To największy sojusznik ludzi. Gdyby nie on, na tej planecie nie dałoby się już wytrzymać
Alicja Cembrowska
08 czerwca 2021, 06:04·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 08 czerwca 2021, 06:04
Ocean pokrywa ponad 70 proc. powierzchni Ziemi. Ale chociaż jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, więcej wiemy o powierzchni Księżyca, a niektóre jego krańce są mniej poznane przez człowieka niż... Mars i Wenus. Dzisiaj z okazji Dnia Oceanu przypominamy wam, że to nasz największy skarb.
Reklama.
Niezwykły i tajemniczy świat
Intryguje i przeraża. Od wieków daje życie, ale i je odbiera. Fascynuje i zadziwia swoim bogactwem. Ocean. Wielka głębia i tajemnica, która gościnnie przyjmuje, ale i potrafi pokazać bezwzględną siłę, w obliczu której człowiek jest bezsilny. To w oceanie jest największy szczyt (wulkan Mauna Kea) i najgłębsze miejsce (Rów Mariański) na planecie. To ocean jest domem dla milionów gatunków (94 proc. wszystkich żyjących na Ziemi). To tam zachodzą procesy, które nas chronią i stabilizują świat.
"Człowiek zostawił odciski swoich stóp na Księżycu, ale jeszcze nie chodził po dnie oceanu" – to zdanie Richarda Paula Evansa z książki "Ścieżki nadziei" idealnie opisuje relację człowieka z oceanem. Z jakiegoś powodu ta przestrzeń nas przyciąga i ciekawi, jednak nadal pozostaje zamknięta w ramach tajemnicy. Jakbyśmy nie potrafili jej objąć rozumem, bali się podejść bliżej.
Może dlatego takim hitem ostatnich miesięcy okazał się film dokumentalny "Czego nauczyła mnie ośmiornica". Nie jest to jedynie zapis faktów i pięknych podwodnych zdjęć. Filmowiec James Reed poszedł o krok dalej i ujawnił pokłady cierpliwości, czułości i wrażliwości, by zbliżyć się do różnorodnego świata, który ma swoją kulturę, zwyczaje, schematy.
Okazało się, że właśnie ta wrażliwość jest niezbędna, żeby docenić machinę, której człowiek nie byłby w stanie stworzyć, pomimo całej swojej mądrości. To niezwykła przestrzeń, która daje spokój, wytchnienie i pomaga się odnaleźć w otaczającym szaleństwie. Jeżeli się na nią otworzymy i szacunkiem przyjmiemy ją taką, jaką jest. Bez mądrzenia się. Odrzucenie postawy "wiem lepiej" to warunek konieczny.
Wiedzieliście na przykład, że grupy delfinów i wielorybów mają swoje dialekty, różną dietę i zachowania, które świadczą o tym, że nie tylko ludzie poruszają się w bańkach kulturowych? Wiedzieliście, że niektóre orki praktykują "pocieranie plaży", które najpewniej ma rozwijać ich więzi? Że oceany i morza to największe muzeum świata i znajduje się tam więcej eksponatów niż we wszystkich budynkach stworzonych przez człowieka?
Najciekawsze jednak jest to, że według Ocean Service zbadano mniej niż 5 proc. podwodnego świata! Najdłuższy łańcuch górski na Ziemi, Mid-Ocean Ridge rozciąga się na długości 65 tys. podwodnych kilometrów i jest mniej zbadany niż Wenus i Mars. "Chciałbym, by ludzie zajrzeli pod powierzchnię, poznali magię i grozę oceanów" – mówi podwodny fotograf Brian Skerry, mając na myśli nie tylko wspaniałość tego ekosystemu, ale i wszystkie "potworne rzeczy, których większość ludzi nie dostrzega".
Oceany nas chronią, a my tak odpłacamy...
Raporty o stanie mórz i oceanów są mniej zachwycające i ujawniają smutną prawdę, o tym, jak "doceniamy" ten absolutnie niezwykły oceaniczny świat. Często wydaje nam się, że "nas to nie dotyczy" – bo przecież żyjemy sobie w Polsce, a ocean jest gdzieś tam daleko. Badacze nie mają jednak wątpliwości. Wszyscy odczujemy skutki brutalnej ekspansji, której na przestrzeni wieków człowiek poddał tereny morskie.
"Obserwujemy dzisiaj niepokoje polityczne spowodowane migracjami ludności. Jednak są one nieporównywalne z tym, co będzie się działo, gdy dziesiątki milionów osób będą zmuszone do opuszczenia swoich domów wskutek podniesienia się poziomu oceanów" – mówił dr Benjamin Strauss, CEO organizacji Climate Central, zwracając uwagę na główny problem. Lista problemów jest jednak znacznie dłuższa i będzie boleśniejsza, jeżeli nie podejmiemy działań. I nie przyznamy, że to my, ludzie, zawaliliśmy.
W ostatnich latach nie milkną alarmujące głosy ekspertów. Teraz trochę narzekamy na brak śniegu i niskie temperatury latem, za chwilę możemy obserwować prawdziwy kryzys, gdy wody zaczną zalewać tereny nisko położone.
Często mówi się, że zmiany klimatu wpływają destrukcyjnie na światowe ekosystemy, precyzyjniej wyjaśnił to jednak David Attenborough – to człowiek swoją działalnością zaburzył istniejące od lat i ustabilizowane ekosystemy, które utrzymywały planetę w stabilności i równowadze. Nasza eksploatacja znacząco naruszyła tę idealnie wręcz pracującą maszynę.
Ciepło wchłonięte przez ocean
A oceany ponoszą najwyższą cenę. Szacuje się, że to one pochłonęły 93 proc. ciepła wyemitowanego przez człowieka od lat 70. XX wieku. Gdyby trafiło ono do atmosfery, temperatura na Ziemi wzrosłaby o 36 stopni. Wiele im zatem zawdzięczamy, a mimo to bagatelizujemy kolejne sygnały ostrzegawcze.
Już teraz możemy mówić o zmieniających się prądach morskich czy poszerzaniu się stref o obniżonej zawartości tlenu lub całkowicie go pozbawione. To tak zwane martwe strefy – największe są na Morzu Bałtyckim. Prądy to dynamiczny system, dzięki któremu woda przemieszcza się pomiędzy czterema głównymi basenami oceanicznymi. Dzięki temu wody ciepłe i zimne cyrkulują między strefą tropikalną a arktyczną i pochłaniają ciepło, regulują pogodę, a także rozprowadzają po planecie gazy i składniki odżywcze. Świetna sprawa, która pozwala nam żyć.
To oceany chroniły nas przed globalnym ociepleniem. Ostatnio za sprawą m.in. filmu dokumentalnego "Ciemne strony rybołówstwa", wzrok światowej widowni zaczął baczniej przyglądać się temu, jak człowiek odpłaca się za tę protekcję. Ogłaszana kilka lat temu "śmierć raf koralowych" i plastik połykany przez morskie zwierzęta to zaledwie początek długiej listy przewinień i występków. Oceany są najmniej poznanym i zbadanym ekosystemem i chyba to sprawia, że bez opamiętania w niego ingerujemy, jakby sprawdzając, ile jeszcze zniesie.
We wspomnianym dokumencie autor zwraca uwagę na niezrównoważony połów, zanieczyszczenie i brutalne eliminowanie gatunków, które rywalizują o dostęp do ryb. Winni. Naukowcy zbadali natomiast 14 czynników stresogennych, które sprawiają, że za chwilę może nie być, co ratować.
Te czynniki to temperatura, zakwaszenie oceanu, wzrost poziom mórz, transport, zanieczyszczenia nawozami, świetlne i organiczne, bezpośredni wpływ człowieka (niszczenie siedlisk), a także połowy. Winni.
Coraz wyższy poziom wód
Najbardziej palącym problemem zdaje się jednak rosnący poziom wód. Jego konsekwencją będą migracje o znacznie większej skali niż do tej pory. Ludzie po prostu będą musieli opuścić swoje siedliska, bo zaleje je woda. Według szacunków odczujemy to już w XXI wieku, a bez konkretnych działań w XXII wieku ludzkość zmierzy się z szeregiem ekstremalnych zjawisk środowiskowych i politycznych.
15 cm. O tyle podniósł się globalnie poziom morza w XX wieku. Ten proces trwa i przyspiesza. Każdego roku woda podnosi się o kolejne 3,6 mm. To dwukrotnie szybciej niż w poprzednim stuleciu. Dlaczego? Bo ociepla się klimat, wody się nagrzewają, zwiększają swoją objętość, a "przy okazji" topią lodowce.
"Szacuje się, że średni globalny wzrost poziomu morza w roku 2100, wyniesie 52-98 cm. Nie oznacza to jednak, że 98 cm jest górną granicą tego, czego możemy się spodziewać. Jeśli pokrywa lodowa Antarktydy zacznie się rozpadać, poziom morza może do końca wieku wzrosnąć o dodatkowe kilkadziesiąt centymetrów" – alarmuje WWF.
Ucierpią na tym nie tylko małe państwa wyspiarskie, ale także miasta portowe i przybrzeżne metropolie. Nowy Jork pod wodą? Możliwe. I nie o bezpośrednie zalania tylko chodzi. Wyższy poziom wód destrukcyjnie wpływa na wybrzeże, powodując erozję, wtargnięcia słonej wody w głąb lądu, a w konsekwencji zniszczenie siedlisk zwierząt, ptaków i ludzi. Już teraz mówi się, że to zagrożenie dotyczy 110 milionów ludzi.
Nawet jeżeli dzisiaj zostałyby wprowadzone najbardziej kategoryczne rozwiązania ograniczające emisję dwutlenku węgla, to do końca wieku dodatkowe 80 mln ludzi będzie musiało zmienić miejsce zamieszkania. A trudno obecnie mówić o optymistycznych scenariuszach.
Żaden z krajów odpowiadających za największą emisję gazów (USA, Chiny, Indie, Unia Europejska łącznie generują 60 proc. światowej emisji głównie z paliw kopalnych) nie pali się do podjęcia radykalnych kroków i wspólnego wypracowania ambitnych planów, które mogłyby zapobiec katastrofie. A na taktykę małych kroków jest za późno.
Czyli globalnie się topimy. Najczarniejszy scenariusz mówi o dwóch falach. Jedną będzie woda wdzierająca się na ląd. Drugą 630 mln ludzi, którzy będą musieli uciec z zalanych rejonów. Towarzyszyć temu będą inne ekstremalne zjawiska pogodowe – cyklony zaczną występować 100 razy częściej, a w 2100 roku z powodu roztopienia zmarzliny do tej pory nazywanej "wieczną", do atmosfery przedostanie się "bomba węglowa", czyli koktajl metanu i dwutlenku węgla, które podkręcą temperaturę.
Reszta to niewiadoma, bo stać może się wszystko.
Bye, bye, rybki
Wszyscy kojarzymy zestawienie tych dwóch zdjęć – piękna, różnorodna, kolorowa rafa, a obok szary, mizerny szkielet. To efekt nie tylko wyższej temperatury wody, ale i zakwaszenia. Dla wielu gatunków to wyrok. Koralowce, małże, plankton mają problem z budowaniem struktur szkieletowych, gdy w wodzie za mało jest jonów węglanowych.
Naukowcy ostrzegają, że Wielka Rafa Koralowa zamiera, a do końca wieku może całkowicie zniknąć. Stracimy nie tylko niezwykłe i zadziwiające estetycznie miejsce. Zachwianie tego niewielkiego powierzchniowo systemu spowoduje wyginięcie wielu gatunków ryb, które są pokarmem również dla ludzi.
To naczynie połączone i chociaż wiemy, że każdy system przez wieki musiał dostosowywać się do zmian i ma sposoby, by się odbudowywać, to obecnie mówimy o całkiem innej skali i tempie. Już teraz szacuje się, że do 2050 roku liczebność stad obniży się o 50 proc. A ryby są źródłem pożywienia dla ponad 800 mln ludzi.
Poza przeławianiem, problemem jest eliminacja gatunków, z którymi o ryby walczymy, a także transport, porzucone sieci, przez które umierają kolejne stworzenia i brak szacunku do zasobów. Biolog morski Terry Hughes mówił wprost: – To, co dzieje się z rafami, to kryzys zarządzania – jakością wody, rybołówstwem, a zwłaszcza gazami cieplarnianymi – i konieczne jest podjęcie działań we wszystkich tych trzech obszarach.
A przecież nie tylko o rafę chodzi. To ułamek ogromnego problemu.
– Ocean się nagrzewa, podnosi się jego poziom i zmienia się jego chemia. Dla ludzi i dzikiej przyrody kryzys klimatyczny to kryzys oceaniczny, a my już powoli gotujemy się w gorącej wodzie. Nauka to nie jałowa dyskusja, tylko konkretne recepta jak zapobiec katastrofie, którą należy jak najszybciej zacząć realizować. Ocean nie jest czymś dalekim i zbędnym. Jest źródłem utrzymania dla milionów ludzi, zapewnia bezpieczeństwo żywnościowe i daje tlen, którym oddycha każdy i każda z nas na tej niebieskiej planecie – mówiła Magdalena Figura z Greenpeace Polska przy okazji publikacji raportu "W gorącej wodzie: kryzys klimatyczny i pilna potrzeba ochrony oceanów".
Jak pomóc oceanom?
Przede wszystkim musimy wiedzieć. Wiedza pozwoli nam bowiem oczekiwać i egzekwować wprowadzanie rozwiązań, bo ocean wciąż daje nam szanse i może stać się sojusznikiem, pomimo wyrządzonych już strat. Paradoksalnie tam, gdzie jest problem, tam i znajduje się rozwiązanie.
Organizacje ekologiczne zabiegają o korzystanie z odnawialnych źródeł energii (wiatr, ale także fale i pływy morskie), dekarbonizację transportu morskiego, a także pilniejszą ochronę ekosystemów, które są nazywane "magazynami niebieskiego węgla" (namorzyny, słone bagna, trawy morskie).
Takimi rozwiązaniami mamy ciastko i zjadamy ciastko – ograniczamy destrukcyjny wpływ na przyrodę, ale także tworzymy miejsca pracy, zwiększamy bezpieczeństwo żywnościowe i poprawiamy jakość powietrza (a bez niego trudno żyć). Lokalnie powinniśmy natomiast zwracać uwagę, co i od kogo kupujemy. Jeżeli nie chcemy rezygnować z jedzenia ryb i owoców morza, nabywajmy je odpowiedzialnie, zwracajmy uwagę na oznaczenia, sprawdzajmy dostawców i producentów.
Przypominajmy też, że mówimy o ekosystemach, które są niezwykłym bogactwem, które łatwo stracić, ale trudno odbudować. W morzach i oceanach żyje ponad 90 proc. wszystkich ziemskich stworzeń. "Jesteśmy uzależnieni od tego idealnie dostrojonego respiratora, który do poprawnego działania potrzebuje różnorodności biologicznej" – mówi David Attenborough w filmie "Życie na naszej planecie".
"Nie jest to najnowsze odkrycie. W 1992 roku w Rio de Janeiro uzgodniono, jakie działania muszą zostać podjęte, by rozwiązać problem gwałtownego zaniku różnorodności biologicznej na świecie. Międzynarodowy traktat 'Konwencja o różnorodności biologicznej' ratyfikowało 196 państw. Wówczas Ziemię zamieszkiwało niecałe 5,5 miliarda ludzi, a dzikie tereny zajmowały połowę powierzchni naszej planety" – pisze Ewa Bukowiecka-Janik z hellozdrowie.pl.
I co? Słabo. 87 proc. powierzchni oceanu zostało zmodyfikowane, dzikie tereny przejęliśmy, a stężenie dwutlenku węgla wzrosło. Pomimo sromotnej porażki eksperci nie ustają w apelach do rządów państw, które nadal nie rozumieją, że, jak mówił David Attenborough "ocean to kluczowy sojusznik w naszej walce o zmniejszenie stężenia CO2 w atmosferze", a "im bardziej zróżnicowany, tym lepiej spełnia swoją funkcję".
Wcześniej, czyli m.in. w 2018 roku, gdy przewidywano, że ludzkość ma czas do 2030 roku, aby nie dopuścić do wzrostu średniej temperatury na Ziemi o 1,5 stopnia C. Topi się Grenlandia, Antarktyda, a do 2100 roku, poziom wód podniesie się o metr, jeżeli nie zatrzymamy tego procesu. Do 2050 roku wspomniane 680 mln ludzi doświadczy podtopień i regularnych powodzi. To będzie początek wielkiego kryzysu.
Mamy jeszcze szansę sprawić, że jego skutki nie będą tak dramatyczne, jak przewidywania. Nie będzie lepszego czasu, żeby przeprosić się z oceanem.
Korzystałam z wydania oceanicznego "National Geographic Polska", raportów IPCC, WWF i Greenpeace.