– Uważam, że pan prezydent źle nas odebrał. My nie narzekamy. Po prostu chcemy, aby prokuratura funkcjonowała możliwie jak najlepiej, co oczywiście nasi przełożeni odebrali, jak odebrali i skończyło się delegacjami – mówi nam prokurator Ewa Wrzosek ze Stowarzyszenia Lex Super Omnia, którą z dnia na dzień przeniesiono z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów do PR w Śremie. I dodaje: – Z pewnością skierujemy pozwy do sądu pracy o mobbing i dyskryminacje.
Prokurator Ewa Wrzosek, która wszczęła śledztwo ws. wyborów kopertowych, została przeniesiona na pół roku z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów do PR w Śremie.
– I choć nie jest to kara dyscyplinarna, to tak ją odbieram – stwierdza prokurator w rozmowie z naTemat. I zapowiada pozwy do sądu pracy za mobbing i dyskryminację.
Prokurator Wrzosek odpowiada także na słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który sugerował, że niezadowoleni przeniesieniem prokuratorzy ze Stowarzyszenia Lex Super Omnia, mogą zmienić zawód.
Prezydent Andrzej Duda w rozmowie z Krzysztofem Skórzyńskim zasugerował, że jeśli przeniesionym prokuratorom jest tak bardzo źle, "to zawód prawniczy można sobie zmienić, zostać adwokatem, notariuszem". Co pani na to?
Prokurator Ewa Wrzosek: – Zrobiło mi się bardzo przykro. Ni mniej, ni więcej oznacza to, że pan prezydent nie rozumie, iż zawód prokuratora to jest pewna służba. I każde z nas zostało prokuratorem nie dlatego, że nie miało innego wyboru, ale dlatego, że chcieliśmy.
Takie deprecjonowanie naszego zaangażowania, dotychczasowej pracy, doświadczenia zawodowego, jest przykre. Mamy wprawdzie kwalifikacje, które umożliwiają nam zmianę zawodu na inny prawniczy, ale nie po to rozpoczynaliśmy pracę w prokuraturze i składaliśmy przysięgę, żeby przy tego rodzaju sytuacjach rezygnować.
Uważam, że pan prezydent źle nas odebrał. My nie narzekamy. To że zwracamy uwagę i jesteśmy krytyczni wobec tego, co aktualnie dzieje się w prokuraturze, nie jest bezefektywnym narzekaniem.
Po prostu chcemy, aby prokuratura funkcjonowała możliwie jak najlepiej, co oczywiście nasi przełożeni odebrali, jak odebrali i skończyło się delegacjami.
W pierwszej kolejności było mi przykro, później przyszła złość. Żadne z nas nie nosi się z zamiarem opuszczenia prokuratury.
Nie przeszło pani przez myśl, żeby dać sobie spokój z tym zawodem? Na przykład wtedy, gdy umorzono śledztwo ws. wyborów kopertowych, a dzień później Bogdan Święczkowski wszczął wobec pani postępowanie dyscyplinarne z powodu "oczywistego i rażącego naruszenia przepisów prawa"?
Mam za sobą wieloletnie doświadczenie pracy w tym zawodzie. Różne koleje losu przechodziłam w prokuraturze, podobnie jak moi koledzy. Pamiętam, kiedy prokuraturą pan Zbigniew Ziobro kierował po raz pierwszy. Już wtedy nie było łatwo.
Jednak zupełnie zmieniają się metody zarządzania tymi jednostkami. Są inne priorytety. Nie tyle dobro prokuratury jest brane pod uwagę w pierwszej kolejności, a jakieś partykularne interesy władzy. Te są rozgrywane przez prokuraturę, która staje się narzędziem politycznym.
Więc oczywiście: każdy z nas jest człowiekiem, mamy chwile zwątpienia i momenty, kiedy zastanawiamy się, czy jest to tego warte.
Może to dziwnie zabrzmi, ale postępowań dyscyplinarnych to już pan prokurator krajowy trochę wobec mnie wdrożył (m.in. za wystąpienie w Sejmie w 2017 r., kiedy mówiła o "zamachu konstytucyjnym" czy za udział w wiecu w obronie sędziów SN – red.), więc uodporniłam się na pewnego rodzaju nieeleganckie zagrywki pana Święczkowskiego i rzeczników dyscyplinarnych.
Próbowała się pani odwoływać od decyzji prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego ws. delegacji na drugi koniec Polski?
Postępowania dyscyplinarne rządzą się konkretną procedurą, zachowaniem prawa obrony. Ale w przypadku delegacji nie ma takiej możliwości. I choć nie jest ona karą dyscyplinarną, to tak ją odbieram.
Kara za dociekliwość?
Dokładnie tak. Ona jest wymierzona poza trybem dyscyplinarnym, natychmiast wykonalna i bez możliwości zaskarżenia czy odwołania się.
Więc drogą służbową w żaden sposób nie możemy się od tego odwołać, musimy się decyzjom prokuratora krajowego podporządkować. Natomiast jak każdemu obywatelowi przysługuje nam prawo zaskarżenia tych decyzji do sądu pracy, bowiem czujemy się dyskryminowani i mobbingowani.
Zrobicie to?
Z pewnością skierujemy pozwy do sądu pracy o mobbing i dyskryminacje. Zwłaszcza, że co i rusz wychodzą nowe okoliczności tych delegacji, a więc np. wysłanie prokuratorów do jednostek, które nie mają braków kadrowych.
Czy do takich, które nie zgłaszały, że mają tego rodzaju problemy, jak np. Prokuratura Rejonowa w Śremie.
Dokładnie tak. Prokuratura Rejonowa, do której zostałam skierowana, posiada jeden brak kadrowy. Na pięć etatów brakuje tam jednego prokuratora. Natomiast z chwilą mojego tam delegowania obsada w tej prokuraturze będzie stuprocentowa...
... a tymczasem w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów, skąd panią przenoszą, będą poważne braki kadrowe. Gdzie tu logika?
W tym trudno się doszukiwać się logiki. To jakaś frustracja pana prokuratora krajowego, która w ten sposób została rozładowana. Być może liczył, że doprowadzi do tego, że przestaniemy publicznie zabierać krytyczny głos w sprawach dotyczących prokuratury.
Jeśli o nas chodzi, to oczywiście ten efekt nie zostanie osiągnięty. Najprawdopodobniej na innych prokuratorów, którzy stoją gdzieś na boku i obserwują co się dzieje, podziała to jak kubeł zimnej wody. Te delegacje są zupełnie nieracjonalne.
Co się stanie ze sprawami, które pozostawi pani w mokotowskiej prokuraturze?
To jest przerażająca sytuacja. Mokotowska prokuratura, w której pracuje, już w tej chwili ma olbrzymi poziom niedoborów kadrowych. Z chwilą odejścia nie tylko mnie, ale i prokuratora Onyszczuka, braki kadrowe będą na poziomie prawie 50 procent. Przy czym prokuratura mokotowska jest specyficzna, jeśli chodzi o obciążenie i kategorie spraw, jakie prowadzimy.
Już zdążyłam się zorientować, że roczny wpływ spraw do prokuratury w Śremie jest mniejszy niż ilośc spraw w jednym tylko dziale prokuratury, w której obecnie pracuję.
Aktualnie pozostawiam w prowadzeniu około 130 spraw. Ktoś nowy będzie musiał je przejrzeć od początku, wdrożyć się, podejmować decyzje. A niektóre z nich już były na ukończeniu, niektóre są bardzo poważne, wielotomowe. Fizycznie będzie to stanowiło olbrzymie obciążenie dla prokuratora, który to po mnie przejmie. Zwłaszcza, że do naszej jednostki nie przychodzi nikt nowy.
Czyli pani sprawy trzeba będzie rozdzielić między obecnych pracowników prokuratury?
Dokładnie tak lub dokonać przesunięć kadrowych, ale w ramach tego stanu, który tam jest. Jeżeli więc pan prokurator krajowy kierowałby się dobrem prokuratury, to takie jednostki, jak nasza byłyby wspomagane w pierwszej kolejności.
Spodziewała się pani, że prokurator Święczkowski posunie się aż tak daleko?
Pan prokurator czy osoby wypowiadające się w jego imieniu nie ukrywały, że planują wobec mnie wyciągnąć jakieś konsekwencje. Zwłaszcza jeśli chodzi o ostatnią głośną decyzję, czyli wszczęcie śledztwa ws. wyborów kopertowych.
Tak więc spodziewałam się. Natomiast proszę mieć na uwadze, że tamto zdarzenie miało miejsce w kwietniu ub.r. Od tamtej pory nikt formalnie nie przedstawił mi ani żadnego zarzutu, ani mnie nie przesłuchiwał, ani nie wzywał do złożenia jakichkolwiek oświadczeń. Zatem najbardziej zakasujące w tej delegacji jest to, że jest ona tak niespodziewana i niczym nieuzasadniona.
Spodziewałam się kary dyscyplinarnej, czyli wymierzonej w określonym trybie czy postępowaniu. Ta delegacja to jest ewidentna szykana.
To czasowe przesunięcie, na razie na pół roku?
Tak, to przesunięcie na pół roku, aczkolwiek jest to maksymalny okres, na który prokuratora można delegować poza miejsce zamieszania. A więc pan prokurator krajowy delegował nas nie na miesiąc, dwa, trzy, tylko na maksymalny okres sześciu miesięcy.
Często padają oczekiwania, że niejako prokuratorzy są zobowiązani do poddawania się tego rodzaju ruchom kadrowym, co nie do końca jest prawdą. Ustawa o prokuraturze stanowi, że prokurator powinien pracować w miejscu swojego zamieszkania. My nie jesteśmy wojskiem, aby nas delegować nagle na drugi kraniec Polski.
Sama istota delegacji jest bardzo słuszną koncepcją, natomiast jeśli idą za tym dobre intencje, np. wspomożenie takich jednostek jak prokuratura mokotowska, która boryka się z ogromnym obciążeniem spraw i brakami kadrowymi.
Prokuratura nie zapewniła pani mieszkania w Śremie. Czy udało się już coś zorganizować?
Powiedzmy, że na 99 procent, ponieważ udało mi się takie lokum znaleźć, natomiast od strony formalnej – dopiero we wtorek jadę do Śremu i podpiszę umowę najmu. W środę z samego rana zgłaszam się do pracy w prokuraturze.
Czeka panią rozłąka z rodziną?
W Warszawie zostawiam dwójkę dzieci, psa, matkę. I to straszliwa dezorganizacja życia rodzinnego i osobistego.
Co na to rodzina?
Największy szok już chyba minął. Nawet u mnie trochę trwało, zanim stanęłam przed ogromem problemów, które pojawiły się, a które musiałam rozwiązać, jak np. zapewnienie opieki matce czy dzieciom.
Szok minął, później pojawiła się frustracja, że tak naprawdę jednym podpisem prokuratora Święczkowskiego nasze życie zostało przewrócone i musimy je sklejać od nowa.
Czy jest coś, co w tej całej sytuacji daje nadzieję? Widziałam ogromne wsparcie: i ze strony sędziów SN, i prawników, i polityków, i obywateli. Bo to temat numer 1 w ostatnich dniach.
Myślę, że pan prezydent swoim wywiadem niejako podniósł jeszcze tę temperaturę. Jestem bardzo wdzięczna za solidarność prawników i to wszelkich profesji, szczebli.
Jestem też bardzo wdzięczna zwykłym obywatelom, którzy okazują nam solidarność. Mam bardzo dużo ofert pomocy na miejscu czy w okolicach: od bezpłatnego użyczenia mieszkań, sprzętów gospodarstwa domowego, gdyby mi takich brakowało. Skalą tego wsparcia jestem szczerze wzruszona.
I choćby to jest takim pocieszeniem w całej tej sytuacji. Jesteśmy tak solidarni i empatyczni wobec siebie. Korzystając z tej okazji, chcę serdecznie podziękować wszystkim za to olbrzymie wsparcie i pomoc.
W Śremie też szykują pani powitanie.
Miejscowi i okoliczni sędziowie już się do mnie zwrócili, że będziemy się witać. To też bardzo miła akcja i od razu się robi ciepło na sercu. Zastanawiam się, czy pan prokurator Święczkowski zdawał sobie sprawę, jak ogromny odruch serca ze strony wielu ludzi wywoła jego decyzja.
Mam wrażenie, że gdyby się tego spodziewał, to zaniechałby tak spektakularnej akcji. Nie mówię, że nie zrobiłby nam krzywdy, bo jest milion różnych sposobów na dokuczenie prokuratorom z Lex Super Omnia, ale tą akcją dał nam wiedzę o sile i wsparciu ze strony innych ludzi.