"Robi się gorzej niż źle. Nowo tworzone ośrodki covid podkupują za wyższe stawki średni i niższy personel. (...) Z tych samych finansowych powodów odeszli i odchodzą lekarze" – to fragment wpisu prof. dr hab. Pawła Nyckowskiego, specjalisty chirurgii ogólnej i onkologicznej oraz transplantologii klinicznej. Lekarz mówi nam, że ogromnym problemem są też decyzje, podejmowane nagle, o zawieszeniu planowanych zabiegów.
"Robi się gorzej niż źle", co miał pan dokładnie na myśli, pisząc te słowa?
Stoimy wobec permanentnych trudności związanych z niedoborem personelu średniego i niższego, co ogranicza nas w działalności zarówno w klinikach, jak i w bloku operacyjnym, a zwłaszcza w oddziale pooperacyjnym i oddziałach intensywnej terapii.
Te niedobory zarówno w oddziałach, jak i w jednostkach pooperacyjnych i jednostkach intensywnej terapii są szczególnie odczuwalne, bo są to wyjątkowo wrażliwe miejsca, gdzie właściwa obsada pielęgniarska i jej liczebność determinują działanie tych jednostek.
Już wcześniej było odczuwalnie źle, na granicy możliwości funkcjonowania. Mam na myśli liczbę łóżek w oddziale pooperacyjnym i w oddziałach intensywnej terapii, które mogą być obsłużone przez personel średni i niższy, co w rezultacie decyduje o liczbie możliwych do wykonania operacji i nas ogranicza.
Zespoły lekarskie w klinikach – mogę mówić o swojej – są kompletne i adekwatne do potrzeb. Natomiast braki są w zakresie personelu, o którym rozmawiamy. Z jakichś powodów ich uposażenie w tym szpital, choć jest to szpital uniwersytecki, jest relatywnie niskie w stosunku do proponowanych, gdzie indziej.
Uniwersytet Medyczny kształci około 300 magistrów pielęgniarstwa różnych specjalności w każdym roku. To już nie leży w zakresie moich kompetencji, ale właśnie to jest najprostszy powód tego problemu, tu gorzej płacą.
Mówi profesor, że było odczuwalnie źle, rozumiem, że chodzi o czas jeszcze przed pandemią?
Było bardzo źle, choć jeszcze akceptowalnie, co najmniej dwa lata przed pandemią. To już był taki okres funkcjonowania na granicach możliwości z okresowymi ograniczeniami w działalnościach. Są w tym szpitalu kliniki zabiegowe, w których doszło do konieczności wyłączenia ich części z funkcjonowania.
To oczywiście nie znaczy, że tam się nic nie dzieje. Można przeprowadzić remont, można przeprowadzić prace konserwacyjne, ale de facto one mogłyby funkcjonować i służyć pacjentom, a nie mogą, ponieważ nie ma obsady pielęgniarskiej.
Natomiast w obecnej rzeczywistości, kiedy żyjemy wobec konieczności stawiania czoła zwiększonej liczbie pacjentów zakażonych SARS-CoV-2, sytuacja się zmienia. Pewna liczba miejsc, zwłaszcza pooperacyjnych, musi być dedykowana pacjentom z COVID-19. Na to sposobu nie ma.
Jednak my nie jesteśmy szpitalem jednoimiennym, mamy określone zobowiązania wobec pacjentów chorych na nowotwory, wobec pacjentów z poważnymi schorzeniami naczyniowymi, wobec pacjentów z ciężkimi chorobami, jak i również nowotworami w obrębie działania laryngologów, neurochirurgów, kardiochirurgów.
To wszystko niestety rzutuje na naszą, nazwijmy to, wydajność w sensie liczby i możliwości zoperowanych pacjentów. Przychodzi reorganizacja, trzeba zamknąć część oddziału pooperacyjnego i dedykować go zakażonym.
W związku z tym pozostaje ileś tam łóżek mniej do obsługi klinik wykonujących planowe zabiegi, w tym zabiegi ze wskazań onkologicznych, ze wskazań z zakresu chirurgii naczyniowej, które nie mogą czekać.
Łatwo powiedzieć "ograniczamy" albo "przestajemy" wykonywać tzw. zabiegi planowe, ale trzeba wiedzieć, co pod tym określeniem się kryje. Owszem, przychodzi również informacja, że nie dotyczy to zabiegów onkologicznych, ale jeśli mamy reorganizacja na taką skalę, że w jej efekcie zostaje w oddziale pooperacyjnym 9 miejsc, a klinik zabiegowych jest 6, w tym 4 chirurgie, to można sobie wyobrazić, jak to funkcjonuje.
Każda klinika mogłaby wykonać dziennie od 2 do 4 zabiegów, w przypadku drobnych zabiegów nawet więcej, ale możliwość ich wykonania jest determinowana przez liczbę łóżek w oddziale pooperacyjnym, gdzie pacjent musi być odpowiednio zaopiekowany, żeby doszło do pełnego wybudzenia.
To nie jest tak, że pacjent ze stołu operacyjnego może wrócić na salę chorych. Oddział pooperacyjny jest dedykowany określonym czynnościom i określonej obiektywnej ocenie funkcjonowania pacjenta po zabiegu, mniejszym czy większym, a czasem bardzo dużym, który wymaga kilkudniowego pobytu w oddziale pooperacyjnym lub w oddziale intensywnej terapii.
Mogę dać przykład z ostatnich dni. W tym tygodniu, w poniedziałek i we wtorek, musieliśmy wstrzymać plan operacyjny całkiem, a od środy mamy ograniczoną możliwość wykonywania zabiegów z powodu mniejszej liczby łóżek pooperacyjnych.
Cały szpital dysponuje 9 łóżkami w oddziale pooperacyjnym, plus jeszcze może kilkoma dla kardiochirurgii, ale to niczego nie zmienia. W przyszłym tygodniu też będziemy operowali, ale mniej niż zwykle.
To są ograniczenia wpływające na liczbę leczonych pacjentów. Klinika w której pracuję jest akurat miejscem o profilu wybitnie onkologicznym, bo jest to klinika chirurgii ogólnej, gastroenterologicznej i onkologicznej. Można powiedzieć, że 90 proc. tutaj operowanych to są osoby operowane z powodu nowotworów.
Również wielu chorych jest operowanych z powodu nowotworów na laryngologii, na neurochirurgii. Chirurgia naczyniowa wykonuje zabiegi, które nie są zabiegami onkologicznymi, ale często zabiegami ratującymi życie.
Ci pacjenci nie mogą czekać?
Ci pacjenci nie powinni czekać. Każdy powie, że jeżeli pacjent z chorobą nowotworową poczeka na operację kilka dni, czy też 2, 3 tygodnie, to zapewne nic się nie stanie. Tak, i ja mogę powiedzieć, że zapewne nic się nie stanie. Z tym że dochodzi do pewnej kumulacji liczby pacjentów i czasu oczekiwania.
Pomijam czysto ludzki aspekt, gdzie pacjent jest wpisany w plan operacyjny na przyszły tydzień i raptem w weekend dowiaduje się, że "przepraszamy, ale nie będzie operacji". O ile w ogóle zdążymy zawiadomić, bo często dyrekcja szpitala staje wobec konieczności reorganizacji pracy placówki, narzuconej przez organa zwierzchnie, dzień przed wprowadzeniem nowych zasad.
Wykonujemy rozpaczliwe działania zmierzające do tego, żeby ludzie nie przyjeżdżali do izby przyjęć, gdzie dowiedzą się, że nie zostaną przyjęci.
Tym bardziej, że przyjeżdżają z różnych miejsc?
Do kliniki, w której pracuję, pacjenci przyjeżdżają z całej Polski. Myślę, że nie jest to jedyna taka klinika w tym szpitalu. Wszystkie zabiegowe są ośrodkami referencyjnymi, chociaż to określenie w tej chwili we mnie samym budzi wiele wątpliwości, czy rzeczywiście szpital tak funkcjonujący może być dalej traktowany, jako w pełni referencyjny ośrodek.
Wrócę jeszcze do kwestii uposażeń i braku personelu, ośrodki covidowe oferują większe pensje, dlatego ze szpitala, gdzie pan pracuje znika personel?
Człowiek, który zarabia na poziomie, o którym w szczegółach mówił nie będę, ale zapewniam, że jest to poziom żenujący, pójdzie pracować tam, gdzie zaoferują mu więcej. Czasami jest to niewiele więcej, ale w stosunku do uposażenia w tym miejscy jest to na tyle więcej, że zapada taka decyzja.
Trudno kogokolwiek, panią pielęgniarkę, pomoc medyczną, pomoc salową, winić za to. Lekarze też zmieniają miejsce pracy, kierując się względami ekonomicznymi i jest to zrozumiałe. Każdy powinien wiedzieć, że ta praca, jakby ją nie nazwać, jest źródłem utrzymania dla tej grupy zawodowej.
Czuje pan frustrację?
Nie, to nie jest frustracja, to jest niepokój, tak bym to określił. Wszyscy bardzo chcemy tym ludziom pomóc i frustracja mogłaby powodować, że ta chęć mogłaby upadać. Nadal jesteśmy gotowi do pracy i zdeterminowani.
Zawsze kiedy rozmawiam z kimś o ochronie zdrowia pada określenie "problem systemowy". Ktoś przecież pozwolił na to, żeby te pensje były tak żenujące. Ktoś, czyli politycy wszystkich formacji.
Myślę, że opieka zdrowotna, choćby z racji tego, że wokół niej ciągle toczy się dyskusja, jest jakimś problemem systemowym. Inaczej kolejne ekipy będące u władzy nie debatowałyby o tym na okrągło i nie rozwiązywałyby bez przerwy problemów, które i tak pozostają nadal nierozwiązane.
Od lat słyszymy, że pracownicy ochrony zdrowia walczą o godne pieniądze. Dziś te braki personelu są przecież maskowane tym, że ludzie, którzy są, pracują na 2 etaty. Nie wspomnę już o politycznych przepychankach i jakiejś arogancji, którą widać, kiedy mówią: "Niech wyjeżdżają, jak im tak źle"... Później oczywiście pada hasało: "Wracajcie, zapłacimy".
Odbieram to jako postępowanie dość obcesowe i oparte na założeniu, że ludzie ciągle będą chorować, a lekarze ciągle będą leczyć. My oczekujmy tylko, żeby stworzono nam odpowiednie warunki. Takie, żebyśmy mieli poczucie, że robimy to zgodnie z oczekiwaniem chorych.
Pana wpis jest też apelem do rządzących, co można zrobić tu i teraz?
Dyskusje różnych ekip rządzących toczą się permanentnie odkąd pracuję w tym zawodzie, a ja niestety nie odebrałem wykształcenia menadżerskiego w zakresie opieki zdrowotnej. Jestem chirurgiem specjalności chirurg ogólny, chirurg onkologiczny i transplantolog kliniczny i w tym zakresie czuję się kompetentny. Natomiast nie potrafię chyba odpowiedzieć na pytanie, co należałoby zrobić w sprawach administracyjnych.
Widzę jednak problem opieki zdrowotnej przynajmniej na równi z tymi problemami, których nie rozwiązanie lub rozwiązanie nieoczekiwane przez społeczeństwo rozgrywa się na ulicach w formie protestów.
Mówiąc obrazowo, społeczeństwo samo odsuwa widmo konieczności korzystania z opieki zdrowotnej i pozostaje trochę beztroskie wobec tego, jaką de facto ta opieka jest. Styka się z nią dopiero w obliczu choroby. Wtedy zdaje sobie sprawę – jakie są niedomogi – odczuwa to na własnej skórze.
Powinniśmy wszyscy, łącznie ze mną – bo ja tak samo korzystam, jak i moja rodzina, z pomocy lekarskiej – głośno powiedzieć, że prosimy, że chcemy, żeby ta opieka zdrowotna funkcjonowała w sposób, który będzie odbierany dobrze i wreszcie skończymy o tym wiecznie dyskutować.
Wielu osobom, które przez ostatni rok nie musiały w jakiś znaczny sposób korzystać z opieki zdrowotnej, mogło się wydawać, że kryzys w szpitalach trwał chwilę, później znowu było względnie, żeby teraz ponownie było źle. Ale ta rzeczywistość tak skrajnie wygląda cały czas? Nie było żadnego oddechu?
Tak, tak właśnie wygląda. W związku z tą rzeczywistością cierpią przede wszystkim pacjenci, których dotknęła infekcja i choroba związana z wirusem, ale proszę wierzyć, że cała ta sytuacja bardzo wpływa też na to, jak są obsługiwani w zakresie opieki zdrowotnej pacjenci chorzy na inne choroby.
System teleporad, telekonsultacji, to nie jest coś wystarczającego w każdej specjalności medycznej. W moim odczuciu, nie jest adekwatne w żadnej specjalności medycznej... Dostępność pacjenta do porady i sensownej ścieżki diagnostycznej, później terapeutycznej, ucierpiała istotnie w ostatnim okresie.
Katedra i klinika chirurgii ogólnej, gastroenterologicznej i onkologicznej UCK WUM
Robi się gorzej niż źle. Nowo tworzone ośrodki covid podkupują za wyższe stawki średni i niższy personel z takiego szpitala jak CSK UCK WUM. Z tych samych finansowych powodów odeszli i odchodzą lekarze.
Padniemy. To jest apel o pomoc do rządzących i temat dla mediów. Znowu stoimy wobec konieczności dwudniowego reorganizacyjnego wstrzymania planowych operacji, również onkologicznych, następnie zaś ograniczenia ilości wykonywanych, z powodu ograniczenia dostępu do łóżek pooperacyjnych i intensywnej terapii.