Japońska sztuka kąpieli leśnych podbija Europę. Sprawdziłam, w czym tkwi sekret "shinrin-yoku"
Alicja Cembrowska
06 lutego 2021, 17:02·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 06 lutego 2021, 17:02
Ile czasu w tygodniu poświęcasz na odpoczynek? Relaks bez telefonu w dłoni, nie ze wzrokiem wklejonym w nową produkcję Netflixa? Czy masz chwilę, żeby skupić się tylko na sobie, wsłuchać się w swoje ciało i umysł? Czy w ciągu ostatnich 7 dni udało ci się wyjść na spokojny spacer, podczas którego skupiłeś się na tym, co cię otacza? Podejrzewam, że większości z nas odpowiedzi na te pytania mogą uświadomić, że nie umiemy odpoczywać.
Reklama.
Shinrin-yoku to japońska sztuka "kąpieli leśnych", która jest coraz popularniejsza w Europie.
Chociaż spaceruje każdy z nas, to często nie robimy tego uważnie, przez co realnie nie odpoczywamy. W "leśnej kąpieli" chodzi o zanurzenie się w przyrodzie wszystkimi zmysłami.
Wzięłam udział w shinrin-yoku i porozmawiałam z Joanną Węgłowską, która zrobiła kurs w Forest Therapy Institute i prowadzi takie spacery w Polsce.
Już dawno odkryłam, że dotyczy mnie problem przebodźcowania. Uświadomiłam sobie, że muszę nauczyć się świadomego odpoczywania. Z początku trochę mnie bawiło, bo przecież teoretycznie to taka prosta i naturalna rzecz. Potem przekonałam się, że wcale nie jest to takie proste zadanie. Tym bardziej, gdy mieszka się w mieście, nie ma się samochodu (żeby pojechać w fajne miejsce za miastem), ma się natomiast pracę w branży, która "nigdy nie śpi".
Moje życie, co również pogłębiła pandemia, przeniosło się do komputera. Większość spotkań odbywam online, przez kamerkę lub telefon załatwiam sprawy. W końcu zaczęłam mieć problemy ze snem, bo przez kilkanaście godzin dziennie narażam mózg na kontakt z ekranami. Do tego doszło zmęczenie, rozdrażnienie i poczucie niepokoju.
Chyba dlatego nie dziwiło mnie, że tak wiele osób zdecydowało się morsować, a wcześniej wyraźnie opinia publiczna oburzała się obostrzeniami, które całkowicie zabraniały wyjść (do lasu czy parku). Bo trochę przymusowo, ale jednak, przypominamy sobie, że dla zachowania dobrostanu i równowagi psychicznej, potrzebujemy kontaktu z naturą.
Dlatego zdecydowałam się wziąć udział w japońskiej praktyce shinrin-yoku, czyli leśnej kąpieli. Spędziłam 3 godziny w pozornie uśpionym, zimowym lesie, a spacer poprowadziła Joanna Węgłowska, która zrobiła organizowany przez Forest Therapy Institute kurs na przewodnika kąpieli leśnych. FTI założony w 2019 roku stawia sobie za główny cel promowanie zdrowia poprzez kontakt z naturą. Fundamentami instytucji jest m.in. wielokulturowa współpraca i pasja do dzielenia się miłością do natury oraz pracy w niej.
Skąd się wzięło shinrin-yoku?
Słowo to używane jest od 1982 roku, kiedy dyrektor japońskiej rządowej Agencji Leśnictwa podsunął myśl, że "kąpanie się" w zieleni przynosi niebywałe korzyści dla zdrowia, jeżeli jest praktykowane regularnie. Chociaż współczesny świat jest wybitnie miejski, to coraz więcej osób czuje potrzebę "powrotu na łono natury". I to świetna wiadomość, bo spacery, obserwowanie przyrody, słuchanie ptaków, przebywanie wśród zieleni ma niebagatelny wpływ na nasze zdrowie.
Autorzy książki "Shinrin Yoku. Japońska sztuka czerpania mocy z przyrody", Hector Garcia i Francesc Miralles, wskazują na uzdrowicielską wręcz moc kąpieli w lesie.
– Ponad trzy dekady po pierwszych badaniach przeprowadzonych w latach osiemdziesiątych Stowarzyszenie Terapeutycznych Lasów Japonii pomaga dziesięciu milionom obywateli jak najczęściej wracać na łono natury i jeszcze bardziej zacieśnić więzi z przyrodą. Ubezpieczenie zdrowotne w wielu miejscach pracy zapewnia zatrudnionym nawet transport oraz przewodniki po terenach zielonych za miastem – piszą.
I wymieniają szereg korzyści shinrin-yoku dla:
– mózgu – pomaga produkować więcej hormonów szczęścia, uspokaja, łagodzi agresję i huśtawkę nastrojów, sprzyja regeneracji uszkodzonych tkanek, zmniejsza ryzyko demencji;
– oczu – relaksuje i poprawia wzrok mocno sfatygowany nieustannym patrzeniem w ekrany urządzeń elektronicznych;
– serca – obniża ciśnienie tętnicze, spowalnia tętno;
– układu trawiennego – spacer po jedzeniu znacznie poprawia trawienie, także u osób ze skłonnościami do zatwardzeń lub biegunki;
– układu odpornościowego – w naturalny sposób podnosi obronność organizmu, która chroni nas przed chorobami.
Potwierdzają to badania prowadzone od lat 80., m.in. na pacjentach szpitalnych, którzy dzięki kontaktowi z naturą szybciej dochodzili do zdrowia. Przeprowadzano również eksperymenty z użyciem wirtualnej rzeczywistości: "Jednej grupie kazano spacerować po mieście, podczas gdy członkowie drugiej ekipy mieli to robić na łonie natury.
Podczas badania zmierzono różne zmienne fizjologiczne uczestników i jasno dowiedziono, że przemierzanie miasta, nawet w wirtualnym świecie, wywołuje stres i negatywnie wpływa na stan naszego ducha. Nadmiar bodźców wzrokowych i słuchowych w połączeniu ze ściskiem i tłumem wywołały u uczestników badania wrażenie opresji, które z kolei wyzwoliło trudne emocje".
Garcia i Miralles prowadzili także obserwacje długowiecznych mieszkańców Japonii (napisali o tym książkę "Ikigai"). – Po pobycie u najstarszych ludzi na ziemi w wiosce stulatków w Okinawie doszliśmy do wielu wniosków, a jeden z nich brzmiał następująco: życie w sercu przyrody to klucz do zrozumienia sekretu długowieczności. Ogimi znajduje się w najbujniejszych zakamarkach dżungli, Yanbaru , porastającej północne połacie Okinawy.
Podczas wykonywania prac w gospodarstwie przepytaliśmy setkę staruszków o ich dietę, ćwiczenia fizyczne, relacje z sąsiadami oraz ikigai, czyli to, co ich mobilizuje, by co rano wstać z łóżka i przeżyć kolejny dzień. Bez wątpienia środowisko naturalne, w którym żyją, jest fundamentalne dla ich dobrostanu fizycznego, umysłowego i duchowego – piszą.
Spacer czas start
W shinrin-yoku wzięłam udział pod koniec stycznia. Teoretycznie pogoda nie zachęcała do spacerów. Asia, prowadząca leśną kąpiel, napisała mi smsa, że niektóre osoby się wykruszają i zapytała, czy pomimo mniejszej grupy, jestem chętna na zanurzenie się w lesie. Byłam. Dzień wcześniej po raz pierwszy w życiu morsowałam, więc nie przestraszył mnie śniego-deszcz i szare niebo. W torbie czekały na mnie termos z herbatą i zapasowy szal.
Z Asią i jeszcze dwiema uczestniczkami spotkałam się w Lesie Bielańskim. Chwilę porozmawiałyśmy, żeby się trochę poznać, a Asia omówiła podstawowe zasady: nic na siłę, w dowolnym momencie można wrócić do domu, proponowane przez nią zadania nie są obowiązkowe. Miałyśmy również powstrzymywać się od rozmów w trakcie spacerowania.
Chociaż słowo "spacerowanie" nie do końca tutaj pasuje, bo kojarzy się z pokonywaniem raczej sporego dystansu. My natomiast przeszłyśmy zaledwie kilka metrów. Trochę w bok, trochę do przodu, niespiesznie, skupiając się na tym, co nas otacza. W cyklu: robimy krąg, idziemy, wracamy do kręgu, w którym każdy może opowiedzieć o swoich odczuciach, "wykonujemy zadanie", krąg, zadanie, krąg…
Czuj, patrz, dotykaj
Wspomniane "wykonywanie zadań" nie jest absolutnie związane z egzaminowaniem, rywalizacją czy presją. Asia na wstępie zaznaczyła, że każda z nas ma czuć się komfortowo, dlatego nie trzeba nic mówić w kręgu i nie trzeba robić zadań, jeżeli nie czuje się takiej potrzeby.
Z mojej perspektywy warto jednak aktywnie podejść do leśnej kąpieli. Kiedyś miałam problem z otwieraniem się przy obcych osobach, które najpewniej wiedzę pierwszy i ostatni raz. Tym razem poczułam, że chcę mówić. Wszystkie chętnie dzieliłyśmy się swoimi refleksjami.
Wspomniane zadania dotyczyły zmysłów. Wyciszałyśmy umysł, z zamkniętymi oczami wsłuchiwałyśmy się w dźwięki, czułyśmy wiatr i delikatnie spadające krople deszczu. Dotykałyśmy mchu, drzew, sprawdzałyśmy faktury. Wąchałyśmy gałązki, korę, opadnięte liście. Budowałyśmy konstrukcje z tego, co znalazłyśmy. Wybierałyśmy "swoje miejsce" w lesie. Myślałyśmy. A później dzieliłyśmy się tymi myślami w kręgu. Praktykę zakończyłyśmy wspólnym wypiciem naparu z ziół i rozmową.
Chociaż może to brzmieć dosyć banalnie, to takie 3-godzinne BYCIE w lesie, skupienie się na tym, co czuję i jak się odprężam (dosłownie poczułam to w ciele), dało mi do myślenia. Uświadomiłam sobie jeszcze dobitniej, w jakim pędzie żyję i jak często odruchowo sięgam po telefon. Nieważne, że była niedziela – z początku czułam wewnętrzną presję, żeby "rzucać okiem" na ekran. Oczywiście tego nie robiłam.
Jak się czułam po powrocie do domu? Byłam jednocześnie bardzo wyciszona, ale i naładowana energią. Było mi przyjemnie, faktycznie poczułam, że na 3 godziny wyłączyłam paniczne myślenie, co muszę zrobić w nowym tygodniu, jakie mam obowiązki i czy na pewno wszystko, co ważne wpisałam do kalendarza. Potraktowałam ten czas jako self-care, skupienie się na sobie i swoich emocjach. Przy okazji poznałam świetne kobiety, z którymi czułam się bezpiecznie i komfortowo.
Zawodowe "oprowadzanie po lesie"
Shinrin-yoku jest stosunkowo nową praktyką w Europie. Całkiem przypadkowo, na Facebooku, trafiłam na Joannę Węgłowską, która prowadzi stronę "Moc lasu". Dla niej i jej męża leśne kąpiele to praca, ale również pasja.
Jak to jest z tym lasem w twoim życiu?
Od dziecka las był mi bardzo bliski. Wychowałam się na Podkarpaciu, w domu otoczonym lasem. Mój mąż, urodzony warszawiak wychowywany w dużym mieście, również od dziecka kochał spędzanie czasu na łonie natury.
W 2011 przeprowadziłam się do Krakowa, aby studiować geografię. Moja miłość do natury została pogłębiona o widzę o procesach zachodzących w przyrodzie. Cztery lata temu przeprowadziłam się do Warszawy. Pracowałam w polskiej korporacji, później w
administracji państwowej. Ciągle jednak coś było nie tak, praca osiem godzin za biurkiem jest totalnie niezgodna z moim charakterem. Potrzebowałam ruchu, przyrody, poczucia celu. Szukałam życia w zgodzie ze swoją Prawdą.
Jak to się stało, że zainteresowałaś się shinrin-yoku?
W lutym 2020, po powrocie zza koła podbiegunowego, gdzie spędziłam trochę czasu w lapońskich lasach, zapisałam się na kurs przewodnika Kampinoskiego Parku Narodowego. Znowu mocno weszłam w las. W tym czasie gdzieś w internecie znalazłam stronę FTI (Forest Therapy Institute), zobaczyłam, że organizują kurs w Polsce.
Porozmawiałam o tym z (jeszcze wtedy) narzeczonym i wspólnie zdecydowaliśmy się na zanurzenie (nomen omen) w naszej nowej, leśnej przygodzie. W sierpniu 2020 tego roku uczestniczyliśmy w pierwszym w Polsce kursie na przewodników kąpieli leśnych, który odbywał się w Puszczy Białowieskiej, najlepiej zachowanym, wciąż częściowo pierwotnym lesie w Europie, którego mnogość gatunków grzybów, roślin i zwierząt świadczy o wielkiej bioróżnorodności. Tak zdobyliśmy certyfikat FTI.
Na czym polega taki kurs?
Podczas samego kursu zapoznawaliśmy się z teorią i praktyką metody kąpieli leśnych. Trwało to tydzień i ten czas był naładowany wykładami oraz ćwiczeniem i wdrażaniem zdobytej wiedzy. Następnie odbyliśmy kilkumiesięczne praktyki, w trakcie których prowadziliśmy nasze pierwsze samodzielne shinrin-yoku.
Kolejnym stopniem wtajemniczenia jest kurs na terapeutę leśnego, w którym mamy zamiar brać udział w marcu. O ile przewodnik bardziej skupia się na profilaktyce, o tyle terapeuta pracuje z osobami, które już zmagają się z zaburzeniami takimi jak lęki, depresje.
Shinrin-yoku wywodzi się z Japonii. Jak tam odbywa się ta praktyka?
Kąpiel leśna to w dużym skrócie praktyka zanurzenia się w lesie wszystkimi zmysłami – spowolnienie i "wykąpanie" ich w kojącej, bezpiecznej atmosferze lasu. Według definicji Forest Therapy Institute, kąpiel leśna jest prozdrowotną, salutogeniczną (czyli kładącą nacisk na zachowanie zdrowia) i odbywającą się w naturze praktyką nakierowaną na zwiększenie dobrostanu, redukcję stresu i wejście w stan relaksacji.
Praktyka ta, jak wspomniałaś, pochodzi z Japonii, gdzie stanowiła odpowiedź na
przepracowujące się społeczeństwo pracy, borykające się z różnymi dolegliwościami natury fizycznej i psychicznej, m.in. karōshi, czyli śmierci z przepracowania. Na początku lat 80. ubiegłego wieku dr Qing Li zaczął przeprowadzać badania nad działaniem natury na ludzi.
Dotyczyły one badań nad komórkami NK (Natural Killers), czyli tymi, które bronią nas przed wirusami i nowotworami. Rezultaty były na tyle zachęcające, że badania zaczęły
rozprzestrzeniać się na cały świat. W tej chwili dysponujemy dowodami na to, jak natura nas wspiera.
Począwszy od fitoncydów (lotne związki wydzielane przez drzewa do ochrony przed
niechcianymi bakteriami, wirusami, grzybami- wdychane przez nas mają podobne działanie), poprzez leśne dźwięki (śpiew ptaków znacząco obniża poziom stresu), obrazy (kolor zielony uspokaja nasz system nerwowy)…
To tylko kropla w morzu korzyści, jakie daje kontakt z naturą. Jednak, aby zmaksymalizować te benefity, Japończycy opracowali metodę powolnych spacerów (nawet dwa kilometry na godzinę!) połączonych z bezwysiłkową uważnością.
Europejski sposób praktykowania shinrin-yoku różni się od japońskiego, czy jest dokładnie "przeniesiony"?
Nasz "zachodni" sposób różni się nieco od japońskiego tym, że pokonujemy mniejsze
odległości, ale też wykonujemy rozmaite aktywności pomagające w spowolnieniu do leśnego rytmu. Co jakiś czas spotykamy się w tzw. "kręgach", gdzie jest możliwość wymiany doświadczeń.
Ten element bardzo dobrze sprawdza się w naszej kulturze. Brak jest informacji, kiedy i jak shinrin-yoku dotarło do Europy. Jest to stale rosnący trend, wzmocniony ostatnimi pandemicznymi wydarzeniami. Jedną z ambasadorek leśnych kąpieli w zachodnim świecie jest księżna Cambridge, Kate.
Prowadzisz z mężem kąpiele dla różnych grup: mieszanych, dla kobiet, dla dzieci i
dla par. Czym się różnią te spacery? Jak przebiegają w zależności od grupy?
Prowadzimy shinrin-yoku dla różnych grup, jednak rdzeń spaceru jest taki sam. Cel pozostaje niezmienny, jedyne co wymaga dostrojenia to sposób, w jaki dana grupa, dany człowiek ma osiągnąć możliwie najbliższe połączenie z naturą i dać się zanurzyć w niej możliwie najgłębiej.
Dzieci lepiej reagują na żywsze aktywności, lubią być zaciekawione jakimś konkretnym zjawiskiem działającym na wyobraźnię, np. zwierzęcym tropem. Dorośli natomiast mają więcej przestrzeni na bardziej kontemplacyjne działania. Uwielbiamy prowadzić kąpiele dla par (może dlatego, że na nasz związek też to świetnie działa), tutaj obie osoby są zaangażowane we wspólne zanurzenie. [Kąpiel dla par odbywa się 14 lutego, więc jeżeli nie macie pomysłu na Walentynki... – przyp. red.]
Grupy kobiece, czy męskie zaś to też zupełnie inna energia. W ogóle każda kąpiel jest zupełnie inną opowieścią, przygodą i dla nas jako przewodników fascynujące jest każde spotkanie z grupą i lasem.