
W miniony weekend w trwającym od 11 lat konflikcie afgańskim zginął dwutysięczny amerykański żołnierz. Każda ofiara to tragedia, ale trudno uciec od matematycznych porównań – w innych wojnach XX wieku straty były znacznie wyższe. Czy Amerykanie i Europejczycy nie chcą już ginąć za ojczyznę?
REKLAMA
Interwencja NATO w Afganistanie trwa już 11 lat. Amerykańskie media poinformowały w niedzielę, że w wymianie ognia z siłami afgańskimi zginął kolejny żołnierz US Army. Był dwutysięczną ofiarą po stronie amerykańskiej. Dla porównania, w trwającym 16 lat konflikcie wietnamskim poległo ok. 60 tysięcy żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych. Gdyby sięgnąć jeszcze dalej, okaże się, że np. w pojedynczej bitwie pod Monte Cassino po stronie Aliantów poległo aż 54 tysiące ludzi.
Liczby nie kłamią
Każda śmierć to osobista tragedia rodziny i bliskich, jednak patrząc na powyższe liczby trudno mimo wszystko uciec od pewnych matematycznych porównań. Nawet uwzględniając 4500 żołnierzy USA, którzy zginęli w Iraku od 2003 roku, trzeba przychylić się do wniosku, że współczesne wojny diametralnie różnią się od konfliktów toczonych kilkadziesiąt lat temu. Skąd biorą się tak duże różnice w skali strat ponoszonych przez armie?
Każda śmierć to osobista tragedia rodziny i bliskich, jednak patrząc na powyższe liczby trudno mimo wszystko uciec od pewnych matematycznych porównań. Nawet uwzględniając 4500 żołnierzy USA, którzy zginęli w Iraku od 2003 roku, trzeba przychylić się do wniosku, że współczesne wojny diametralnie różnią się od konfliktów toczonych kilkadziesiąt lat temu. Skąd biorą się tak duże różnice w skali strat ponoszonych przez armie?
– Dzisiejsze konflikty zbrojne trudno porównywać z innymi wojnami toczonymi w XX wieku. Interwencja zbrojna w Afganistanie przypomina raczej XIX–wieczne wojny kolonialne – mówi Tadeusz Wróbel z magazynu “Polska Zbrojna”. Tłumaczy, że jedna ze stron ma ogromną przewagę technologiczną i dlatego jest w stanie minimalizować swoje straty.
Wojna w telewizji
Trudno jednoznacznie powiedzieć, że dzisiejsze wojny są mniej krwawe. Starcia w Iraku czy Afganistanie kosztują bowiem życie wielu cywilów oraz partyzantów walczących po drugiej stronie, jednak często nikt nie jest w stanie nawet ich oszacować. Czasem jednak nie potrzeba konkretnych liczb, a wystarczą obrazy cierpień i ofiar po obu stronach. Ogromną rolę, która na przestrzeni XX wieku stale rosła, odegrały tu media.
Trudno jednoznacznie powiedzieć, że dzisiejsze wojny są mniej krwawe. Starcia w Iraku czy Afganistanie kosztują bowiem życie wielu cywilów oraz partyzantów walczących po drugiej stronie, jednak często nikt nie jest w stanie nawet ich oszacować. Czasem jednak nie potrzeba konkretnych liczb, a wystarczą obrazy cierpień i ofiar po obu stronach. Ogromną rolę, która na przestrzeni XX wieku stale rosła, odegrały tu media.
Szok, jaki wywołały w USA płynące przede wszystkim z telewizji informacje o okrucieństwie konfliktu wietnamskiego, bardzo wzmocnił ruch antywojenny. Rosnąca rola mediów informujących o przebiegu działań wojennych sprawiła, że nastroje pacyfistyczne się umacniały, a działające na wyobraźnię filmy, zdjęcia i relacje wojenne powodowały, że opinia publiczna stawała się coraz mniej skłonna akceptować ponoszone na froncie straty. – Wojna burska znana była społeczeństwu brytyjskiemu tylko z relacji nielicznych korespondentów i żołnierzy wracających do kraju. Wojny bałkańskie były już filmowane. W czasie II wojny światowej w armiach działały już specjalne ekipy, relacjonujące przebieg walk, a w czasie amerykańskiej interwencji w Somalii w 1992 roku na Marines lądujących na plaży czekały już tłumy reporterów i kamer – opowiada Tadeusz Wróbel.
Z ekspertem “Polski Zbrojnej” zgadza się dr Sławomir Klimkiewicz z Collegium Civitas. – Dzisiejsze siły zbrojne państw Zachodu są pod taką presją mediów i opinii publicznej, że muszą zrobić wszystko, aby straty były jak najmniejsze. Śmierć nawet jednego żołnierza może bowiem wywołać w kraju burzę i dać opozycyjnym politykom powód do uderzania w rządzących – mówi politolog. Dlatego dzisiejsze armie państw wysokorozwiniętych w maksymalnym stopniu wykorzystują takie zdobycze techniki, jak samoloty bezzałogowe. Choć kosztowne w produkcji, zdają się rekompensować wysoką polityczną cenę strat w ludziach.
Na bardziej prozaiczny aspekt problemu zwraca z kolei uwagę płk. dr. hab. Andrzej Polak z Akademii Obrony Narodowej. – Dziś nie ma już masowych armii, pochodzących z poboru. Siły wojskowe są mniejsze, za to lepiej wytrenowane i wyposażone. Oznacza to, że takie skromniejsze siły trzeba po prostu oszczędzać – mówi.
Słabość Zachodu
– Przeciwnicy sił NATO w Afganistanie dobrze wiedzą, że społeczeństwa Zachodu nie są gotowe do ponoszenia ofiar – mówi Tadeusz Wróbel. Stąd liczne zamachy, zasadzki i pułapki zastawiane na żołnierzy koalicji, obliczone na wywołanie jak największego efektu psychologicznego. Niestety, wrogowie wiedzą także dobrze, że brak gotowości do szafowania krwią swoich obywateli powoduje niską skuteczność działań państw Zachodu.
– Przeciwnicy sił NATO w Afganistanie dobrze wiedzą, że społeczeństwa Zachodu nie są gotowe do ponoszenia ofiar – mówi Tadeusz Wróbel. Stąd liczne zamachy, zasadzki i pułapki zastawiane na żołnierzy koalicji, obliczone na wywołanie jak największego efektu psychologicznego. Niestety, wrogowie wiedzą także dobrze, że brak gotowości do szafowania krwią swoich obywateli powoduje niską skuteczność działań państw Zachodu.
Przeciwnicy sił NATO w Afganistanie dobrze wiedzą, że społeczeństwa Zachodu nie są gotowe do ponoszenia ofiar.
– Nikt nie powie przecież z czystym sumieniem, że wygraliśmy wojnę w Iraku lub w Afganistanie. Konkretna operacja militarna może zakończyć się sukcesem, ale oba te kraje są ciągle w stanie chaosu i sytuacja nie zmierza ku radykalnej poprawie – mówi pułkownik Andrzej Polak. Czy należy się więc spodziewać, że zachodnie liberalne demokracje nie będą już gotowe toczyć wojen angażujących cały ich potencjał militarny i wiążących się z ryzykiem dużych strat? Czy to już kres wojen, w których ścierały się ze sobą wysoko rozwinięte państwa?
– Zarówno społeczeństwa krajów muzułmańskich, jak i np Chin, są z powodów kulturowych bardziej skłonne akceptować śmierć w imię religii czy idei. W przypadku potencjalnego konfliktu z nimi Zachód będzie miał problem – ocenia Tadeusz Wróbel. – Chęć do ponoszenia ofiar jest coraz mniejsza, ale wydaje mi się, że w sytuacji zagrożenia żywotnych interesów państw Zachodu, kraje te ciągle byłyby zdolne do ich obrony. Nie mamy do czynienia z pacyfizmem totalnym – replikuje dr Klimkiewicz. Ocenia jednak, że raczej należy spodziewać się niewielkich wojen prewencyjnych w zapalnych punktach świata, niż dużych, bezpośrednich konfliktów między takimi państwami, jak Rosja, USA lub Chiny.
– Takie wydarzenia, jak wojna o Falklandy między Wielką Brytanią a Argentyną lub Rosją i Gruzją, są w dzisiejszych czasach raczej wyjątkami. Niemniej jednak napięcia między Izraelem a Iranem świadczą o tym, że także w najbliższym czasie możemy być świadkami poważnego konfliktu. Bezpośrednie uderzenie na jedno z państw na pewno oznaczać będzie ogromną ilość ofiar – ocenia ekspert.

