Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego opublikował post, w którym zwrócił uwagę, że mimo indyjskiego wariantu koronawirusa samoloty nadal latają z Polski do Indii. W mediach podniosło się larum, a Polacy zaczęli pytać, czy to realne zagrożenie. Zadaliśmy to pytanie doktorowi Tomaszowi Dzieciątkowskiemu. Jego odpowiedź nie pozostawia złudzeń.
"W powietrzu teraz. W lockdownie będziemy siedzieć do końca świata, jeśli to się rozniesie. Ostatnio po locie z Indii zachorowało 47 osób, choć przed wejściem na pokład wszyscy mieli negatywny test" – napisał na Twitterze Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Chodziło o lot z Dehli do Warszawy w nawiązaniu do nowej, hinduskiej odmiany koronawirusa. Post wywołał poruszenie w sieci, ponieważ sytuacja epidemiczna w Indiach jest bardzo poważna. Tylko w środę odnotowano tam 315802 nowych przypadków koronawirusa i ogłoszono przeszło 2 tysiące zgonów z powodu covid-19.
Sprawę podchwyciły media, które zwróciły się z zapytaniem do LOT-u, dlaczego realizowane są loty z Polski do Indii. W odpowiedzi usłyszały, że są to wyłącznie loty cargo. Pasażerskie są zawieszone do odwołania.
Nie mniej wrażenie zagrożenia i pytania odnośnie nowej mutacji koronawirusa dalej zostały. Dlatego postanowiliśmy znaleźć na nie odpowiedzi. Żeby je uzyskać, zwróciliśmy się po nie do wirusologa, doktora habilitowanego Tomasza Dzieciątkowskiego,
W czwartek w mediach głośno jest na temat jednego z wpisów dotyczących indyjskiej odmiany koronawirusa. Jego autor twierdzi, że jeśli ta mutacja dostanie się do Polski, to będzie źle. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski: Nie, bo jeszcze nic na jej temat dokładnie nie wiemy. Nie wiemy, na ile jest ona groźna i nie znamy jej charakterystyk. Przestańmy nakręcać spirale paniki na podstawie doniesień agencyjnych. Takie posty też w niczym nie pomagają, bo ludzie nie wiedzą, w co mają wierzyć, a w co nie. Podobnie jak to, co jest realnym zagrożeniem, a co nie.
Stwierdzono nowy wariant SARS-CoV-2. Czy jest on groźniejszy? Nie, tego nie wiadomo, bo wymaga to dalszych badań. Poza tym należy wziąć pod uwagę to, że w Indiach jest fatalna sytuacja jeśli chodzi o zakres opieki zdrowotnej.
Nie można tego porównywać tego, co się dzieje w Indiach z tym, co może się potencjalnie wydarzyć w Europie. Czy może to być zagrożenie? Jeżeli w Indiach parę milionów Hindusów się zakazi, to jest możliwość, że przewędruje to do Europy. Co wtedy będzie? Tego nie wiemy.
Właśnie, za dużo jest w tym przypadku niewiadomych, więc nie możemy panikować, bo nie wiemy, co będzie i co się stanie.
Nie ma podstaw, żeby tę mutację demonizować. Proszę zobaczyć: mniej więcej od dwóch czy trzech miesięcy mówi się o wariancie brazylijskim. Czy mamy z nim jakiś specjalny problem w Europie?
Parę przypadków odnotowano w Czechach no i mówi się, że jeden w Polsce.
Dokładnie, jednostkowe przypadki. Dlatego nie mamy w tym przypadku powodów do paniki.
Więc co na razie wiemy, żeby nie siać paniki?
Wiemy, że jest to podwójna mutacja i występuje w dwóch najważniejszych regionach Indii. Być może będzie ona wymykała się szczepionkom, ale nie możemy tego stwierdzić na 100 proc. ponieważ nie przeprowadzono jak do tej pory w tym kierunku badań.
Najprawdopodobniej będzie bardziej zaraźliwa tak jak wszystkie znane warianty i mutacje koronawirusa. Co z tego może wynikać? Tego już nie wiemy. Wiemy, że ze względu na strukturę demograficzną Indii i to jak wygląda tam system opieki zdrowotnej może powodować tam problem.
Czy ta większa zakaźność będzie problemem dla nas? Jeśli w dużej liczbie ta mutacja trafi do Europy, może teoretycznie stwarzać problem. Czy będzie? Nie wiemy, zobaczymy co powiedzą badania.
Taka sytuacja oczywiście wymaga bacznego nadzoru epidemiologicznego, żeby zobaczyć, jak sytuacja będzie rozwijała się dalej. W chwili obecnej - nie ma powodów do paniki.
Generalnie na tym polega nauka. Można mówić o tym, co wiemy, jeżeli coś zostało przebadane. Na razie mutacja indyjska została wykryta. Kropka.