
Occupy Wall Street – ruch, który chciał zmienić niesprawiedliwy system gospodarczy. W 2011 roku dyktatowi finansjery postawiły się dziesiątki tysięcy osób, w 2012 protestujących było raptem kilkudziesięciu. I chociaż oburzenie w USA umiera śmiercią naturalną, to w Europie może być go tylko więcej.
Niestety, nie należy się łudzić – sytuacja gospodarcza USA poprawiła się bardzo nieznacznie. – Problemy, poruszane przez Occupy Wall Street, są nadal aktualne, nie zostały jeszcze rozwiązane. Sytuacja USA lekko się ustabilizowała, ale na bardzo niskim poziomie. A na przykład bezrobocie jest nadal wysokie – ocenia amerykanista, profesor Longin Pastusiak.
Wygląda na to, że przez te wszystkie lata myliliśmy się. Nowe badania pokazują, że sprawcą kryzysu z 2008 roku nie była amerykańska Wall Street. Okazuje się, że wszystkiemu winni są Chińczycy.
CZYTAJ WIĘCEJ
Według profesora Pastusiaka, tak duże osłabienie OWS wynika z dwóch przyczyn. Pierwsza to nadchodzące wybory prezydenckie w USA. – Wiele z tych osób po prostu angażuje się w kampanię Partii Demokratycznej i wybory. A ci, którzy nie działają bezpośrednio przy kampanii, ale tylko popierają demokratów, nie chcą protestować, żeby nie zmniejszać szans Baracka Obamy. Każdy duży protest odbija się bowiem na popularności obecnie rządzących – przekonuje profesor.
Często to byli ludzie, którzy po prostu nie mieli lepszego zajęcia, więc protestowali. Występowali przeciwko biedzie z iPhone'm w ręku.
Takiej sytuacji nie należy się jednak dziwić. Jak bowiem wykazuje prof. Henryk Domański, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, taka już natura protestów, że umierają śmiercią naturalną. – Takie duże, żywiołowe demonstracje są epizodyczne – stwierdza prof. Domański. Socjolog przypomina też, że w danym momencie ludzi mogą mobilizować inne, dodatkowe czynniki. Na przykład ostre reakcje władzy na protesty. – Tak naprawdę takie ruchy zaczęły się rodzić już przy okazji wojny w Wietnamie i od tamtej pory powtarzają się cyklicznie – dowodzi socjolog.
Tacy niezadowoleni będą się pojawiać, dopóki istnieje system rynkowy, a demokracja umożliwia wyrażanie tego. Nazwa Oburzeni się nie utrzyma, zmieni się forma protestów, ich nazewnictwo, ale będą nadal.
Czy skoro więc w USA Oburzeni tracą na sile, to można spodziewać się, że również w Europie ucichną ich głosy? Wątpliwe. Ich sytuacja znacznie się bowiem różni od tego, co działo się w USA. I powody protestów są inne.
Te powody zaś sprawiają, że chociaż w USA Oburzeni słabną, to w Europie mogą
Kryzys? Rosyjski milioner rzucał pieniędzmi z okna. A ludzie zachowywali się jak zwierzęta. CZYTAJ WIĘCEJ

