwa przez niego, postanowił się zemścić na mnie i polecił, aby CBA coś znalazło – powiedział mecenas Roman Giertych w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Roman Giertych został zatrzymany w październiku zeszłego roku w związku z podejrzeniem wyprowadzenia i przywłaszczenia ze spółki deweloperskiej Polnord ok. 92 mln zł. Zatrzymania dokonali agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy działali na polecenie poznańskiej prokuratury.
22 stycznia sąd w Poznaniu uznał zatrzymanie Giertycha za nielegalne i bezzasadne. Podkreślił, że CBA nie miało prawa ani kompetencji do zajmowania się tą sprawą. Ponadto sąd zwrócił uwagę na fakt, że sprawa Giertycha wędrowała między policją i CBA. Były wicepremier zapowiedział już wystąpienie o zadośćuczynienie i odszkodowanie.
W "Faktach po Faktach" Giertych powrócił m.in. do sprawy "taśm Kaczyńskiego". Chodzi o plany budowy w stolicy dwóch wieżowców przez spółkę Srebrna. Kaczyński negocjował w tej sprawie z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem, którego prawnikiem jest właśnie Giertych, a także Jacek Dubois.
– Mam wrażenie, że jak Jarosław Kaczyński usłyszał o tym, że prowadzone jest postępowanie w kierunku przestępstwa oszustwa przez niego, postanowił się zemścić na mnie i polecił, aby CBA coś znalazło – komentował Giertych na antenie TVN24.
– Szukali, szukali, a potem znaleźli coś, co się wrocławskim prokuratorom nie spodobało, że musieli przenieść sprawę do Poznania, a teraz mamy już sześć orzeczeń sądu, które mówią, że w sprawie nie ma przestępstwa – dodał Giertych.
Następnie ponownie ogłosił, że będzie domagał się odszkodowania i zadośćuczynienia, a otrzymane środki chciałby przekazać na cele społeczne. – Będę chciał, aby prędzej czy później odszkodowanie to, z własnych kieszeni, zapłacili pan (prokurator krajowy) Bogdan Święczkowski, pan Zbigniew Ziobro i pan Jarosław Kaczyński – powiedział mecenas.
Giertych stwierdził, że raczej nie nastąpi to za czasów rządów PiS. – Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale z pewnością tutaj wszystkie osoby odpowiedzialne zostaną osądzone – podsumował.
Po programie jeszcze napisał na Twitterze post z wicepremierem w roli głównej. Porównał go do... Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki.
"Wyborcza" dowodzi, że urządzono "polowanie na Giertycha"
"Gazeta Wyborcza" dotarła do nieznanych szczegółów tej sprawy, które mogą potwierdzać, że celem było "upolowanie" mecenasa przez władzę PiS. Pokazała, jak prokuratura zmieniała zdanie, kto w ogóle ma zajmować się śledztwem: policja czy CBA.
Informatorzy "Wyborczej" mieli na to wyjaśnienie. – Agentami CBA łatwiej sterować niż policjantami. Kierownicze stanowiska w CBA zajmują zaufani ludzie PiS – stwierdzili.
Motorem napędowym śledztwa miała się stać wrocławska delegatura CBA, a w szczególności jeden z jej agentów Artur Ch. – zaufany człowiek Ernesta Bejdy (ówczesnego szefa CBA) i Mariusza Kamińskiego. Potem Prokuratura Krajowa jeszcze przeniosła śledztwo do Poznania, jednak kluczową rolę nadal mieli wtedy odgrywać wrocławscy agenci CBA.