Absolwenci szkół aktorskich przerywają milczenie. Domańska: Spotkała mnie tam straszna rzecz
Alicja Cembrowska
19 marca 2021, 10:05·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 19 marca 2021, 10:05
Anna Paliga ma 24 lata. Rok temu ukończyła Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi. Teraz przerwała milczenie i opisała skandaliczne sytuacje, do których dochodziło w trakcie jej edukacji. "Brawo za odwagę, w końcu ktoś odważył się o tym powiedzieć" – wtórują jej koleżanki i koledzy ze szkół aktorskich.
Reklama.
Anna Paliga, absolwentka łódzkiej filmówki ujawniła przypadki przemocy, do których dochodziło w szkole.
Jej wpis zaczęli udostępniać aktorzy, którzy również byli ofiarami nadużyć.
Szkoła wydała oficjalne oświadczenie, w którym zapewnia pomoc wszystkim poszkodowanym.
Grupa wybrańców
Nie jest łatwo dostać się do szkoły aktorskiej. Wie to każdy, kto próbował i podchodził do egzaminów. Jednak później, gdy już się uda, bywa jeszcze trudniej.
– Od pierwszych minut, kiedy zostaje wyczytana lista osób przyjętych do szkoły, jest powtarzane, ciągle, w kółko, jakie wielkie mamy szczęście, że zostaliśmy wybrani do tej szkoły. I że takie wydarzenia jak fuksówka to piękna, wieloletnia tradycja, która ma nas przygotować do trudów tego zawodu. Dopiero po latach zrozumiałam, że była to normalizacja przemocy, upokorzeń i nadużyć – komentuje aktorka Aleksandra Domańska, która skończyła warszawską Akademię Teatralną w 2012 roku.
W ostatnich dniach głośno jest jednak głównie o łódzkiej filmówce, której mit, latami tworzony i wzmacniany, powoli zaczyna się kruszyć... Informacje o tym, że w szkole "coś się dzieje", zaczęły pojawiać się już wcześniej – w 2019 roku, gdy studenci protestowali przeciwko wykładowi Romana Polańskiego na uczelni. W oficjalnym oświadczeniu napisali, że wśród nich również są osoby, które były ofiarami przemocy i zachowań seksualnych.
Publicystka Maja Staśko mówiła, że po proteście w sprawie Polańskiego "odezwało się do niej wiele studentek filmówki, które przyznawały, że na przemoc jest w szkole przyzwolenie". O problemie informowała również dwa lata temu reżyserka Jagoda Szelc.
– Miała zostać przez studenta "uderzona" w trakcie sceny w twarz, w sposób markowany, tak jak uczą nas kaskaderzy. Wykładowca podszedł do kolegi, powiedział, że źle to robi, zawstydzał go, mówił, że się ze sobą pieści. Potem, bez pytania, uderzył dziewczynę w twarz. Ona w tym czasie nie grała w scenie. Wykładowca miał obowiązek zapytać ją o zgodę, dać jej czas na przygotowanie. Aktorce poszła krew z ust – mówiła w rozmowie z TOK FM.
Przemoc w szkole aktorskiej? "Tak bywa"
Przemocy w szkole aktorskiej doświadczyła również znana aktorka Aleksandra Domańska. – Zarówno ja, jak i osoby z mojego roku spotkaliśmy się w szkole ze skandalicznym zachowaniem ze strony profesorów. To była przemoc psychiczna, wyzwiska, groźby o wyrzuceniu ze szkoły – mówi w rozmowie z naTemat.pl.
– Kilka osób z mojego roku było bardzo blisko zrezygnowania ze studiów, bo po prostu nie dawały już rady. Nie dość, że takie metody blokowały jakikolwiek rozwój artystyczny, to jeszcze zaniżały nasze poczucie wartości do minimum – kontynuuje.
Domańska wspomina również, że była krytykowana z powodu wyglądu. – Usłyszałam nie raz sugestie, że powinnam się zastanowić nad operacją swojej szczęki, która uważana była za dużą. Słyszałam, że moja broda to oddzielny temat na scenie. Zostało mi to powiedziane tak wiele razy, że któregoś dnia zadzwoniłam do mamy i poprosiłam, żeby poszła ze mną na konsultację do kliniki chirurgii plastycznej. Dziś trudno mi w to uwierzyć – wyznaje.
Najtrudniejszym jednak wydarzeniem, o którym mówi aktorka, była przemoc seksualna. – Doświadczyłam w szkole napastowania seksualnego. Nie ze strony profesorów, ale chłopaka, który był ze mną na roku. Bardzo długo nosiłam to w sobie, nie wiedziałam, jak się za to zabrać, a uznawałam siebie za osobę odważną. Zawsze wyobrażałam, sobie, że będę w stanie krzyczeć i się bronić, a ja nie wydusiłam z siebie słowa – relacjonuje.
Dopytuję, czy władze uczelni zostały poinformowane o zajściu i jaka była reakcja.
Aleksandra Domańska dodaje, że "reakcja uczelni była, ale jej wynik okazał się oburzający". Przywołuje również sytuację, w której jedna grupa zgłosiła nadużycia nowego profesora, "znakomitego aktora".
– W akademii byliśmy podzieleni na grupy. Jedna grupa odważyła się złożyć skargę. On się o tym dowiedział i pamiętam, że zrobił straszną aferę. Chodził po korytarzu i krzyczał, że nie mamy prawa mu mówić "dzień dobry". Nie został wyrzucony. Jego sposoby nauczania nie zostały zweryfikowane.
"Jesteś turbo odważna"
Anna Paliga przedstawiła swoje stanowisko o nadużyciach względem studentów podczas Małej Rady Programowej Łódzkiej Szkoły Filmowej. Treść wystąpienia udostępniła również w mediach społecznościowych. Gros aktorów udostępniło post, jednak niewielu szczegółowo się do niego odniosło. Co mnie wcale nie dziwi. Pewna młoda aktorka powiedziała mi kiedyś, że "jeżeli chcesz coś osiągnąć w tej branży, to musisz milczeć".
Wpis Paligi skomentowała Maria Dębska, znana m.in. z "Cichej nocy" czy "Moje córki krowy": "Jesteś turbo odważna. Dużo odważniejsza niż ja i wielu moich kolegów i koleżanki. W Szkole Filmowej w Łodzi spotkałam wspaniałych profesorów, ale niestety razem z moimi kolegami doświadczyłam też mobbingu i przemocy psychicznej.
Oprócz tego, że czułam się wielokrotnie jedną z "ulubionych absolwentek" tej Szkoły i dostałam w niej naprawdę wiele dobrego, niestety wielokrotnie byłam świadkiem lub ofiarą sytuacji, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Wiem, że nie tylko ja szkołę kończyłam na lekach uspokajających i niezbędna mi była terapia".
Dębska dodała, że w dwóch opisanych przez Paligę sytuacjach uczestniczyła osobiście: "Wtedy myślałam, że zaciskanie zębów to jedna z podstawowych umiejętności aktora. Bardzo chciałabym, żeby władze tej uczelni i innych uczelni artystycznych wyciągnęły z poniższej relacji mojej koleżanki wnioski".
Paliga: "Szkoła nie daje nam poczucia bezpieczeństwa"
– Przykro mi, że muszę poruszać ten temat – najchętniej opowiadałabym o wymarzonych warsztatach castingowych, które chciałabym prowadzić albo o wątpliwej jakości zajęciach aktorstwa filmowego, o które należałoby zadbać. Tymczasem mam potrzebę opowiadania o strachu – zaczęła Paliga.
Podkreśliła, że szkoła nie przygotowuje studentów, jak bronić się przed mobbingiem czy wykorzystaniem seksualnym, "przemocowe przekraczanie swoich granic psychicznych i fizycznych uważają za niezbywalną część zawodu", a na wydziale aktorskim panuje przekonanie, że młodych trzeba "łamać i przyzwyczajać do zaciskania zębów". Przemoc ma pomóc im w zostaniu lepszymi aktorami.
Możliwe, że wpis Anny Paligi zostałby przemilczany, podobnie jak relacje sprzed dwóch lat. Aktorka dokładnie opisała jednak sytuacje i podała nazwiska wykładowców, którzy mieli dopuścić się nadużyć. Zarzut odnoszą się do: Mariusza Jakusa, Grzegorza Wiśniewskiego, Bronisława Wrocławskiego, Grażyny Kani, Waldemara Zawodzińskiego i Mariusza Grzegorzka. – Większość z tych zdarzeń z pewnością dotarła do władz wydziału, bądź uczelni i z premedytacją zostały zamiecione pod dywan – utrzymuje Paliga.
I opisuje jak Jakus "wpadł w furię i rzucił w grającą grupę krzesłem, które wybiło dziurę w suficie, po czym z pięściami ruszył na studenta".
Wiśniewski "uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew. Do przerażonego partnera scenicznego dziewczyny powiedział: "Tak to powinieneś grać, ucz się".
Wrocławski "wyciągnął studentkę na środek sceny, po czym pogryzł ją od dłoni do szyi na oczach całej grupy, po to, żeby pokazać drugiemu studentowi, jak gra się pożądanie".
Kania "zmusiła studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu. Przed samym pokazem, kiedy moja koleżanka wciąż stawiała opór padło sformułowanie: "Albo zdejmiesz stanik, albo wyrzucę cię z uczelni".
Zawodziński "przeprowadził zajęcia z pierwszym rokiem, na których nakazał studentom stanąć w parach w samych cielistych majtkach naprzeciwko siebie i mówić o tym, co nie podoba się im w ciele swojego partnera".
Grzegorzek "w trakcie prac nad dyplomem wielokrotnie, niemalże codziennie przez okres trwania prób wpadał w furię i nazywał mnie "pierdoloną szmatą, kurwą". Poniżał zarówno mnie, jak i moich kolegów w obecności całej grupy i pracowników technicznych".
Prorektor Michał Staszczak został poinformowany przez aktorkę o opisanych sytuacjach. Miała usłyszeć, że "nie umie zaciskać zębów, a powinna" i że "jest zbyt miękka na ten zawód". Anna Paliga miała z tego powodu załamanie nerwowe. Korzystała z terapii.
Przemoc systemowa
– To jest instytucja edukacyjna, która nie tylko wspiera, ale nawet promuje przemoc, w imię przygotowania do zawodu. Przemoc jest zarówno metodą pedagogiczną, jak i metodą prowadzenia aktora. W XXI wieku. To jest w ogóle jakieś błędne koło. Szkoła zdaje się nie zauważać tego, że jest odpowiedzialna za kształtowanie przyszłego rynku poprzez kształtowanie postaw swoich studentów – mówi absolwent wydziału reżyserii łódzkiej filmówki, który między innymi przez przemoc i brak etyki zmienił zawód.
Chce pozostać anonimowy, jak wszystkie osoby, które zgodziły się odpowiedzieć na moje wiadomości. Od razu zrozumiałam, dlaczego: każdy, nawet jak nie był świadkiem sytuacji przemocowych, to o nich słyszał. Ktoś widział, ktoś słyszał. Nikt nie reagował.
– Nie doświadczyłem tego, o czym pisze autorka posta. Słyszałem za to historie od przyjaciół. Widziałem, jak zmagają się z tym ogromnym ciężarem, jak są wyniszczani i zastraszani. Jak biorą całą winę na siebie. Wszystko po to, żeby przygotować młodych ludzi do tego, co będzie się działo w przyszłości. Świetny pretekst. Ludzie zaczynają mieć problemy nerwowe, cierpią na depresję, zdarzają się samobójstwa. Ale przecież to tylko nadwrażliwość młodych artystów. Studentom grozi się, że się ich wyrzuci, stale, przez wiele lat. To ma służyć ich rozwojowi. To taka metoda, żebyś był lepszym aktorem. Nikt nie myśli o ich psychice – komentuje były student.
Gdy dopytuję, dlaczego nikt nie chce "pod nazwiskiem" wypowiedzieć się o szkole, mówi: "Nikt nie chce robić sobie szamba, ludzie są zastraszeni i nie chcą wypaść z obiegu. Chcą mieć pracę. Poza tym tutaj działa dodatkowo mit filmówki, TEJ filmówki. Nikt nic nie powie, bo wszyscy się w tym biznesie znają, a z czegoś trzeba żyć. Bo trzeba mieć twardą skórę. Bo tak to po prostu wygląda i trzeba się przyzwyczaić. Bo tacy reżyserzy są skuteczni i mieszczą się w budżecie i w harmonogramie. Bo niektórzy są fajni i dla takich ludzi warto zostać. Bo to pasja, misja i cel".
Oczywiście nie każda osoba, która skończyła filmówkę, czy inną szkołę aktorską doświadczyła sytuacji opisanych przez Annę Paligę. Kilka osób, które poprosiłam o komentarz, odpisały, że same nie mają takich doświadczeń, ale "o nich słyszały".
Stanowisko uczelni
Do sytuacji opisanych przez Annę Paligę odniósł się w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek, rektor Szkoły Filmowej do 2020 roku. Skomentował sytuację, której miał być uczestnikiem.
– To nieprawda. Praca w teatrze jest bardzo wymagającym, gęstym emocjonalnie przedsięwzięciem. Jestem osobą intensywną w wyrazie, konfrontacyjną, wywołuję czasem obopólną emocjonalną niewygodę, która powoduje, że musimy się twórczo uruchomić. Ale nieporównanie mocniej dbam, by proces pracy opierał się na wzajemnym zrozumieniu i poczuciu artystycznej wspólnoty. Zdarza się, że czasem używam wulgaryzmów. Ale absolutnie nie używam tego typu określeń ad personam – wobec jakiegokolwiek z moich studentek czy studentów. Sytuacja opisywana przez Annę Paligę nie miała miejsca. Jestem zaskoczony i zdezorientowany, nie rozumiem, dlaczego tak bezpardonowo naruszyła moje dobre imię.
Dodaje, że jedna z opisanych sytuacji była mu zgłoszona w mniej drastycznej formie i przekazana pełnomocniczce ds. przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji. Profesor zapewnia, że otrzymał informację, że została wyjaśniona.
Oświadczam, że w Szkole Filmowej w Łodzi niedopuszczalne są zachowania, które noszą znamiona molestowania czy przemocowego traktowania Studentów i Studentek, i nie będą tolerowane. Naszą misją i obowiązkiem jest zagwarantowanie takich warunków procesu kształcenia, w których wolność twórcza, naukowa, kreatywność oraz swoboda ekspresji muszą być praktykowane w sposób odpowiedzialny i z zapewnieniem godności drugiego człowieka.
Uczelnia informuje, że oświadczenie Anny Paligi zostało przekazane Monice Żelazowskiej – Pełnomocnik Rektora ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji, a w trybie pilnym zwołano posiedzenie Komisji Antymobbingowej i Antydyskryminacyjnej. Podjęto również działania strategiczne, które mają pokazać skalę problemu, otoczyć wsparciem osoby poszkodowane. Zostaną również wciągnięte konsekwencje wobec winnych, a kadra przejdzie szkolenia antyprzemocowe.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl
Reklama.
Absolwentka łódzkiej filmówki
Uczestniczyłam w zajęciach, które były przemocowe. Słyszałam, że w poprzednich latach było gorzej, ale i teraz zdarzały się latające krzesła i pokazywanie na studencie, jak coś zagrać, szarpanie, popychanie. To jest stara szkoła i obecni wykładowcy wychodzą z tej nauki. Agresja słowna była na porządku dziennym.
Absolwentka łódzkiej filmówki
To był wywołany strachem wstyd. Wszyscy byliśmy tego świadkami, widzieliśmy, co się dzieje, coś nie grało, ale robili to ludzie, którzy mają autorytet. Teraz nie jestem w stanie wytłumaczyć siebie i zrozumieć, jak to działało, że nikt nie był w stanie wyjść z tych zajęć. Jestem pewna, że znaczna część studentów wychodzi ze szkoły ze stresem pourazowym. To jest trauma.
Aleksandra Domańska
aktorka
Artysta, żeby tworzyć, musi być odważny, ufać swoim narzędziom, swojej mocy, wrażliwości. I to powinna zapewniać szkoła i dojrzała kadra – warunki do rozwoju i indywidualne podejście. Tymczasem my po wyjściu ze szkoły czuliśmy, że nie mamy nic do zaoferowania...
Aleksandra Domańska
Zgłosiłam sprawę do profesorów, którym ufałam. Natomiast zostało to zamiecione pod dywan, a mi polecono, żebym przymknęła na to oko i najlepiej wyjaśniła to ze sprawcą, bo na pewno nie chciał tego zrobić, może za dużo wypił i był nieświadomy, stracił kontrolę, przecież on jest taki dobry i niewinny.
Kompletnie mnie to załamało, czułam się upokorzona, straciłam zaufanie do wszystkich w tej placówce. Zamknęłam się w sobie, zacisnęłam zęby i jakoś dociągnęłam te ostatnie 1,5 roku do końca.
Absolwentka łódzkiej filmówki
Myślę, że wiele osób wyparło stosowane na studentach przemocowe metody, to po prostu taktyka obronna. Pojawia się również syndrom sztokholmski, z którym sama się borykam. Znam mnóstwo osób, które w trakcie szkoły musiały pójść do specjalisty lub podjąć leczenie. Pracując z kimś nad rzeczami, które dotyczą mojego ciała, moich emocji, nawiązuje się więź. Robicie coś wspólnego i nagle ta osoba wyrzuca w ciebie tak ogromną masę agresji, że cię paraliżuje i myślisz "zrobię, co chcesz, tylko daj mi spokój".
Pamiętam bardzo dobrze jedno sformułowanie: "Jesteście toksycznymi pizdami". Do wyzwisk się przyzwyczajasz. I najgorsze jest to, że nie potrafiliśmy się przed tym bronić.
Były skargi, były próby, żeby to zmienić, ale wszystko było uciszane, pod otoczką "teraz musicie być silni, bo to jest taki ciężki zawód".
Absolwent filmówki
Filmówka niszczy ludzi, bo "rynek, na który trafią też będzie ich niszczył". Potem ci młodzi ludzie, trafiając na rynek pracy, rzeczywiście są niszczeni przez swoich starszych kolegów i niszczą po latach innych, młodszych. Tak więc szkoła znów niszczy, żeby przygotować na to kolejnych adeptów. Syndrom sztokholmski to mało powiedziane.
Aleksandra Domańska
Ta przemoc psychiczna ma poważne konsekwencje. Nie da się otworzyć serca, tym bardziej w tak młodym wieku, gdy jeszcze nie jesteśmy tak ukonstytuowani, a swoją wartość uzależniamy od opinii innych ludzi. W tym przypadku mentorów, ludzi odpowiedzialnych za kształtowanie duszy i osobowości artystów.
Natomiast to nie miało z tym nic wspólnego. Opierało się na jakichś rozgrywkach między profesorami, kto zrobi lepszy egzamin. W ogóle nas nie słuchano. Nie było otwartości na nasze potrzeby.