Wizerunek w sieci za pieniądze. Chcesz coś ukryć? Specjaliści pomogą. Czymś się pochwalić? Proszę bardzo
Michał Mańkowski
08 października 2012, 14:51·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 08 października 2012, 14:51
Zrób sobie krótki test. Wstukaj swoje dane w wyszukiwarkę Google oraz niektóre serwisy społecznościowe i sprawdź, czego można się o tobie dowiedzieć w ciągu kilku minut. Dla niektórych dbanie o swoją e-reputację jest równie ważne jak o tą realną. Istnieją nawet specjalne firmy, które za odpowiednią opłatą zajmą się twoim wizerunkiem w sieci.
Reklama.
Blisko 17 milionów osób w Polsce i ponad 2,1 miliarda na całym świecie. Tyle internautów ma dostęp do wyszukiwarek, za pomocą których w ciągu kilku minut może całkowicie nas "prześwietlić". I prześwietlają, bo tylko w ciągu każdej minuty wyszukują około dwóch milionów haseł dotyczących ludzi, usług, produktów, czy firm.
Jak podaje serwis pozycjonowanie.ide.pl, aż 90 proc. polskich internautów sprawdza w sieci opinie na temat firmy, z którą chce w jakikolwiek sposób współpracować. Z badań Eurocom Worldwide Survey wynika, że aż co piąte CV w branży technologicznej zostało odrzucone tylko ze względu na informacje o kandydacie znalezione w internecie.
A znaleźć je wcale nie jest trudno, wystarczą podstawowe dane takie jak imię i nazwisko, albo chociaż e-mail. Łatwo też dojść po nitce do kłębka znając login, którym zazwyczaj posługujemy się w sieci.
W internecie rzeczy zostają na zawsze
Tego, że dawane przez internet poczucie anonimowości jest złudne, nie trzeba już nikomu tłumaczyć. Doświadczenie pokazuje, że jak coś raz wpadnie do internetu, zostanie w nim już raz na zawsze. Cały bajer polega na tym, że mimo iż coś zostaje w sieci na stałe, może być bardziej lub mniej widoczne.
Zrobiłeś coś głupiego na imprezie i wrzuciłeś na YouTube'a? Znajomi masowo publikują zdjęcia, które – delikatnie mówiąc – nie pomogą ci w znalezieniu pracy? Napisałeś głupoty na blogu lub Facebooku? A może ktoś nie szczędzi tobie lub twojej firmie ostrych słów w komentarzach?
Coraz powszechniejsza praktyka na polskim rynku internetowym to ukrywanie tego, co niewygodne lub promowanie tego, co pozytywne. Zniknąć z sieci całkowicie się nie da, ale niektóre firmy pomagają sprawić takie wrażenie. Firmy specjalizujące się w zarządzaniu wizerunkiem w sieci monitorują informacje na twój temat i te pozytywne windują jak najwyżej, a negatywne spychają daleko, daleko, daleko.
Wydaje ci się, że ciebie to nie dotyczy, ale poświęć kilka minut i sprawdź w Google, na Facebooku czy Naszej-Klasie, co możesz znaleźć na swój temat. Sporo tego, prawda? – Swoim wizerunkiem w sieci powinien przejmować się każdy, kto wykonuje zawód, w którym opinia ma znaczenie – mówi w rozmowie z naTemat Artur Kuschill z firmy Gebuko, która zajmuje się zarządzaniem wizerunkiem w internecie.
Złodziej, oszust, amator? To nie ja
O pomoc w naprawie swojego wizerunku proszą nie tylko duże firmy, którym należy polepszeniu sprzedaży, ale i osoby prywatne. – Lekarze, architekci, prawnicy, a nawet politycy – wymienia nasz rozmówca i dodaje: – Ludzie i firmy, o których pojawiły się niekorzystne informacje, nie zawsze prawdziwe, starają się ich pozbyć – słyszymy. O jakie opinie chodzi? Ano na przykład, że ktoś jest złodziejem, oszustem, słabym fachowcem itd. – wymieniać można w nieskończoność.
Praktyka "dbania o wizerunek" jest najczęściej znana jako depozycjonowanie i nie sprowadza się jedynie do usunięcia zdjęcia, filmiku czy strony. Przede wszystkim dlatego, że czegoś usunąć stuprocentowo po prostu się nie da, ale można to odpowiednio "przykryć".
– Jeżeli coś pojawi się w internecie, nie zniknie z niego całkowicie. Można jednak doprowadzić do sytuacji, gdy przeciętny internauta nie będzie w stanie do niej dotrzeć, czyli po prostu wypchnąć niepożądane treści z czołowych wyników wyszukiwania w Google za pomocą promowania innych, pożądanych treści – tłumaczy Kuschill.
Marcin Mróz z firmy Guardem specjalizującej się w ochronie reputacji w internecie wyjaśnia, że przeciętny internetowy "zjadacz chleba" nie będzie w stanie samodzielnie wyszukać informacji, którą "tuszowali" specjaliści. Nie ogranicza się to bowiem jedynie do przejrzenia kilkudziesięciu stron wyszukiwania w Google.
– Dotarcie do neutralizowanych informacji jest możliwe dopiero poprzez generowanie specyficznych zapytań na podstawie złożonych komend w Google. Teoretycznie 90 procent internautów nie ma o nich pojęcia, więc nie dotrze do tych stron. Nasze działania są bardzo naturalne, nie wzbudzają podejrzeń. Promujemy pozytywne strony nie działając bezpośrednio na stronę z negatywnym materiałem – mówi ekspert.
Nie ma cię w Google, więc nie istniejesz
Popularne powiedzenie "nie ma cię w Google/na Facebooku, więc nie istniejesz" w tym przypadku nabiera nieco innego znaczenia. Marcin Mróz trafnie zauważa, że nie zawsze istotne jest co znajduje się na stronach, ale to jak wysoko wyskakują one w wynikach wyszukiwania. – Jeśli coś jest zneuatralizowane do tego stopnia, że nikt nie może wyszukać tego za pomocą wyszukiwarki, to taka strona przestaje mieć znaczenie, bo teoretycznie nikt do niej nie dociera – słyszymy.
W branży obowiązuje zasada anonimowości, więc moi rozmówcy nie mogą mówić o konkretnych sprawach. Mróz zdradza jednak, że w jego przypadku klientami są najczęściej firmy z branży usługowej, gdzie kluczową rolę odgrywają opinie. Nie brakuje też menadżerów wyższego szczebla, którym niekorzystne wpisy mogą przeszkodzić w dalszej karierze.
Cały proces musi swoje potrwać, jak długo – to zależy od tego, jak bardzo nasz wizerunek jest nadszarpnięty. – U nas pierwsze efekty widać już nawet kilka dni po podpisaniu umowy, ale wszystkie przypadki są indywidualne i mogą trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Przykładowo, gdy afera jest w toku, to ciężko usuwać wszystko na bieżąco. Coś, co zniknie z jednego miejsca za chwilę pojawia się w kilku kolejnych. Po kilku miesiącach całość jest już zdecydowanie łatwiej wyciszyć – tłumaczy Marcin Mróz.
Walka z wiatrakami
Podobnie uważa kolega po fachu Artur Kuschill. – Najgorsze, co można robić, to próba walki z czymś, co właśnie zdobywa popularność w internecie. Jeśli ktoś usilnie próbuje coś usuwać, to pojawia się wola walki z drugiej strony, by zrobić to jeszcze bardziej popularnym. Trzeba zacisnąć zęby i przeczekać to pierwsze uderzenie – mówi specjalista. Tak było na przykład w przypadku filmiku, na którym Kamil Durczok narzekał na brudny stół. TVN dokładał wszelkich starań, żeby film zniknął, a mimo to mógł go obejrzeć każdy.
"Czysta karta" w internecie to wydatek od kilkuset złotych do nawet kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Ceny podstawowego depozycjonowania/neutralizowania zaczynają się już od 500 zł. Zarządzanie wizerunkiem to jednak nie tylko ukrywanie tego, co niewygodne. W wielu przypadkach to także windowanie do góry tego, co chcemy innym pokazać.
– Wizerunek buduje się np. poprzez tworzenie pozytywnych opinii na forach internetowych, w komentarzach sklepów lub w porównywarkach. Smutna prawda jest taka, że wciąż wiele osób wierzy w opinie pojawiające się w sieci, a niestety większość z nich niewiele ma wspólnego z obiektywną opinią i jest ukrytą reklamą – kończy Artur Kuschill.
W dzisiejszych czasach, największe zagrożenie dla firmy i jej reputacji, stwarzają sami pracodawcy – nie dostrzegając faktu, że pracownicy narzekają online na swoich szefów, dyskutują o pensjach czy rozprzestrzeniają poufne informacje. CZYTAJ WIĘCEJ