Jesz wszystko jak leci, szybko, zachłannie. W samotności i z dala od oceniających spojrzeń. Mija godzina, dwie, przestajesz jeść dopiero wtedy, gdy boli cię brzuch. Oto napady objadania – wyjątkowo samotne zaburzenie odżywiania, które sprawia, że taplamy się we wstydzie i nienawiści do samych siebie. Dlaczego nie mamy kontroli, co jest z nami nie tak? – pytamy siebie. Napady objadania się można wyleczyć, ale nie obejdzie się bez walki.
Napady objadania się to zaburzenie odżywiania, o którym rzadko się mówi, ale jest bardzo powszechne
Na czym polegają napady objadania się? Patrycja Stranc, dietetyczka, która specjalizuje się w problemie kompulsywnego objadania i poczucia winy, wyjaśnia, że na spożywaniu dwa razy więcej w przeciągu około dwóch godzin, niż osoba bez zaburzeń
Z napadami objadania się mamy do czynienia, gdy epizody występują minimum raz w tygodniu przez trzy miesiące. Cechuje je zupełny brak kontroli oraz ogromne poczucie wstydu
Napady objadania się można wyleczyć, ale należy pamiętać, że to długi i żmudny proces bez natychmiastowej gratyfikacji. W większości przypadków konieczna jest pomoc specjalisty
– To pierwszy raz, kiedy mówię o tym komuś innemu, niż psychoterapeucie – wyznaje Marlena. Ma 28 lat, zaburzenie odżywiania pojawiło się u niej na studiach. – Jak to wyglądało? Mrocznie i obrzydliwie – mówi wprost.
Kiedy Marlena czuła, że musi coś zjeść – "teraz, już, dużo" – szła do kuchni. Mieszkała wtedy z rodzicami, więc najpierw sprawdzała, czy nikogo nie ma w pobliżu. Ze wstydu, że zostanie nakryta na gorącym uczynku, jadła w nocy albo wtedy, gdy była sama w domu.
Jeśli chęć jedzenia – Marlena używa słowa "żarcie", bo mówi, że "jedzeniem tego nie można nazwać" – była zbyt silna mimo niesprzyjających warunków, dziewczyna cichaczem wkładała do kieszeni oraz pod bluzkę kilka rzeczy i szybko uciekała do pokoju.
Wtedy zaczynała się uczta. Marlena potrafiła jeść nawet przez godzinę ciągiem. Bez przerwy. Stała pod lodówką i wrzucała w siebie wszystko jak leci. – Bochen chleba z olbrzymią ilością masła, kostka sera, paczka ciastek, ugotowany makaron, ciasto, czekolada, tuńczyk z puszki – wszystko, co lubiłam i sprawiało mi przyjemność. Wrzuciłam je w siebie, nie bacząc na kolejność. Nie czułam smaku. Jadłam aż zaczynało robić mi się niedobrze – relacjonuje.
To, czego doświadczyła Marlena ma swoją nazwę. To napady objadania się – zaburzenie, które wciąż jest tabu, mimo że zmaga się z nim wielu z nas – i kobiet, i mężczyzn.
Czym są napady objadania?
– Wśród zaburzeń odżywiania w podręczniku zaburzeń psychicznych DSM-5 znajdują się zaburzenia z napadami objadania się. Epizody występują regularnie, minimum raz w tygodniu przez 3 miesiące. Gdy regularnie powtarza się taki schemat, dając nam negatywne konsekwencje – tłumaczy w rozmowie z naTemat dietetyczka Patrycja Stranc, która sama zmagała się z napadami objadania się w przeszłości, o czym opowiedziała w podcaście "Spokojna głowa" naTemat.
Jak wyjaśnia Patrycja Stranc, napady objadania się to "spożywanie dwa razy więcej w krótkim okresie czasu (ok. dwie godziny), niż osoba, która nie ma problemów z odżywianiem". – Możemy też mówić o napadach, kiedy jemy aż do pojawienia się fizycznych dolegliwości, na przykład bólu żołądka – precyzuje.
Uczta, o której mówiła Marlena, szybko zamieniała się w festiwal nienawiści do samej siebie. – Nagle się "budziłam". Patrzyłam wokoło i na samą siebie. Zasyfiona kuchnia albo łóżko, ja cała ubrudzona: plamy na bluzce, brudna twarz, lepkie od jedzenia ręce. Czułam się wtedy jak gówno. Momentalnie obezwładnaiło mnie ogromne poczucie winy, poczucie, że jestem obrzydliwa, nic nie warta. Kładłam się na łóżku z bolącym brzuchem i nudnościami i płakałam – wyznaje.
Taki schemat powtarza się u wszystkich osób z tym zaburzeniem. – Osoby, które zmagają się z kompulsywnym objadaniem się, mówią o zupełnej niemocy, impulsywności, całkowitej utracie kontroli, a także o ogromnym poczuciu wstydu i winy, które pojawia się po napadach – wyjaśnia Patrycja Stranc.
Marlena podkreśla, że to właśnie brak kontroli był najgorszy. – Nie mogłam się opanować. Po prostu nie byłam w stanie, mimo że próbowałam. Nie mówiłam o tym nikomu, bo się wstydziłam. Wiedziałam, że nikt tego nie zrozumie. Czasami rodzice krzyczeli na mnie, że znowu zjadłam coś, co było przeznaczone dla całej rodziny. W tonie: "ta grubaska znowu zżarła pół lodówki". Kłamałam, że to nie ja, bo tak bardzo się wstydziłam – opowiada.
Złe diety
Skąd biorą się napady objadania się? Dietetyczka Patrycja Stranc wyjaśnia, że istnieją osoby, którą są bardziej uwarunkowane do napadów objadania, ale jest jednak wiele czynników, które mają na nie wpływ: od psychologicznych po neurobiologiczne, społeczne, kulturowe.
– Częstym powodem jest np. obsesyjne odchudzanie, stosowanie diet i głodówek (np. post Dąbrowskiej), którą są bardzo restrykcyjne i ograniczające oraz mogą wyrządzić nam szkodę psychiczną i fizyczną – mówi.
To właśnie zdarzyło się Marlenie. – Napady objadania się zaczęły się u mnie, gdy przez kilka miesięcy byłam na ostrej diecie. Byłam pod opieką dietetyczki, która niestety dała mi dietę o zbyt niskiej kaloryczności. Odmawiałam sobie masy produktów, bo wierzyłam, że tylko tak schudnę. Wtedy nie mówiło się jeszcze o "złych dietach" – opowiada.
Marlena, która zawsze była większa, owszem, schudła, ale nagle nabrała ochoty na jedzenie więcej i inaczej. – Zaczynało się niewinnie. Jadłam na przykład gorzką czekoladę, bo wmawiałam sobie, że jeśli jest gorzka, to nie przytyję. Potem doszedł biały chleb, później ser. Szybko zaczęłam się objadać, dieta poszła w niepamięć. Z tego powodu czułam się jeszcze gorzej. Rodzice i przyjaciele byli ze mnie dumni, chwalili moją przemianę, a ja momentalnie obróciłam to w pył. Żarłam jak świnia, tyłam – relacjonuje.
I poprawia się: – Teraz, po terapii, wiem już, że nie powinnam być dla siebie okrutna. Nazywać się świnią, obrażać. Ale kiedy wracam myślami do tego okresu – jednego z najgorszych w moim życiu, bo równocześnie zachorowałam na depresję – nie potrafię mówić o siebie inaczej.
Instagram a zaburzenie odżywiania
Inne czynniki objadania się, o których wspominała Patrycja Stranc? – Czynnikiem doprowadzającym do napadów jest także niezadowolenie ze swojego wyglądu, a także zaburzony obraz ciała i porównywanie się z innymi ludźmi, np. na Instagramie – mówi.
I dodaje: – Duży wpływ na napady ma też brak bezpieczeństwa w swoim ciele na zasadzie: „nie czuję się bezpiecznie w swoim ciele, bo ktoś mnie zawstydzał, gdy byłam gruba”. Całą winę zwalamy wtedy na ciało. Jesteśmy przekonani, że to przez nie cierpimy, a gdybyśmy wyglądali inaczej, ludzie by nas akceptowali.
To nie wszystko. Jak podkreśla dietetyczka, do napadów objadania się mogą też prowadzić przeżyte traumy, silny wewnętrzny krytyk, perfekcjonizm, a także nieumiejętność regulacji emocji w sposób, który nam pomaga.
To ostatnie nie jest obce Marlenie, która wyznaje, że zajadała emocje, z którymi zupełnie nie potrafiła sobie poradzić. Pomogła jej dopiero terapia.
– Nie jesteśmy wtedy w stanie rozpoznać co czujemy i czy nam to nie zagraża, mimo że odczuwanie absolutnie każdej emocji jest bezpieczne. Myślimy, że nie damy rady i stąd bierze się właśnie potrzeba natychmiastowej ulgi w postaci jedzenia – mówi Patrycja Stranc.
Podkreśla, że regulowanie emocji poprzez objadanie jest na dłuższą metę szkodliwe, gdyż przynosi nam negatywne konsekwencje. – Daje nam upragnioną ulgę tylko na chwilę, ale długoterminowo nas zniewala i ogranicza. Nawyk zaczyna rządzić naszym życiem i wyznacza nam ramy tego jak się zachowujemy oraz na co poświęcamy czas – wskazuje.
Dietetyczka dodaje, że problemem w napadach objadania się jest również nieumiejętność odroczenia nagrody, którą jest na przykład ulga po objadaniu się, gdy np. jedzenie pozwala nam radzić sobie z emocjami. Taka osoba jest podatna na natychmiastową gratyfikację – wyjaśnia. A to ostatnie łączy je z... uzależnieniami.
Uzależnienie i objadanie się
Mimo że osoby cierpiące na to zaburzenie odżywiania nie patrzą na to w ten sposób, to można traktować je właśnie jako ludzi uzależnionych. – Jak wskazują badania, napady objadania się są pod względem neurobiologicznym podobne do uzależnień. Łączy je większa wrażliwość receptorowa na skoki dopaminy, które w przypadku objadania się mają miejsce podczas spożywania smacznych pokarmów – mówi Patrycja Stranc.
Dlatego walka z nimi jest tak żmudna, czego dietetyczka nie ukrywa. Podkreśla, że musimy nastawić się na codzienną pracę.
– Dużo osób – zresztą sama tak miałam – myśli, że cudownie wyzdrowieje albo ktoś magicznie wyciągnie nas z zaburzenia. Niestety – to codzienna, ciężka, żmudna harówka, która nie daje efektów takich jak na zdjęciach przed odchudzaniem i po nim. To dlatego, że wiele zmian zachodzi w naszej głowie – na zewnątrz ich nie widać. Przez to może być nam ciężko się zmotywować, bo zniechęca nas brak wyraźnych efektów i powtarzanie ciągle tego samego – wyjaśnia.
Jak jednak wygląda leczenie napadów objadania? Patrycja Stranc podkreśla, że "walka z napadami objadania się powinna być wieloczynnikową, holistyczną drogą".
– Podczas pracy nad napadami musimy skupić się na czynnikach, które je powodują. Trzeba nauczyć się radzić sobie w sposób konstruktywny, szczególnie w okresach niepokoju i lęku. Kluczowe jest próbowanie rzeczy, które działają akurat na nas, gdyż każdy jest inny i na każdego działa coś zupełnie innego. Owszem, istnieje schemat ogólny, ale niekoniecznie musi się u nas sprawdzić. To może zdemotywować osobę wychodzącą z napadów, bo pomyśli, że skoro dana rzecz nie przynosi u niej żadnych pozytywnych skutków, to pewnie jest wadliwa – tłumaczy.
Bardzo ważna jest również praca nad obrazem własnego ciała i samoakceptacją. A to niestety jest niełatwe. – Być może zadziała zaprzestanie obserwowania profili na Instagramie, które nam szkodzą i triggerują nas do zaburzonego odżywiania – radzi dietetyczka.
– Zaprzestanie porównywania się do innych – ich ciał, zachowań żywieniowych – jest naprawdę istotne. Pomocna będzie także walka z nieracjonalnymi przekonaniami w stylu: muszę wyglądać idealnie, żeby zasługiwać na miłość / być wartościowym człowiekiem / coś sobą reprezentować – dodaje.
Ważne jest również radzenie sobie z poczuciem wstydu i opieranie swoich wartości na innych cechach, niż wygląd. Nie można pominąć także pracy z wewnętrznym krytykiem. Jak podkreśla Patrycja Stranc, czasem nie zdajemy sobie nawet sprawy jak silny jest w nas jego głos.
– Pomocna jest świadomość myśli, które mamy w głowie oraz uświadomienie sobie, że nie musimy wszystkiego słuchać i na wszystko reagować. Nie wszystko jest prawdą – często to natrętne, negatywne myśli, które generują obrazy w naszej głowie – mówi specjalistka.
Patrycja Stranc dodaje również, że walcząc z napadami, należy wyznaczyć sobie realne cele. – Określić, czym są dla mnie napady oraz co będzie dla mnie sukcesem w zdrowieniu. Dla każdego tym zwycięstwem może być coś innego, na przykład minimalne odraczanie reakcji na przymus objadania się na samym początku walki. Jakiekolwiek złamanie schematu czy błędnego koła jest zwycięstwem – mówi.
– Nawet jeśli 5 sekund dłużej wytrzymam w dyskomforcie i nie sięgnę po jedzenie, to jest to sukces. Codziennie możemy ten czas wydłużać, nawet o sekundę. Kiedy zauważymy, że objadamy się kalorycznymi potrawami, to na przykład następnym razem możemy objadać się zdrowszą żywnością, mniej kaloryczną. Kolejnym razem objadamy się mniej, aż w końcu się tylko przejadamy i na końcu jemy normalnie – wylicza.
I dodaje: – Niestety nie będzie to wyglądać tak, że jutro wstanę i przestanę się objadać aż do końca życia. Sukcesem nie jest wyłącznie całkowita eliminacja, bo to po prostu niemożliwe.
Pomoże terapeuta
Dobrze wie o tym Marlena, która z napadami objadania walczyła ponad dwa lata. – Poszłam do psychoterapeuty, bo nie mogłam już sobie poradzić. Namówiła mnie do tego przyjaciółka, ale w kontekście depresji, bo o jedzeniu nikomu nie mówiłam. Było bardzo ciężko, miałam momenty zwątpienia, ale stopniowo robiłam postępy. W końcu doszłam do momentu, w którym uregulowałam odżywianie się. Nie musiałam "zażerać" emocji, nie musiałam niczego się wstydzić – mówi.
Taką drogę leczenia zaleca też Patrycja Stranc, bo kroki, które wymieniła wcześniej nie są łatwe do przejścia samemu.
– Ważne jest wsparcie specjalisty, np. psychologa albo psychiatry oraz kogoś, kto był w miejscu, którym jesteśmy i doszedł tam, dokąd chcemy dojść. Osoba, która sama cierpiała na napady objadania, może nas nakierować i wesprzeć, pokazać nam inne, zdrowe perspektywy – radzi.
Zauważa bowiem, że zmagając się z zaburzeniami, brakuje nam wiary, że może być inaczej oraz możemy z tym wygrać. – Myślimy, że jesteśmy najbardziej wadliwi na świecie, że nie da się nam pomóc i jesteśmy w tym sami, bo wszyscy jedzą idealnie i mają silną wolę. A to jest nieprawda – podkreśla.
Marlena, która na napady objadania cierpiała kilka lat temu, przyznaje rację słowom dietetyczki. – To jest cholernie samotne zaburzenie. Zamykasz się w pokoju i jesz do porzygu. Nie mówisz o tym nikomu, czujesz wstyd i wstręt do samej siebie. Mówisz sobie, że tylko ty jesteś tak nieudolna, żeby doprowadzić siebie do takiego stanu. Kiedy poszłam na terapię, a później zaczęłam o tym czytać, okazało się, że nie jestem sama – wspomina.
Dietetyk, ale nie każdy
W leczeniu napadów objadania jest jeden haczyk. Jaki? Jedzenie. – Jeść musimy do końca życia – alkoholik nie musi pić wódki, więc ma niejako łatwiej. Nie obejdzie się również bez zbudowania nowej, zdrowej relacji z jedzeniem – zauważa Patrycja Stranc.
W tym celu radzi udać się do dietetyka albo psychodietetyka. Ale nie pierwszego lepszego. Najlepiej żeby był to ktoś, kto ma świadomość napadów objadania.
– Jeśli osoba z zaburzeniami trafi do dietetyka, który nie ma o napadach pojęcia, to może on dodatkowo pogorszyć sytuację. Na przykład powie: "to wszystko twoja wina, bo nie starasz się na sto procent albo pijesz za mało wody". Wtedy znowu uaktywni się w nas poczucie wstydu. Pomyślimy, że skoro nawet dietetyk nam to mówi, to znaczy, że tak musi być. Zawstydzenie osoby chorej lub z zaburzeniami nie pomoże, a dodatkowo pogłębi problem – przestrzega dietetyczka.
I zaznacza, bazując na własnych doświadczeniach, że z napadmi odżywiania da się wygrać. Nie można się poddawać, czego przykładem jest historia Marleny, która od tej pory nie zmaga się z zaburzeniami odżywianiami. Jednak trzeba uświadomić sobie, że leczenie to proces. Długa droga.
– Gdy podejmujemy walkę z napadami objadania, musimy zdawać sobie sprawę, że nie jest to szybka praca, która zakończy się natychmiastową nagrodą. Nie unikniemy błędów i kroków do tyłu, ale warto być świadomym, że to nie psuje całej naszej drogi zdrowienia. Nie załamujmy się, że dzisiaj nam nie wyszło. Nie łączmy wszystkich porażek w jedno pasmo udowadniające, że jesteśmy wadliwi. Wyciągajmy wnioski, uczmy się o sobie, budujmy swoje poczucie wartości na naszej walce ("wiem, kim jestem, co przeżywam, czego doświadczam") – radzi.
I dodaje: – Ważne jest, abyśmy szukali swojej drogi, nie zakorzeniali się w napadach i nie myśleli o nich non stop. Jeśli zatrzymamy się jedynie na rozmyślaniu i próbie zrozumienia, skąd te napady się u nas biorą, to nie doprowadzi nas to do wyzdrowienia. Trzeba działać i każdego dnia podejmować wysiłek.
Czytaj także:
Reklama.
Objadamy się, bo chcemy tych obrazów i myśli uniknąć. Przynieść sobie ulgę. Najważniejsze jest, żeby znaleźć coś innego, niż jedzenie, co nam tę ulgę zapewni oraz znaleźć inny sposób na regulację emocji. Samym dialogiem wewnętrznym można już dużo zdziałać. Warto spróbować mówić do siebie jak do osoby, którą się kocha, np. do bliskiej przyjaciółki.