Przed sylwestrem mierzy sukienkę, którą kupiła latem. Płacze. Wypija sama butelkę wina. Na sylwestra idzie w swetrze. Ola: – W pandemii nie można ładnie przytyć, ładnie się tylko chudnie.
Dobry humor zaczęła uzależniać od cyfry na wadze i litery na metce: jeśli S, to dobrze, jeśli M, natychmiast łapie dół. Gdy rozbiera się w łazience przed wieczornym prysznicem, nie patrzy na odbicie w lustrze. Czasem się zmusi, wtedy skrupulatnie podlicza wszystkie obwisłości i centymetry brzucha. Najpierw od frontu, później odwraca się do lustra tyłem, staje na palcach i wygina, żeby sprawdzić, jak tam z cellulitem.
Julia ma 170 cm wzrostu, 30 lat i waży 65,5 kg. Łapie oddech. – Dobra, od jutra detoks – myśli. Albo najlepiej głodówka. Zrzuci szybko 5-6 kilo, to później będzie łatwiej wstawać z łóżka.
10 kilo w pół roku i życie jest piękne
Początek lockdownu dla niej jest błogosławieństwem: wreszcie z daleka od toksycznej szefowej, wreszcie mniejszy stres, odstawi alkohol po pracy i weekendowe kace, żeby odreagować tydzień, będzie sobie gotowała, będzie ćwiczyć w domu Chodakowską.
Działa. Już w czerwcu waży 4 kg mniej. Gdy wracają siłownie, biegnie jak na skrzydłach, spędza tam 2-3 godziny dziennie. Czasem przed pracowym zoomem była już po stepie i pilatesie. Dokłada dietę białkową (z początku), później warzywno-owocową. Do listopada chudnie ponad 10 kilo, czuje się świetnie, pewna siebie jak nigdy.
Ale w listopadzie zamykają siłownie, a ona zakaża się koronawirusem. Dwa tygodnie w łóżku, później dwa miesiące chronicznego zmęczenia. W trakcie choroby jedzenie twarogu i jabłek nie wystarcza, żeby wyzdrowieć, a ona chce jak najszybciej. Żeby jak najszybciej wrócić do formy.
Podjadanie w samotnym ukryciu
Tyle, że mieszka sama, jest jesień, jest smutno. Zaczyna nieśmiało zamawiać pizzę i kurczak tikka masalę na telefon, gorzką czekoladę popija czerwonym winem. Czasem je po kryjomu w kuchni, szybko. Jakby się bała, że ktoś ją przyłapie i oceni – chociaż w mieszkaniu nie ma nikogo poza nią.
Po tych kryjówkach ma rozstroje żołądka, bóle brzucha, czasem gorączkę. Wymiotuje, słabnie, coraz trudniej wstać jej z łóżka. Nie ma ochoty ćwiczyć, bo strój do ćwiczeń nie wygląda na niej już tak dobrze. Poza tym jest zwyczajnie zmęczona izolacją i samodyscypliną, którą sobie narzuciła.
Przed sylwestrem mierzy sukienkę, którą kupiła latem. Płacze. Wypija sama butelkę wina. Na sylwestra idzie w szerokim swetrze.
Z dziesięciu kilo, które schudła w pierwszej połowie izolacji, wróciło osiem kilo, które przytyła w drugiej połowie. Julia: – Gdy myślę racjonalnie wiem, że wyglądam dobrze. Że jest brzydka pogoda i zamknięte siłownie, że przeszłam covid, że to wszystko ma wpływ na mój stan psychiczny. Że ma prawo mi się nie chcieć.
Gdy myślę racjonalnie, wiem, że mam prawo czasem zjeść pizzę i napić się wina. Ale każdą pizzę, czy nawet normalny obiad do syta, widzę później w niezapiętej sukience XS, w spojrzeniach kolegów i koleżanek z pracy. Czułam, z jakim podziwem patrzyli się na mnie, gdy schudłam.
Ostatnio na żywo widzieli ją w listopadzie, całą sylwetkę, nie tylko gadającą głowę. – Pewnie myślą, że wciąż się trzymam. Teraz chciałabym wrócić do pracy z firmy, bo mam dosyć pojedynczości, ale wstydzę się. Wstyd mi, że nie schudłam na stałe, że w pewnym sensie się poddałam.
"Zadbaj o zdrowie, chudnij z nami w pandemii !"
– Przytyję – tak postanowiła. Na początek Ola chce podkreślić, że: jest biegaczką, bardzo dużo ćwiczy siłowo i joga. – Szczególnie w pandemii staram się dużo biegać, około 100 km tygodniowo – zaznacza. – W rok przytyłam 10 kilo. Mam zaburzenia odżywania, przeszłam anoreksję. Dlatego z początkiem pandemii zdecydowałam, że sobie pomogę. Niestety. Okazało się, że w trakcie pandemii nie można ładnie przytyć. A przynajmniej takie są społeczne oczekiwania. Ładnie się tylko chudnie.
Anoreksja Oli zaczyna się w liceum. Zawsze była chuda, drobna, żadnych problemów z wagą. Nagle musi zacząć leczyć się hormonalnie i z powodu leków tyje około 20 kilogramów. Dalej wchodzi w małe rozmiary, tylko teraz ubrania są opięte, wcześniej na niej wisiały. Znajomi i rodzina wytykają: – O, przytyłaś, mówili, ale nikt nie pytał dlaczego.
Na początku studiów zaczyna obsesyjnie liczyć kalorie i obsesyjnie ćwiczyć. Chudnie 20 kilo. Ma 157 cm wzrostu i przed pandemią waży 39 kilogramów. Chce dojść do 50 kg, niestety jej potrzeba nie wpisuje się w światowy trend: "zadbaj o zdrowie, czyli schudnij w pandemii!"
Bo ja ćwiczyłam i tyłam, specjalnie. Wbrew trendom. Tylko, że nawet, gdy decydujesz się przytyć dla zdrowia, opięte ciuchy i dodatkowe kilogramy tak samo dobijają. Pamiętam moment, gdy moje ciało stawało się coraz większe, a w mediach społecznościowych śmigały mi przed oczami piękne instruktorki z nowymi zajęciami online.
Bodypositive nie pomoże
W końcu się poddaje i na fali pandemicznej walki o wygląd idealny, zaczyna morderczo ćwiczyć. – Po trzech miesiącach się opamiętałam, na miesiąc odcięłam Instagram. Trochę mi to zajęło, zanim zrozumiałam, że sport może być moją wielką pasją, a wygląd mojej sylwetki jest tylko jej następstwem. Nie na odwrót.
– Medialna presja, że po pandemii wszyscy wyjdziemy z domów z ciałem idealnym, jest dobijająca. Niby Instagram i media społecznościowe mówią jednocześnie, że "masz lubić siebie". Niby mamy ruch bodypositive, ale żeby jego przekaz do nas dotarł, musimy indywidualnie przepracować swoje problemy z ciałem. Same, bo znikąd pomocy.
Dwa lata temu szukałam wsparcia. Okazało się, że w Krakowie nie ma ani jednego publicznego ośrodka zajmującego się pomocą i leczeniem osób z zaburzeniami odżywiania. Nie ma psychodietetyków na NFZ, nie znalazłam grup wsparcia online. Z tych przekazów bodypositive bez realnego wsparcia instytucjonalnego, bez psychologów – dla osoby realnie mierzącej się z brakiem akceptacji siebie, nie wynika nic.
Psycholożka: miesiąc górki, miesiąc dołka
– Izolacja, zamknięte kluby fitness i zła pogoda to mieszanka wybuchowa dla osób z zaburzeniami odżywania – zgadza się psycholożka Anna Januszewicz z wrocławskiego Instytutu Psychodietetyki. – Taka kombinacja dla nikogo nie pozostaje obojętna, ale może zadziałać dwojako. U części osób zła relacja z jedzeniem i problemy z masą ciała pogłębiły się. Jeśli miały wcześniej skłonności do podjadania i depresyjnego nastroju, izolacja uaktywniła je i podkręciła – mówi.
– U moich pacjentów zauważyłam jeszcze jedno częste zjawisko: są osoby, które nie mają problemu z pilnowaniem zdrowej diety w tygodniu, ale w weekend się rozluźniają: zarówno w temacie pracy, jak i jedzenia. Obecnie weekend w tym rozumieniu (siedzenie w domu z kuchnią za ścianą), może trwać cały tydzień.
Z drugiej strony, jest grupa osób, którym izolacja służy. Bardzo dużo zależy od tego, jak lubimy spędzać czas, czy dobrze czujemy się wśród ludzi. Domatorzy znoszą tę sytuację lepiej. – Od części swoich pacjentów słyszę, że ten czas oddalenia od toksycznych szefów, codziennego biegu do pracy, sprzyja regularności jedzenia i gotowania. Mniej stresu, więcej czasu.
Psycholożka podkreśla, że zaburzenia jedzenia w trakcie izolacji zmieniają się. Jest miesiąc, w trakcie którego radzimy sobie świetnie, a w kolejnym już nie dajemy rady. To normalne. Nawet osoby, które lubią introwertyczny styl życia, po roku pandemii mają serdecznie dosyć. Samotność odreagowują jedząc. Albo wpadają w stany melancholii i smutku, bo przecież trzymają zdrową dietę, a wcale nie chudną.
Zachowania ekranowe gwoździem do trumny
Jak nie zwariować i spróbować okiełznać zaburzenia jedzenia w izolacji? Januszewicz radzi przemyśleć sytuację i możliwości, odciąć się od negatywnych bodźców z zewnątrz. – Ja teraz, gdy rozmawiamy, chodzę po domu, wykorzystuję każdy możliwy moment, żeby nie siedzieć przy biurku. A obok biurka stoi stepper. Filmy oglądam jeżdżąc na rowerku stacjonarnym, sama kombinuję jak mogę – przekonuje.
Ważne są również małe przerwy co 40 minut i nawet krotki spacer po mieszkaniu czy wyładowanie zmywarki.
– Unikanie dłuższego siedzenia ma nie tylko wpływ na utratę masy ciała, chodzi także o zmienne somatyczne i psychologiczne: nasze ciało i psychika czują się lepiej, gdy za długo nie siedzimy. Przez zasiedzenie przy biurku rozwijają się symptomy depresji i podwyższony poziom lęku – podsumowuje.
wyszła z anoreksji, walczy z zaburzeniami odżywiania
Szkoda, że społeczeństwo nie rozumie, że czasem dla zdrowia trzeba przytyć. Było mi bardzo ciężko patrzeć na Insta, na całą fitnessową nagonkę. Wyzwania: „30 dni na super ciało”, przekonywanie, że czas pandemii to czas, żeby stworzyć "idealną wersję siebie".
Anna Januszewicz
psycholożka z wrocławskiego Instytutu Psychodietetyki
Im większe restrykcje kaloryczne połączone z brakiem ruchu, tym gorzej. Najlepiej najadać się do syta i ruszać. Tylko gdzie? Nawet gdy ćwiczymy siedząc w domu, to okazuje się, że różnice pomiędzy tym, ile naturalnie spalamy kalorii (biegnąc do pracy, na zakupach) są bardzo trudne do odrobienia. Na samych zakupach w galerii handlowej, które teraz są zamknięte, spalamy 300-400 kcal, czasem nawet 500-600 kcal.
Anna Januszewicz
psycholożka z wrocławskiego Instytutu Psychodietetyki
W psychologii zdrowia powstały już terminy "zachowania ekranowe", czyli wszelkie zachowania siedzące, które nasiliły się w trakcie pandemii. Z ostatnich badań na temat aktywności fizycznej wynika, że nie powinniśmy dopuszczać do zasiedzenia na wiele godzin (nawet jeśli później idziemy na trening)."