– Papież wysłał hierarchom sygnał: możesz kryć wykorzystywanie seksualne dzieci i gnębić swoich podwładnych, a włos ci z głowy nie spadnie. Możesz to robić i cieszyć się spokojnie zaszczytnym tytułem arcybiskupa – tak karę Watykanu dla polskich biskupów komentuje Piotr Szeląg, były ksiądz, który doświadczył mobbingu ze strony abp. Sławoja Leszka Głódzia.
Anna Dryjańska: Gdy usłyszał pan o tym, że Watykan ukarał abp. Głódzia, poczuł pan…?
Piotr Szeląg: Po pierwsze, że jest mi przykro. Po drugie, że wcale mnie to nie dziwi. Kara Stolicy Apostolskiej ma bowiem wyłącznie charakter symboliczny. To działanie pozorowane, posunięcie strategiczne.
Zaraz zaraz, przecież kara dla arcybiskupa Głódzia jest prawdziwa.
No tak, ale proszę zauważyć: to bardzo łagodne, wręcz pluszowe konsekwencje za to, co latami robił były metropolita.
Przeanalizujmy to po kolei. “Nakaz zamieszkania poza archidiecezją gdańską” – przecież wszyscy, a więc również władze kościelne wiedzą, że Sławoj Leszek Głódź mieszka we wsi pod Białymstokiem. To trochę tak, jakby ktoś pani zakazał mieszkania na Seszelach, gdy całe pani życie jest w Warszawie. To żart, nie kara.
Drugim elementem kary dla arcybiskupa jest zakaz uczestniczenia w jakichkolwiek publicznych celebracjach religijnych lub spotkaniach świeckich na terenie archidiecezji gdańskiej.
I znowu: jakie to ma znaczenie, skoro abp Głódź mieszka w województwie podlaskim? Jeśli będzie chciał, to może dumnie wparadować na uroczystości w katedrze w Białymstoku, Świątyni Opatrzności w Warszawie czy na krakowski Wawel. Gdyby Watykan naprawdę chciał go ukarać, rozciągnąłby ten zakaz na teren całej Polski. A tak? To tylko ruch marketingowy, pod publiczkę.
Ostatni element postanowienia Watykanu ws. hierarchy to nakaz wpłaty z osobistych funduszy odpowiedniej sumy na rzecz “Fundacji św. Józefa”, z przeznaczeniem na działalność prewencyjną i pomoc ofiarom nadużyć.
A co to znaczy “odpowiednia”? Czy złotówka będzie odpowiednia? 100 zł? Tysiąc? Przecież abp Głódź słynie ze swojego majątku. Tymczasem może wpłacić tyle, ile chce. Znowu dostaje wolną rękę. To kpina. Cały ten wyrok to jedna, wielka kpina.
I to co najbardziej bolesne: w tym całym komunikacie kompletnie zapomniano o ofiarach. Nie ma o nich słowa. Nie ma zobowiązania arcybiskupa Głódzia do publicznego powiedzenia "przepraszam".
Mocne słowa.
Powściągliwe. Kara dla arcybiskupa Głódzia to naplucie w twarz ofiarom pedofilii i mobbingu. Watykan po raz kolejny pokazał, że nie zależy mu na walce z przemocą w Kościele, zadośćuczynieniu sprawiedliwości i wyjaśnieniu zaistniałych spraw.
Papież wysłał hierarchom sygnał: możesz kryć wykorzystywanie seksualne dzieci i gnębić swoich podwładnych, a włos ci z głowy nie spadnie. Możesz to robić i cieszyć się spokojnie zaszczytnym tytułem arcybiskupa.
Czego by pan oczekiwał? Mają go spalić na stosie? Czasy się zmieniły, Watykan ma do dyspozycji tylko symboliczne kary.
Oczekiwałbym chociaż, że papież odbierze mu tytuł arcybiskupa lub zabroni używania biskupich insygniów. Da zakaz publicznego uczestnictwa w wydarzeniach religijnych i świeckich na terenie całego kraju.
Nawet w tych symbolicznych ramach papież mógł zrobić znacznie więcej. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Co najwyżej lekko draśnięto dumę arcybiskupa Głódzia. Nic więcej. Korporacyjna solidarność ponad wszystko.
Sprawiedliwość wymaga, by kara była proporcjonalna do przewinienia. Ten wyrok sprawiedliwy nie jest.
Dlatego nie podzielam optymizmu tych, którzy mówią o jaskółce zmian w kościele, bo 20–30 lat temu nawet taka kara byłaby nie do pomyślenia.
Nie ma żadnej jaskółki. Po prostu w XXI wieku nawet Kościół nie może kompletnie ignorować opinii publicznej. A teraz Watykan ma wizerunkową podkładkę: patrzcie, coś zrobiliśmy. Co z tego, że to coś nie jest sprawiedliwe.
Jak pan myśli, z czego to wynika? Przecież odpowiedzialność abp. Głódzia za krycie gwałcenia dzieci i dręczenie kleryków jest bezdyskusyjna.
Komunikat Watykanu niestety potwierdza tezę, że Kościół rzymskokatolicki jest instytucją, której wbrew pięknym słowom wcale nie zależy na najsłabszych. Świadczy o tym, że dla przywódców kościelnych słowa Jezusa nie mają żadnego znaczenia.
“Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili"; “prawda was wyzwoli”, “niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie”... Słowa Jezusa są dla hierarchów – jak widać na tym przykładzie – niczym.
Proszę zauważyć, że władze kościelne nie powiedziały katolikom za co konkretnie arcybiskup został ukarany, nie przeprosiły ofiar tych nadużyć. Gdy ktoś zostaje skazany przez sąd państwowy, to wyrok jasno określa za co. Tu wierni są trzymani w nieświadomości.
Kościół jest nie tylko organizacją hierarchiczną, ale i feudalną. Katolicy świeccy są na samym dole tej piramidy. W oczach episkopatu nie zasługują na to, żeby wiedzieć. Ich głos się nie liczy.
Bardzo jasno zakomunikował to ostatnio abp Stanisław Gądecki podczas ingresu następcy abp. Głódzia w Gdańsku, abp. Tadeusza Wojdy. Powiedział, że to on, arcybiskup Wojda, jest głową, a świeccy to ogon, który nie może tą głową kręcić. Nie ma przeprosin, jest buta instytucji.
Mimo tej buty część katolików chce trwać w Kościele. Nie podoba im się przestępcza działalność kleru, ale cenią tradycję lub głęboko wierzą w doktrynę. “Newsweek” nazwał ich ostatnio katolickimi normalsami.
Jeżeli naprawdę nie akceptują patologii w Kościele, to pozostaje im tylko głośno o tym krzyczeć, tak jak w przypadku abp. Głódzia. Subtelny protest nie będzie skuteczny – nie w przypadku tej organizacji. Gdy będą długo i głośno krzyczeć, to jest szansa na to, że uda im się sprawić, by Watykan nie mógł udawać, że nic złego się nie dzieje, ale tylko tyle. Na zmiany bym nie liczył.