Znamienite rody, wielopokoleniowa tradycja i niezwykła historia. Kiedyś elitarna i najważniejsza warstwa społeczna, napędzająca życie kulturalne i naukowe. Dziś polska arystokracja rozrzucona jest po całym świecie, ale przedstawiciele Potockich, Czartoryskich, Lubomirskich i Zamoyskich nadal pojawiają się na pierwszych stronach gazet. O współczesnej arystokracji opowiada nam historyk sztuki Marcin K. Schirmer, autor książki "Arystokracja. Polskie rody".
Mianem arystokracji określa się elitarną warstwę społeczną, zajmującą najwyższą pozycję w społeczeństwie, do której przynależność wynika ze szlachetnego urodzenia i jest dziedziczna. CZYTAJ WIĘCEJ
Losy arystokracji, przede wszystkim polskiej budzą dużą ciekawość. Nic w tym dziwnego. Zdaniem historyka sztuki Marcina K. Schirmera, autora książki "Arystokracja. Polskie rody" losy polskiej arystokracji są naprawdę niezwykłe.
Opisuje pan losy arystokracji od średniowiecza, przez nowoczesność, do współczesność. Mnie najbardziej interesują losy tej współczesnej.
Marcin K. Schirmer: Współcześnie nie ma arystokracji jako stanu, grupy społecznej, tak jak to było kiedyś. Ale oczywiście nadal żyją przedstawiciele rodzin arystokratycznych. Mieszkają w Polsce i poza jej granicami. Nadal mają poczucie wspólnoty, utrzymują kontakty, znają historie swoich przodków. Co ciekawe, jak spotka się dwóch przedstawicieli rodów arystokratycznych i nawet się nie znają, to mogą na podstawie znajomości historii genealogii danej rodziny ustalić, kim był czyjś dziadek i ojciec i w ten sposób dojść do tego, jaki jest ich stopień spowinowacenia.
Polska arystokracja żyje w większości na emigracji?
Z pewnością tak. Większa część arystokracji emigrowała w czasie wojny. To był dla nich dramat. Byli wydziedziczeni i z uwagi na szykany nie mogli wrócić do ojczyzny. Za granicą żyje już trzecie i czwarte pokolenie. Najwięcej polskiej arystokracji jest w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, Hiszpanii, Francji, Kanadzie, Belgii i Brazylii.
A które rodziny są najliczniejsze w Polsce?
Potoccy, Radziwiłłowie, Czartoryscy i Zamoyscy.
W Polsce za ośrodek skupiający najwięcej arystokratów uchodzi Kraków.
Tak się potocznie uważa i tak rzeczywiście jest. Kraków nie był w czasie II wojny światowej zniszczony tak, jak Warszawa. Nie było tam też nacjonalizacji mienia, nie obowiązywał dekret Bieruta, tak jak w stolicy, na podstawie którego znacjonalizowano nieruchomości miejskie należące do arystokracji. Jeśli nawet znacjonalizowano nieruchomości rodzin galicyjskich i małopolskich w Krakowie, to było to tylko czasowe. Później je odzyskiwali, więc Kraków automatycznie stał się taką bazą do powrotów.
Wielu przedstawicieli tych rodzin walczy o odzyskanie utraconych majątków, ale bez większego powodzenia.
To rzeczywiście spory problem. W 1945 roku wydano dekret, na podstawie którego znacjonalizowano majątki. Dekret Bieruta objął nieruchomości warszawskie. Rodziny potraciły również udziały w fabrykach, lub całe fabryki, jeśli byli ich właścicielami. Po 1989 roku nie udało się przeprowadzić ustawy reprywatyzacyjnej, tak jak zrobiono to w innych krajach. U nas odzyskanie tej własności możliwe jest tylko na drodze sądowej. Trzeba udowodnić, że przejęcie było niezgodne z dekretem. To bardzo trudne. To w końcu procesowanie się z państwem.
Ile majątków udało się odzyskać?
Można policzyć na palcach jednej ręki nieruchomości, które zostały zwrócone. Zabierano nie tylko siedzibę – dwór, pałac, kamienicę, ale również ziemię. Nie ma szansy na odzyskanie ziemi, chyba, że ktoś ją odkupi od państwa. Niektórzy decydują się również na odkupienie np. od gmin pałaców i dworów należących kiedyś do rodzin.
Czy to prawda, że do Polski wraca szczególnie młode pokolenie arystokracji?
Faktycznie wracają przedstawiciele młodego pokolenia. Po 89 roku do kraju wróciła część arystokracji, która wyemigrowała po wojnie. Później wracali kolejni. Niektórzy z nich urodzili się oczywiście zagranicą i nie znali Polski. Wrócili do ojczyzny, bo poczuli "zew krwi". Byli wychowani w duchu historycznym i głębokim patriotyzmie, więc tu był ich dom.
Jeśli możemy mówić, że coś wyróżnia tych młodych Polaków, to właśnie przywiązanie do tradycji i rodzinnej historii. Doskonale orientują się w historii rodu. Nawet bardzo młode osoby mają świetne pojęcie o koligacjach rodzinnych. Dla nas znajomość historii pradziadków jest godna pochwały, dla nich odnoszenie się do XV-XVI wieku jest zupełnie normalne. Faktem jest, że mają łatwiejsze badanie historyczne z uwagi na nazwisko pojawiające się w historii, ale jest to również siła tradycji. Są dumni, że przynależą do elitarnej grupy.
O tej elitarności przypominają podczas Balu Debiutantów?
Czasy się nieco zmieniły. Bal Debiutantów jest kontynuacją tradycji i ma charakter elitarny, ale zmienił nieco charakter. Oprócz arystokracji biorą w nim udział również przedstawiciele świata biznesu, administracji. To próba połączenia historii ze współczesnością.
Oprócz Balu Debiutantów odbywają się jeszcze inne imprezy arystokratyczne?
To wszystkie uroczystości o charakterze rodzinnym – rodowe śluby, ale również pogrzeby i chrzty. Przede wszystkim huczne są śluby. To cecha charakterystyczna arystokracji. Na ślub zaprasza się kilkuset gości, wśród nich oczywiście większość stanowią rodziny arystokratyczne. Są też bardziej formalne imprezy. Co roku w Warszawie odbywa się karnawałowy bal rodziny Czartoryskich, w którym nie uczestniczą oczywiście jedynie Czartoryscy, ale też znajomi znajomych.
Arystokracja ma również swoje stowarzyszenia jak np. Związek Szlachty Polskiej.
Jest kilka organizacji, które historycznie grupują arystokrację i szlachtę. Wspomniany przez panią Związek Szlachty Polskiej jest jednym z największych. Trzeba mieć udowodnione korzenie szlacheckie, żeby do niego należeć. Drugim jest Polskie Towarzystwo Ziemiańskie, w którym działam. W tym przypadku przodkowie musieli posiadać majątki ziemskie. Jest jeszcze Stowarzyszenie Potomków Sejmu Wielkiego i Kawalerowie Maltańscy.
Kiedyś arystokraci byli przede wszystkim mecenasami sztuki, dziś częściej zakładają przedsiębiorstwa, prowadzą firmy.
Żeby być mecenasem sztuki trzeba mieć środki. Kiedyś je mieli i dlatego zakładali liczne fundacje, budowali gmachy, biblioteki. Po wojnie musieli startować praktycznie od zera. Nadal jednak pozostał pewien duch działalności społecznej. Dużo z nich działa charytatywnie, np. w Zakonie Maltańskim czy Szkole Przymierza Rodzin. Poza tym zakładają biznesy, kancelarie i przedsiębiorstwa. Wiele z nich otwierają wspólnie. Znają się od dziecka, mają wspólne wartości i poglądy, więc zakładają również wspólne firmy.
Inaczej patrzy się również na małżeństwa. Hucznie świętuje się te zawierane między arystokratami, ale częściej dochodzi również do ślubów spoza arystokracji.
Kiedyś za ślub z osobą spoza rodzin arystokratycznych groził ostracyzm. Dziś już tak oczywiście nie jest. Sporo jest związków, gdzie jeden z małżonków jest spoza arystokracji, ale często słyszy się również o małżeństwie, które łączą dwa rody. Te rodziny znają się bardzo często od dziecka, dorastają często razem, więc czasem znajomość i przyjaźń przeradza się w miłość. Dla mnie ciekawe jest, jak arystokracja ma przetrwać, skoro coraz częściej zawierane są śluby z osobami spoza tego kręgu. Z drugiej strony, osoby, które wchodzą do rodziny bardzo szybko się z nią utożsamiają.
W swojej książce opisał pan kilkanaście rodów m.in. Branicckich, Czartoryskich, Lubomirskich, Radziwiłłów, Zamoyskich i Tyszkiewiczów. To te, które odegrały najważniejszą rolę w naszej historii?
To oczywiście mój subiektywny wybór. Znamienitych rodzin było oczywiście dużo dużo więcej. Wielu z nich, jak Wiśniowieccy, Ossolińscy czy Ostrogscy, dziś już jednak nie ma. Wybrałem te, które odegrały ważną rolę i są dziś kojarzone, bo ich potomkowie nadal żyją.