Parlamentarzyści PiS są źle traktowani – przekonuje poseł Zbigniew Girzyński w wywiadzie dla salonu24. Polityk, zawieszony od kilku tygodni w prawach członka partii za przedwczesne zaszczepienie się, twierdzi, że w klubie nie ma miejsca na dyskusję, dlatego "wiele osób jest na swoistej emigracji wewnętrznej". Co na to inni posłowie?
Lista zarzutów posła Girzyńskiego wobec Prawa i Sprawiedliwości liczy kilka pozycji. Parlamentarzysta z Torunia twierdzi, że partia zapomniała o wielu zasłużonych działaczach, którzy z oddaniem pracowali na jej zwycięstwo. Jego zdaniem nie chodzi nawet o stanowiska czy pieniądze, ale należny szacunek.
Poza tym – tłumaczy Zbigniew Girzyński – w klubie PiS nie ma debaty, a o wszystkim decyduje prezes Jarosław Kaczyński. "(...) o posłów warto zadbać, bo po pierwsze sejmowa większość jest stosunkowo krucha, a po drugie nie na wszystkich działa jakieś prymitywne straszenie brakiem miejsca na liście wyborczej" – twierdzi Girzyński.
Zapytaliśmy byłych i obecnego posła PiS co o tym wszystkim myślą.
Gra do jednej bramki
– Całkowicie zaprzeczam – komentuje poseł PiS Leszek Galemba (Konin). Nie ukrywa, że słowami Girzyńskiego jest zdziwiony. – Grożenie, że się nie wpuści kogoś na listę wyborczą? Jestem w Sejmie od 6 lat i nigdy się z czymś takim nie spotkałem – mówi polityk.
Galemba dodaje, że oczywiście jest coś takiego jak dyscyplina klubowa: obowiązek punktualności i głosowania w określony sposób. Jego zdaniem jest to jednak zupełnie zrozumiałe. – Gdy nie będzie gry do jednej bramki, to meczu nie wygramy – kwituje.
Dodaje, że podczas posiedzeń komisji posłowie PiS mogą zgłaszać swoje poprawki do projektów i często z tego korzystają. – Nikt nam tego nie zabrania – mówi poseł Galemba. – Jeżeli wychodzi że popieramy daną ustawę, to możemy mieć inne zdanie co do szczegółów, ale co do całości musimy się zgadzać. Na tym polega większość w Sejmie – tłumaczy.
Galemba podkreśla, że dyskusja w klubie się toczy – ale w formie elektronicznej. – Mnie też brakuje spotkań. Kiedyś przed każdym posiedzeniem Sejmu mieliśmy godzinne obrady klubu. Ale cóż, epidemia – wzdycha.
Wykonać i już
Zupełnie inaczej sprawę widzi poseł Andrzej Sośnierz, który pod koniec kwietnia opuścił klub Prawa i Sprawiedliwości. Wcześniej miesiącami krytykował strategię rządu w walce z pandemią koronawirusa. – Ocena posła Girzyńskiego jest trafna. Właśnie dlatego sam odszedłem – mówi parlamentarzysta z okręgu katowickiego. Teraz razem z Agnieszką Ścigaj i Pawłem Szramką tworzy koło poselskie Polskie Sprawy.
Decyzji o odejściu nie żałuje. – Tam posłowie nie mają nic do gadania. Trzeba coś wykonać i już. Nie ma debaty, nie ma możliwości przedstawienia swoich racji – opisuje Sośnierz. Podkreśla, że w tak dużej grupie jaką stanowią posłowie klubu PiS (obecnie 232 osoby – red.), "czasem ktoś ma coś mądrego do powiedzenia", ale nikt nie chce słuchać.
Wraca do kwestii walki rządu z epidemią covid–19. – Przecież do mediów poszedłem nie dlatego, że lubię dyskutować przez pośredników, ale dlatego, że chciałem, by został ślad, iż był sprzeciw wobec strategii przyjętej przez rządzących. I miałem rację. Państwo nie zdołało obronić obywateli przed dużą skalą zgonów wywołaną koronawirusem – mówi Andrzej Sośnierz.
Dodaje, że zanim zwrócił się do mediów, próbował rozpocząć dyskusję wewnątrz klubu. – Byłem traktowany jak powietrze. Zbywany, olewany. A przecież wystarczyłoby omówić moje propozycje, nawet jeśli ostatecznie nie zostałyby przyjęte – opisuje. Do kogo zgłaszał swoje uwagi? Sośnierz nie chce podawać nazwisk. – Uderzałem tam, gdzie należało – ucina.
Emigracja wewnętrzna
Poseł Lech Kołakowski, niezrzeszony – odszedł z klubu PiS jesienią w sprzeciwie wobec nieprzyjętego dotąd projektu nazywanego piątką dla zwierząt – z diagnozą Zbigniewa Girzyńskiego zgadza się częściowo. – Posłowie na emigracji wewnętrznej? Niewysłuchani? Nieszanowani? – Z pewnością nie wszyscy – stwierdza cierpko były polityk PiS z Białegostoku.
Senator Kazimierz Michał Ujazdowski, dziś reprezentant Koalicji Obywatelskiej, który odszedł z Prawa i Sprawiedliwości na początku 2017 roku, o kulturze organizacyjnej partii rozmawiać nie chce. "Nie znam sytuacji w PiS, stąd nie wypowiadam się na ten temat" – odpisuje SMS-em.
Pierwszy raz z partią Jarosława Kaczyńskiego rozstał się w roku 2007 w towarzystwie Pawła Zalewskiego. Wydali wtedy wspólne oświadczenie, w którym skarżyli się na tłumienie debaty wewnętrznej i niszczenie podmiotowości polityków.
W podobnym duchu do przewodniczącego PiS zwracał się w 2010 roku ówczesny europoseł partii, dr Marek Migalski.
"(PiS) nie może się opierać tylko i wyłącznie na Pana decyzjach i na Pana woli. To demotywuje ludzi naprawdę ambitnych i chcących coś sensownego robić, a promuje polityków potulnych, biernych i mających czas na wysiadywanie przed Pana gabinetem i zawracanie Panu głowy plotkami i donosami na innych" – napisał w liście otwartym.
Dziś dr hab. Migalski jest znanym krytykiem obozu władzy.
Poseł Andrzej Sośnierz na pytanie, czy – jak to ujął Zbigniew Girzyński – w klubie PiS był na emigracji wewnętrznej, odpowiada krótko: – Tak.