28 lutego po raz 78. przyznano Złote Globy, nagrody filmowe i serialowe, które – mimo licznych kontrowersji na przestrzeni lat – cieszą się w USA ogromnym prestiżem. Czy miarka w końcu się przebrała? "The Los Angeles Times" ujawniło kolejne kontrowersyjne kulisy przyznającego te statuetki Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Oto 3 rzeczy, które trzeba wiedzieć o nowym skandalu wokół Złotych Globów.
"Zastanawiacie się czemu "Emily in Paris" jest na liście nominowanych za najlepszy serial komediowy? Być może dlatego, że 30 z 87 członków stowarzyszenia zostało zabranych do Paryża na plan serialu i przez kilka dni mieszkali w najdroższym hotelu i traktowano ich jak królów i królowe. Ja też bym pewnie wspominała taką produkcję miło" – napisała na Facebooku Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, autorka bloga "Zwierz popkulturalny".
Korupcja to jedna z kontrowersji wokół Złotych Globów, jednak nie była żadną tajemnicą. Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej (HFPA) – gremium międzynarodowych dziennikarzy, które przyznaje te nagrody i liczy zaledwie 87 członków – często oskarżano o nadużycia władzy.
W listopadzie ubiegłego roku norweska dziennikarka Kjersti Fla złożyła pozew do sądu, gdy odmówiono jej przyjęcia do HFPA. Jak pisze "The Los Angeles Times", Norweżka "oskarżyła HFPA o zinstytucjonalizowanie 'kultury korupcji', twierdząc, że zwolniona z podatku organizacja działała jako rodzaj kartelu, zakazując wstępu kwalifikowanym kandydatom – w tym jej samej – i monopolizując dostęp do najważniejszych mediów, jednocześnie niewłaściwie finansując dochody swoich członków".
Fla dodała, że Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej jest pełne konfliktów etycznych, a jego członkowie przyjmowali "wynagrodzenia o wysokości tysięcy dolarów od tych samych studiów, sieci i celebrytów, którym przyznawali trofea, a wszystko to było obwarowane kodem milczenia".
Sąd w Los Angeles odrzucił wniosek norweskiej dziennikarki, jednak sprawa wcale magicznie nie zniknęła. Sądowe pozwy, wewnętrzne dokumenty oraz rozmowy z ponad 50 osobami, w tym rzecznikami prasowymi wytwórni filmowych, dyrektorami firm w branży rozrywki oraz siedmioma obecnymi i byłymi członkami HFPA, ujawniły, że gremium dziennikarzy jest wyjątkowo przekupne.
Drogie prezenty czy wystawne kolacje, które organizowały studia filmowe, często owocowały i nominacjami, i nagrodami dla filmów i seriali. "Podczas kiedy, tworząc kampanię mającą skłonić członków Akademii (Filmowej, która przyznaje Oscary – red.) do głosowania na konkretny film, trzeba 'przekupić; (wielki cudzysłów) kilkaset czy kilka tysięcy osób, to w przypadku niewielkiego gremium wystarczy jedynie uśmiechnąć się do kilkudziesięciu" – pisze Czajka Kominiarczuk.
2. Opłaca się być członkiem HFPA
"Niewłaściwe finansowanie dochodów swoich członków" to jedna z kwestii, którą w swoim pozwie poruszyła norweska dziennikarka Kjersti Fla. O co chodzi?
Jak ujawnił dziennik "The Los Angeles Times", Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, organizacja non-profit, "regularnie wpłaca znaczne kwoty na konta swoich członków w sposób, który zdaniem niektórych ekspertów może być sprzeczny z wytycznymi Urzędu Skarbowego".
"W roku fiskalnym kończącym się w czerwcu 2020 roku członkowie HFPA otrzymali od stowarzyszenia prawie 2 miliony dolarów za zasiadanie w różnych komitetach i wykonywanie innych zadań – ponad dwukrotnie więcej niż trzy lata wcześniej" – czytamy w dzienniku, który dodaje, że tymi "innymi zadaniami" może być m.in. pisanie tekstów na stronę internetową Złotych Globów.
Okazuje się, że to "dbanie" HFPA o swoich członków oburza nawet... ich samych. – Branie pieniędzy od NBC (stacji, która transmituje ceremonię Złotych Globów – red.) i przeznaczenie ich na szczytny cel, jak czesne czy odnawianie filmów byłoby piękną ideą. Ale obecnie wszyscy "doją" stowarzyszenie i biorą pieniądze do własnych kieszeni. To oburzające – mówił dziennikarz z HFPA w rozmowie z "Los Angeles Times".
3. Zero różnorodności
Faktem, który obecnie najbardziej oburzył Hollywood, jest jednak sama struktura Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Okazuje się, że na 87 członków... nie ma ani jednej czarnoskórej osoby. A to świetnie koresponduje z zarzutami norweskiej dziennikarki Kjersti Fla, która stwierdziła, że HFPA jest bardzo zamkniętą, inkluzywną organizacją, która średnio lubi przyjmować osoby z "zewnątrz".
Odkrycie "Los Angeles Times" rzuciło szczególny cień na tegoroczne Złote Globy. Mimo że wśród nagrodzonych są czarnoskórzy twórcy, jak zmarły Chadwick Boseman, Andra Day, Daniel Kaluuya czy John Boyega, to świetnie ocenione przez krytyków filmy z czarną obsadą – "Ma Rainey: Matka bluesa", "Judas and the Black Messiah" i "Pięciu braci" – niespodziewanie nie otrzymały nominacji za najlepszy film.
Kwestia braku różnorodności rasowej pojawiła się podczas niedzielnej ceremonii i w wystąpieniach prowadzących Amy Poehler i Tiny Fay, i mowach zwycięzców. Sprawę skomentowało również samo HFPA, jednak ich oświadczenie zostało ocenione przez amerykańskie media jako mało przekonujące.
– Zdajemy sobie sprawę, że mamy pracę do wykonania. Podobnie jak w filmie i telewizji reprezentacja czarnoskórych osób jest kluczowa. Musimy mieć czarnych dziennikarzy w naszej organizacji – powiedziała wiceprzewodnicząca HFPA Helen Hoehne, a przewodniczący Ali Sar stwierdził, że "czeka na bardziej inkluzywną przyszłość".
"(...) Sporo osób zdało sobie sprawę, jak niewielkie i nie ukrywajmy – coraz bardziej szemrane jest to gremium. Jednocześnie – nawet jeśli sam biznes od lat wiedział, że nagroda ma znaczenie głównie marketingowe, to widzowie (w Stanach to jest koło 20 mln osób) oglądali to z realnymi emocjami" – zauważa na Facebooku Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, czyli blogerka Zwierz Popkulturalny.