
Zrób sobie krótki test. Wstukaj swoje dane w wyszukiwarkę Google oraz niektóre serwisy społecznościowe i sprawdź, czego można się o tobie dowiedzieć w ciągu kilku minut. Dla niektórych dbanie o swoją e-reputację jest równie ważne jak o tą realną. Istnieją nawet specjalne firmy, które za odpowiednią opłatą zajmą się twoim wizerunkiem w sieci.
REKLAMA
Blisko 17 milionów osób w Polsce i ponad 2,1 miliarda na całym świecie. Tyle internautów ma dostęp do wyszukiwarek, za pomocą których w ciągu kilku minut może całkowicie nas "prześwietlić". I prześwietlają, bo tylko w ciągu każdej minuty wyszukują około dwóch milionów haseł dotyczących ludzi, usług, produktów, czy firm.
Jak podaje serwis pozycjonowanie.ide.pl, aż 90 proc. polskich internautów sprawdza w sieci opinie na temat firmy, z którą chce w jakikolwiek sposób współpracować. Z badań Eurocom Worldwide Survey wynika, że aż co piąte CV w branży technologicznej zostało odrzucone tylko ze względu na informacje o kandydacie znalezione w internecie.
A znaleźć je wcale nie jest trudno, wystarczą podstawowe dane takie jak imię i nazwisko, albo chociaż e-mail. Łatwo też dojść po nitce do kłębka znając login, którym zazwyczaj posługujemy się w sieci.
W internecie rzeczy zostają na zawsze
Tego, że dawane przez internet poczucie anonimowości jest złudne, nie trzeba już nikomu tłumaczyć. Doświadczenie pokazuje, że jak coś raz wpadnie do internetu, zostanie w nim już raz na zawsze. Cały bajer polega na tym, że mimo iż coś zostaje w sieci na stałe, może być bardziej lub mniej widoczne.
Tego, że dawane przez internet poczucie anonimowości jest złudne, nie trzeba już nikomu tłumaczyć. Doświadczenie pokazuje, że jak coś raz wpadnie do internetu, zostanie w nim już raz na zawsze. Cały bajer polega na tym, że mimo iż coś zostaje w sieci na stałe, może być bardziej lub mniej widoczne.
Zrobiłeś coś głupiego na imprezie i wrzuciłeś na YouTube'a? Znajomi masowo publikują zdjęcia, które – delikatnie mówiąc – nie pomogą ci w znalezieniu pracy? Napisałeś głupoty na blogu lub Facebooku? A może ktoś nie szczędzi tobie lub twojej firmie ostrych słów w komentarzach?
Coraz powszechniejsza praktyka na polskim rynku internetowym to ukrywanie tego, co niewygodne lub promowanie tego, co pozytywne. Zniknąć z sieci całkowicie się nie da, ale niektóre firmy pomagają sprawić takie wrażenie. Firmy specjalizujące się w zarządzaniu wizerunkiem w sieci monitorują informacje na twój temat i te pozytywne windują jak najwyżej, a negatywne spychają daleko, daleko, daleko.
W dzisiejszych czasach, największe zagrożenie dla firmy i jej reputacji, stwarzają sami pracodawcy – nie dostrzegając faktu, że pracownicy narzekają online na swoich szefów, dyskutują o pensjach czy rozprzestrzeniają poufne informacje. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: newsline.pl
Wydaje ci się, że ciebie to nie dotyczy, ale poświęć kilka minut i sprawdź w Google, na Facebooku czy Naszej-Klasie, co możesz znaleźć na swój temat. Sporo tego, prawda? – Swoim wizerunkiem w sieci powinien przejmować się każdy, kto wykonuje zawód, w którym opinia ma znaczenie – mówi w rozmowie z naTemat Artur Kuschill z firmy Gebuko, która zajmuje się zarządzaniem wizerunkiem w internecie.
Złodziej, oszust, amator? To nie ja
O pomoc w naprawie swojego wizerunku proszą nie tylko duże firmy, którym należy polepszeniu sprzedaży, ale i osoby prywatne. – Lekarze, architekci, prawnicy, a nawet politycy – wymienia nasz rozmówca i dodaje: – Ludzie i firmy, o których pojawiły się niekorzystne informacje, nie zawsze prawdziwe, starają się ich pozbyć – słyszymy. O jakie opinie chodzi? Ano na przykład, że ktoś jest złodziejem, oszustem, słabym fachowcem itd. – wymieniać można w nieskończoność.
O pomoc w naprawie swojego wizerunku proszą nie tylko duże firmy, którym należy polepszeniu sprzedaży, ale i osoby prywatne. – Lekarze, architekci, prawnicy, a nawet politycy – wymienia nasz rozmówca i dodaje: – Ludzie i firmy, o których pojawiły się niekorzystne informacje, nie zawsze prawdziwe, starają się ich pozbyć – słyszymy. O jakie opinie chodzi? Ano na przykład, że ktoś jest złodziejem, oszustem, słabym fachowcem itd. – wymieniać można w nieskończoność.
Praktyka "dbania o wizerunek" jest najczęściej znana jako depozycjonowanie i nie sprowadza się jedynie do usunięcia zdjęcia, filmiku czy strony. Przede wszystkim dlatego, że czegoś usunąć stuprocentowo po prostu się nie da, ale można to odpowiednio "przykryć".
– Jeżeli coś pojawi się w internecie, nie zniknie z niego całkowicie. Można jednak doprowadzić do sytuacji, gdy przeciętny internauta nie będzie w stanie do niej dotrzeć, czyli po prostu wypchnąć niepożądane treści z czołowych wyników wyszukiwania w Google za pomocą promowania innych, pożądanych treści – tłumaczy Kuschill.
Jak sprawiać wrażenie bardziej wartościowego pracownika CZYTAJ WIĘCEJ
Marcin Mróz z firmy Guardem specjalizującej się w ochronie reputacji w internecie wyjaśnia, że przeciętny internetowy "zjadacz chleba" nie będzie w stanie samodzielnie wyszukać informacji, którą "tuszowali" specjaliści. Nie ogranicza się to bowiem jedynie do przejrzenia kilkudziesięciu stron wyszukiwania w Google.
– Dotarcie do neutralizowanych informacji jest możliwe dopiero poprzez generowanie specyficznych zapytań na podstawie złożonych komend w Google. Teoretycznie 90 procent internautów nie ma o nich pojęcia, więc nie dotrze do tych stron. Nasze działania są bardzo naturalne, nie wzbudzają podejrzeń. Promujemy pozytywne strony nie działając bezpośrednio na stronę z negatywnym materiałem – mówi ekspert.
Nie ma cię w Google, więc nie istniejesz
Popularne powiedzenie "nie ma cię w Google/na Facebooku, więc nie istniejesz" w tym przypadku nabiera nieco innego znaczenia. Marcin Mróz trafnie zauważa, że nie zawsze istotne jest co znajduje się na stronach, ale to jak wysoko wyskakują one w wynikach wyszukiwania. – Jeśli coś jest zneuatralizowane do tego stopnia, że nikt nie może wyszukać tego za pomocą wyszukiwarki, to taka strona przestaje mieć znaczenie, bo teoretycznie nikt do niej nie dociera – słyszymy.
Popularne powiedzenie "nie ma cię w Google/na Facebooku, więc nie istniejesz" w tym przypadku nabiera nieco innego znaczenia. Marcin Mróz trafnie zauważa, że nie zawsze istotne jest co znajduje się na stronach, ale to jak wysoko wyskakują one w wynikach wyszukiwania. – Jeśli coś jest zneuatralizowane do tego stopnia, że nikt nie może wyszukać tego za pomocą wyszukiwarki, to taka strona przestaje mieć znaczenie, bo teoretycznie nikt do niej nie dociera – słyszymy.
W branży obowiązuje zasada anonimowości, więc moi rozmówcy nie mogą mówić o konkretnych sprawach. Mróz zdradza jednak, że w jego przypadku klientami są najczęściej firmy z branży usługowej, gdzie kluczową rolę odgrywają opinie. Nie brakuje też menadżerów wyższego szczebla, którym niekorzystne wpisy mogą przeszkodzić w dalszej karierze.
Cały proces musi swoje potrwać, jak długo – to zależy od tego, jak bardzo nasz wizerunek jest nadszarpnięty. – U nas pierwsze efekty widać już nawet kilka dni po podpisaniu umowy, ale wszystkie przypadki są indywidualne i mogą trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Przykładowo, gdy afera jest w toku, to ciężko usuwać wszystko na bieżąco. Coś, co zniknie z jednego miejsca za chwilę pojawia się w kilku kolejnych. Po kilku miesiącach całość jest już zdecydowanie łatwiej wyciszyć – tłumaczy Marcin Mróz.
Walka z wiatrakami
Podobnie uważa kolega po fachu Artur Kuschill. – Najgorsze, co można robić, to próba walki z czymś, co właśnie zdobywa popularność w internecie. Jeśli ktoś usilnie próbuje coś usuwać, to pojawia się wola walki z drugiej strony, by zrobić to jeszcze bardziej popularnym. Trzeba zacisnąć zęby i przeczekać to pierwsze uderzenie – mówi specjalista. Tak było na przykład w przypadku filmiku, na którym Kamil Durczok narzekał na brudny stół. TVN dokładał wszelkich starań, żeby film zniknął, a mimo to mógł go obejrzeć każdy.
Podobnie uważa kolega po fachu Artur Kuschill. – Najgorsze, co można robić, to próba walki z czymś, co właśnie zdobywa popularność w internecie. Jeśli ktoś usilnie próbuje coś usuwać, to pojawia się wola walki z drugiej strony, by zrobić to jeszcze bardziej popularnym. Trzeba zacisnąć zęby i przeczekać to pierwsze uderzenie – mówi specjalista. Tak było na przykład w przypadku filmiku, na którym Kamil Durczok narzekał na brudny stół. TVN dokładał wszelkich starań, żeby film zniknął, a mimo to mógł go obejrzeć każdy.
"Czysta karta" w internecie to wydatek od kilkuset złotych do nawet kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Ceny podstawowego depozycjonowania/neutralizowania zaczynają się już od 500 zł. Zarządzanie wizerunkiem to jednak nie tylko ukrywanie tego, co niewygodne. W wielu przypadkach to także windowanie do góry tego, co chcemy innym pokazać.
– Wizerunek buduje się np. poprzez tworzenie pozytywnych opinii na forach internetowych, w komentarzach sklepów lub w porównywarkach. Smutna prawda jest taka, że wciąż wiele osób wierzy w opinie pojawiające się w sieci, a niestety większość z nich niewiele ma wspólnego z obiektywną opinią i jest ukrytą reklamą – kończy Artur Kuschill.


