"Dziwne przypadki Zbigniewa Girzyńskiego" – tak dziennikarka Bianka Mikołajewska skomentowała oryginalne zdarzenia z życiorysu posła PiS z Torunia, wykładowcy UMK, który rzekomo na podstawie skierowania od Ministerstwa Zdrowia zaszczepił się przeciw COVID–19 przed medykami i ludźmi 70 plus. Oto 5 nietypowych sytuacji dotyczących posła PiS.
Maturę Zbigniew Girzyński zdał w 1992 roku. Nie byłoby to nic godnego uwagi, gdyby nie to, że dzisiejszy poseł ukończył niższe seminarium duchowne w Płocku. Jako chłopiec Girzyński brał udział w nabożeństwach w roli ministranta.
I choć ostatecznie Zbigniew Girzyński poszedł w politykę, a nie kościół, skłonność do religijnego interpretowania rzeczywistości została. Świadczy o tym – poza głosowaniami – choćby sposób, w jaki polityk PiS wyjaśniał śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie smoleńskiej, klasycznym wypadku lotniczym typu CFIT (kontrolowany lot ku ziemi).
"Bóg zabrał Go, aby ci, którzy nie rozumieli i niszczyli Go, przestali to czynić. Tu szydzono z wszystkiego co było dla Niego ważne i święte. Drwiono z patriotyzmu, miłości do Matki, żony i brata. Nie szanowano Go nie tylko z tytułu urzędu jaki sprawował, ale nawet z faktu tego, że był człowiekiem. Bóg to wszystko obrócił w niwecz. Dał mu taką śmierć, tak przepełnioną symboliką, która sprawia, że dzieło Jego życia zwieńczył męczeństwem na Ołtarzu Ojczyzny. Zwieńczył Jego skronie koroną męczeństwa, abyśmy zrozumieli sens Jego życia!" – napisał na swoim blogu.
2. Państwowa posada dla siostry
Za pierwszego rządu PiS (2005-2007) młodsza siostra Zbigniewa Girzyńskiego, polonistka, została zatrudniona w państwowej spółce Energohandel (związanej z Energą). Nie była to jedyna osoba połączona pokrewieństwem lub znajomościami z partią rządzącą, która została wówczas przyjęta do firmy.
Co ciekawe, kobieta została zatrudniona mimo braku niezbędnych uprawnień wymaganych na stanowisku specjalisty ds. ISO. Sam poseł Zbigniew Girzyński zapewniał, że nie ma nic wspólnego z karierą siostry w państwowej spółce.
Jej drugą funkcją, jak opisywała wówczas toruńska "Wyborcza", była analiza cen i zaopatrzenia, coś, na czym również się nie znała. Dlaczego więc dostała posadę? – (Miała) nieprzeciętny potencjał intelektualny, który stwierdziłem podczas trwającej około 30 minut bezpośredniej rozmowy – stwierdził rekruter.
3. Półnagie zdjęcie
Poseł Girzyński podobnie jak inni politycy tej rangi od dawna jest aktywny na Facebooku. Dzieli się tam informacjami o swojej działalności, poglądami na różne kwestie, zapowiada nadchodzące wydarzenia.
Pod koniec sierpnia 2010 roku zrobił jednak coś, co odbiło się szerokim echem w mediach. Zamieścił swoje półnagie i półleżące zdjęcie, które – jak później wyjaśniał – było wspomnieniem z wakacji. "Trzeba iść na całość" – skwitował ku uciesze internautów.
4. Wielkie pieniądze od mamy
To, że rodzice pomagają dzieciom, to normalna sprawa. Jednak kwoty, którymi Helena Girzyńska obdarowywała syna, przeciętnego człowieka przyprawią o zawrót głowy. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", tylko w 2014 roku mama przelała na konto Zbigniewa Girzyńskiego 500 tys. zł. Niewielu rodziców jest w stanie sobie pozwolić na pół miliona złotych darowizny.
5. Służbowy wyjazd z mamą do Paryża
Na początku grudnia 2014 roku poseł Zbigniew Girzyński odszedł z klubu PiS. Powód? Służbowa podróż 3 miesiące wcześniej. Polityk Prawa i Sprawiedliwości poleciał do Paryża na posiedzenie komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że Girzyński rozliczył z Sejmem tę podróż tak, jakby do stolicy Francji pojechał samochodem, co było dla niego korzystne finansowo. Za nieprawdziwe rozliczenie kosztów delegacji zainkasował 2 060 zł. Co więcej, do Paryża nie poleciał sam. Na pokład samolotu zabrał ze sobą mamę, która – podkreślał – poleciała za prywatne pieniądze.
Okazało się jednak, że poseł Girzyński nieprawdziwie rozliczył nie tylko wyjazd do Paryża, ale i dwie inne delegacje. Opuścił PiS, ale jednocześnie twierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Dodał, że przebacza tym, którzy go krzywdzą.
6. Niejasne interesy
Po – jak twierdzili jego koledzy z partii – honorowym odejściu z PiS, Zbigniew Girzyński wystartował w wyborach, tym razem jednak do Senatu. Jednak nic z tego nie wyszło – były poseł nie zdobył mandatu.
Za to jego firma, History & Business Consulting, szybko zdobyła państwowy kontrakt z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych (PWPW) na świadczenie usług public relations. Gdy w 2016 roku sprawę podejrzanych powiązań – wraz z fakturą na 6 tys. zł – ujawnił "Newsweek", wszyscy nabrali wody w usta.
Zbigniew Girzyński przestał odbierać telefony, a PWPW zasłaniała się tajemnicą handlową. W odpowiedzi na interpelację opozycyjnego posła Arkadiusza Myrchy (KO), Ministerstwo Skarbu Państwa potwierdziło, że umowa między firmą Girzyńskiego a PWPW została zawarta na 6 miesięcy (luty – sierpień 2016), ale w jej ramach nie wystawiano faktur.
Jak w takim razie państwowa spółka płaciła byłemu posłowi partii rządzącej? Gotówką? Do ręki? Na podstawie rachunków? O tym już rząd PiS milczał. Nie ujawniono także ile firma Girzyńskiego zarobiła na kontrakcie z państwową spółką.