Marta przez miesiąc mieszkała pod jednym dachem z poszukiwanym listem gończym pedofilem. – On wydawał się typem spod ciemnej gwiazdy. Natomiast nigdy nie spodziewałabym się, że mógł krzywdzić dzieci. O sobie mówił, że jest biznesmenem, który przyjechał z Tajlandii. Twierdził, że wcześniej prowadził jakąś fundację. Powtarzał, że ukrywa się za oszustwa podatkowe. Prosił, by nie robić mu zdjęć i zaznaczał, że nie chce być obecny w mediach społecznościowych – opowiada nam Polka.
Dariusz Z. przez ostatnie trzy lata poszukiwany był listem gończym za znęcanie się i wykorzystywanie seksualne małoletnich.
Policjanci z Komendy Głównej otrzymywali sygnały, że mężczyzna może przebywać na Filipinach, gdzie zatrzymali go w zeszłym tygodniu.
W październiku 2018 roku w "polskim domu na Filipinach" zatrzymała się Marta z kolegą. Przez miesiąc mieszkali pod jednym dachem z Dariuszem Z.
Dariusz Z. to jeden z najgroźniejszych przestępców w Europie. Przez ostatnie trzy lata poszukiwany był za znęcanie się i wykorzystywanie seksualne małoletnich. Wspólnie z żoną w latach 2004-2008 prowadził rodzinny dom dziecka.
W maju 2018 roku wrocławski sąd wystawił za nim list gończy. Jego wizerunek umieszczono na internetowej Europe’s Most Wanted Fugitives List. Komenda Główna Policji dostawała informacje o tym, że Dariusz Z. może przebywać na Filipinach.
I tam właśnie – na małej wyspie Siquijor – zatrzymano go w minioną niedzielę. Gdy znany będzie wynik jego testu na covid-19, zostanie on przewieziony statkiem, a potem samolotem do stolicy Filipin Manili. Stamtąd ma być deportowany do Polski.
Marta (imię zmienione na prośbę bohaterki) pod koniec 2018 roku zamieszkała w domu, w którym pokoje wynajmował Dariusz Z.
Media poinformowały, że Dariusz Z. znajduje się na liście najgroźniejszych przestępców w Europie. Mężczyzna oskarżany jest o pedofilię i był poszukiwany przez ostatnie trzy lata. Jak zareagowaliście na tę informację?
Marta: – Napisał do mnie znajomy, z którym byłam na Filipinach i mieszkaliśmy w domu, gdzie Dariusz był hostem. Przekazał mi tę informację, ale chyba bardziej po to, żebym zaprzeczyła, niż potwierdziła, że chodzi o tę samą osobę.
Ale niestety po przejrzeniu zdjęć i artykułów nie było wątpliwości, że to ten sam Dariusz Z. Wszystko się zgadzało. Aresztowano go w kuchni domu, w którym przez miesiąc mieszkaliśmy.
W maju 2018 roku sąd wydał za Dariuszem Z. list gończy, mężczyzna zapadł się pod ziemię. Kiedy odwiedziliście jego dom na Filipinach?
Do jego domu trafiliśmy pod koniec października 2018 roku. I byliśmy tam do końca listopada.
W jaki sposób na niego trafiliście?
Nie pojechaliśmy w odwiedziny do Dariusza Z. Byliśmy umówieni z zupełnie inną osobą, od której pół roku wcześniej wynajęliśmy pokój w domu, który reklamowano jako "polski dom na Filipinach".
Natomiast na miejscu czekała nas niespodzianka, ponieważ drzwi otworzył nam ktoś zupełnie inny.
Dariusz Z.?
Zgadza się. Po kontakcie z hostem, z którym się umawialiśmy, otrzymałam informację, że od czterech miesięcy już nie mieszka w tym domu, a teraz prowadzi go właśnie Darek. Nazwał go "dobrym znajomym" i stwierdził, że na pewno dobrze się nami zaopiekuje.
Czyli ten mężczyzna ręczył niejako za Dariusza Z. Czy mógł wiedzieć, z kim ma do czynienia?
Nie chcę się nawet domyślać. Myślenie, że człowiek, od którego wynajęliśmy pierwotnie pokój mógł wiedzieć, co zrobił Dariusz Z., jest przerażające. Wolę wierzyć, że o tym nie wiedział.
Napisałam nawet teraz do tego mężczyzny z informacjami o zatrzymaniu Dariusza Z. i z nadzieją, że on się do tego odniesie. Natomiast, jak dotąd się nie odezwał.
Jak podczas Waszego pobytu zachowywał się Dariusz Z.?
Wobec nas starał się być raczej miły, natomiast w tym czasie w domu mieszkało pięcioro innych Polaków. W pewnym momencie zaczęliśmy Dariusza unikać. Mieliśmy z nim tylko minimalny kontakt, by doczekać do końca wyjazdu. Jedna para z Polski, która również miała opłacony miesiąc pobytu w tym domu, wyjechała wcześniej. Nie mogli wytrzymać atmosfery w domu.
Dlaczego?
Dariusz nie był przyjemną osobą. I nie mieszkał sam, ale z ówczesną dziewczyną – Filipinką, która miała dziecko z innym Polakiem. Ten kilkuletni chłopiec również przebywał z nimi w tym domu.
Jak wobec nich zachowywał się Dariusz Z.?
Na pewno Dariusz Z. wobec swojej partnerki stosował przemoc psychiczną. Kilka razy zobaczyliśmy też u niej rany.
Nigdy nie zauważyłam, aby Dariusz zachowywał się niepokojąco wobec dziecka. To znaczy, by robił to, za co został skazany. Natomiast często mówił do tego chłopca, że jest robakiem, powtarzał, że go zostawi albo sprzeda. Ciężko się tego słuchało. Wielokrotnie dzwoniłam nawet do mamy z abstrakcyjnym pytaniem, czy nie możemy adoptować tego chłopca.
Jego matka nie reagowała?
Sądzę, że ona bała się Dariusza. Wydaje mi się również, że ona była zapatrzona w partnera i nie chciała go denerwować, poświęcając dziecku dużo uwagi. Byliśmy świadkami sytuacji, jak się kłócili, krzyczeli na siebie. Widzieliśmy też, jak Dariusz wyrzucał rzeczy swojej partnerki za drzwi. Wtedy zareagowaliśmy.
Natomiast często odpuszczaliśmy, bo mimo kłótni, oni następnego dnia się godzili. Już wtedy dziwiło nas, że ktoś przyjmuje gości do swojego domu i w taki sposób się zachowuje. A za pobyt tam płaciło się niemałe pieniądze jak na filipińskie realia.
Nawet po powrocie do Polski chciałam opisać tę sytuację, bo nie można było w tym miejscu czuć się komfortowo. I ktoś taki absolutnie nie powinien prowadzić takiego domu. Chciałam odradzić innym pobyt tam, natomiast nigdy tego nie zrobiłam.
Dariusz Z. na Filipinach prowadził wyłącznie ten dom, nie miał innej pracy, obowiązków?
Tak, natomiast nie wiem, co było dalej. Kiedy byliśmy tam, to planował założyć szkółkę muay thai. Sam był instruktorem. Nie wiem, czy te plany doszły do skutku.
Co Dariusz Z. mówił Wam o sobie?
On wydawał się typem spod ciemnej gwiazdy. Natomiast nigdy nie spodziewałabym się, że mógł krzywdzić dzieci. O sobie mówił, że jest biznesmenem, który przyjechał z Tajlandii. Twierdził, że wcześniej prowadził jakąś fundację. Powtarzał, że ukrywa się za oszustwa podatkowe. Prosił, by nie robić mu zdjęć i zaznaczał, że nie chce być obecny w mediach społecznościowych. Jednak jego historia nie była na tyle interesująca, by ktokolwiek w nią szerzej wnikał.
Zastanawia mnie natomiast kwestia innych Polaków, którzy tam na miejscu mieli kontakt z Dariuszem. Społeczność polska na tej małej wyspie Siquijor jest dosyć duża i mocno zintegrowana. Zastanawia mnie więc, czy oni wszyscy wiedzieli, że on ukrywa się i ma wyrok za pedofilię. A może nikt o tym nie wiedział?
Może uwierzyli w to, co Dariusz Z. mówił im o sobie mówił? Czy osoba, od której pierwotnie wynajęliście pokój, mogła wiedzieć, że Dariusz Z. się ukrywa?
Dla mnie też jest to bardzo zastanawiające. Nawet jeśli ta osoba nie wiedziała, jakiego typu zarzuty ciążą na Dariuszu Z., to zapewne była świadoma, że to człowiek agresywny, który nie powinien mieć kontaktu z ludźmi. A jednak wysyłała tam swoich gości. Osoby, które przecież jemu zaufały.
On de facto oddał nas w ręce niebezpiecznego człowieka, twierdząc, że to jego dobry znajomy, który na pewno dobrze się nami zaopiekuje.
Polskie media informują dziś, że Dariusz Z. w Polsce prowadził rodzinny dom dziecka. Przez cztery lata wykorzystywał tam podopiecznych, osoby poniżej 15. roku życia. Kiedy czyta pani dziś te wszystkie informacje i myśli o tym człowieku, to jest pani w stanie połączyć te historie, te dwie osoby?
Widzę zdjęcia, przeczytałem wszystkie dostępne wiadomości, wtedy też dowiedziałam się, że Dariusz Z. prowadził dom dziecka. Znalazłam informację o jakichś jego spółkach, o fundacji, gdzie figuruje nie tylko jego żona, ale i córka.
Wierzę w to, że jeśli ktoś dostał wyrok, to jest winny. Natomiast jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie, czy umiem dopasować te dwie osoby do jednej historii, to nie. A to dlatego, że nie zdarzyło mi się nigdy, żebym mogła na kogoś popatrzeć i pomyśleć, że byłby w stanie skrzywdzić np. dziecko.
Wczoraj siedziałam i przypominałam sobie różne sytuacje. Z zachowania Dariusza wynikało, że jest to człowiek agresywny, który nie szanuje kobiet. Natomiast w życiu nie pomyślałabym, że jest pedofilem.
Niestety szybko się zorientowaliśmy, że Polacy, którzy na dłużej osiedlają się na Filipinach i wiążą z tamtejszymi kobietami, nie cieszą się dobrą sławą. Często są to ludzie agresywni, bez kultury, uważający dziewczyny za swoją własność. Niestety chyba Filipinki mają taką mentalność, że skoro jest biały i nie bije zbyt często, to nie ma tragedii.
Przerażające jest, że człowiek agresywny żyje sobie tam i robi, co chce, a społeczność mu na to pozwala. Natomiast mój znajomy w grudniu 2018 roku trafił do tego samego zakładu, w którym właśnie przebywa Dariusz Z. za to, że posiadał podłożony mu przez policję gram marihuany. I siedzi tam do tej pory, czyli ponad dwa lata. To 28-letni chłopak, który dzień wcześniej robił zbiórkę i rozwoził dzieciom prezenty świąteczne.
Nie chciałabym też nikogo zniechęcać do Filipińczyków, bo to fantastyczni ludzie. Bezinteresowni, mili, chętni do pomocy. Często więc to wszystko wynika z różnic kulturowych. Może teraz będzie zwracana większa uwaga na polską patologię na Filipinach?