To miał być krótki urlop gdzieś w Polsce, jakaś agroturystyka, domek w lesie albo coś nad morzem. Skończyło się na czterech dniach w Grecji, na wyspie Korfu. Decyzja zapadła spontanicznie, ale już w kolejnych krokach spontaniczność trzeba było chwilowo odłożyć na półkę. Podróżowanie w tym wyjątkowym, pandemicznym czasie nie jest jednak tak skomplikowane, jak mogłoby się wydawać.
Wytrwaną podróżniczką nie jestem. Dodatkowo należę do tych osób, które sto razy otworzą plecak, żeby sprawdzić, czy na pewno czegoś nie zapomniały, czy dowód, który jeszcze 5 minut temu był w portfelu, jest tam nadal. Mimo tego, choć wiedziałam, że podróżowanie w czasie pandemii wymaga więcej wysiłku, zdecydowałam się na taką wyprawę, czego nie żałuję.
Szczerze przyznaję, że ogromne znaczenie w podjęciu tej decyzji (poza oczywistą chęcią naładowania baterii) miała cena biletów lotniczych na Korfu. Za podróż tam i z powrotem zapłaciłam 309 zł, a właściwie 377,52, jeśli doliczymy wszystkie dodatkowe opłaty. Po tym zakupie zaczęło się sprawdzanie (na stu stronach, żeby się upewnić, czy aby na pewno tak), jakie dokumenty trzeba mieć ze sobą lecąc do Grecji i jakie formalności należy spełnić.
Co trzeba zrobić przed wylotem?
Poza standardem takim jak sprawdzenie, czy moja Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego jest nadal ważna – jeśli nie, wystarczy np. złożyć wniosek przez Internetowe Konto Pacjenta, a przyślą ją pod wskazany adres – i wykupieniem ubezpieczenia podróżnego, trzeba odhaczyć jeszcze kilka punktów na liście "do zrobienia".
Wybierając się do Grecji trzeba wypełnić PLF (Passenger Locator Form), czyli formularz lokalizacyjny, który znajdziemy na stronie https://travel.gov.gr/#/. Czy spełniliśmy ten obowiązek, sprawdzane jest zarówno na lotnisku w Polsce, jak i w Grecji.
Trzeba to zrobić minimum 24 godziny przed odprawą, ale żeby spać spokojnie warto zająć się rejestracją podróży wcześniej. Kod QR, który otrzymujemy po wypełnieniu PLF, drukujemy lub zapisujemy w telefonie w formie elektronicznej. Kod dostaje się zazwyczaj w nocy przed wylotem.
Ponieważ jestem osobą zaszczepioną przeciwko COVID-19 i od przyjęcia pełnej dawki szczepionki do dnia podróży minęło 14 dni (dotyczy to wszystkich rodzajów szczepionek, także jednodawkowej Johnson&Johnson), mogłam pobrać z Internetowego Konta Pacjenta certyfikat szczepienia. Drukuje się go lub zapisuje na telefonie w formie elektronicznej. Można o niego poprosić także w punkcie szczepień.
W IKP jest także certyfikat ozdrowieńca i potwierdzenie wykonania testu na obecność koronawirusa, jeśli wynik był negatywny. I to są właśnie te trzy możliwości, które pozwalają nam znaleźć się w Grecji. Jeśli chodzi o test, to musi być to PCR, który kosztuje około 400 zł.
Mimo spełnienia wszystkich wymagań, już po wylądowaniu w Grecji i tak mogą nas przetestować. Z mojego doświadczenia wynika, że rzeczywiście dzieje się to wyrywkowo, a raczej bardzo wyrywkowo. Nie jest tak, że sprawdzanych jest połowa, ani nawet 1/4, pasażerów samolotu. Nie ma też mowy o dodatkowych godzinach spędzonych na lotnisku. I w Polsce i w Grecji wszystko odbywa się bardzo sprawnie.
Warto jednak być na bieżąco z zasadami wjazdu do danego kraju. Okazuje się bowiem, że najprawdopodobniej już niebawem i w Grecji wprowadzone zostaną zmiany. Harry Teocharis, minister turystyki tego kraju, zapowiedział, że Grecja będzie uznawała nie tylko testy PCR, ale i tańsze testy antygenowe.
– Chcemy, aby przyjeżdżając do Grecji i opuszczając ją ludzie napotykali na jak najmniej trudności. Dzięki tej decyzji uda się też pokonać inny istotny problem, czyli wysokie koszty testów PCR – stwierdził.
Co można, a czego nie można w Grecji?
Co można robić w Grecji? Przede wszystkim można odpoczywać, cieszyć się z urlopu, podziwiać wyjątkowy, lazurowy kolor wody, korzystać ze słońca (z rozwagą!), zwiedzać zabytki, popłynąć w rejs, jeść i pić. Zaznaczam od razu, że jest to bardzo subiektywne spojrzenie. Nie zjeździłam przecież połowy tego kraju, nie sprawdziłam, jak funkcjonują hotele i inne tego typu obiekty.
Mogę jednak uznać, że Grecy czekają na turystów, są życzliwi i otwarci. Chętnie zamienią z tobą kilka zdań, goszcząc cię z uśmiechem w swojej knajpce. I robią to, jak tylko najlepiej można. Widać, że zależy im na tym, żeby klient wrócił. Choć właściwie określenie "klient" nie jest tu adekwatne, brzmi bardzo formalnie, a przecież w wielu miejscach ma się wrażenie, że jest się u troskliwej cioci, która chce cię nakarmić tym, co ma najlepszego. Taka zasada zdaje się panować i w większych restauracjach, i w tych mniejszych, ukrytych gdzieś w wąskich uliczkach.
Z czystym sumieniem polecam choćby Rosy's Bakery. Po pierwsze za smak jogurtu greckiego z miodem i orzechami oraz innych greckich słodkości (choć nie tylko słodkości). W tym miejscu powinnam zacząć zdanie od "po drugie", ale zachęcam do odwiedzenia tego miejsca głównie ze względu na właścicielkę.
Spotkanie z nią jest czymś, czego nie da się zapomnieć. Ta wspaniała kobieta, która kocha karmić ludzi swoimi wyrobami, przywita cię radosnym "Hello my darling!". Jeśli pojawię się tam ponownie, na pewno do niej wrócę.
Miasto Korfu (Kerkyra) tętni życiem, choć trudno mówić o tłumach i choć wydaje się, że prawdziwy sezon rozpocznie się tutaj w lipcu, co może potwierdzać fakt, że niektóre restauracje, raczej te położone przy plaży, kuchnie otwierają dopiero za kilka dni.
Jeśli jednak ktoś kocha spędzać wakacje imprezując do białego rana w lokalnych barach, może nie być do końca usatysfakcjonowany. Po 1:30 ulice nagle pustoszeją i nikt niczego już ci nie sprzeda, nie ma na to najmniejszych szans. Wszystko z powodu godziny policyjnej, zakazu przemieszczania się od 01:30 do 05:00.
Czy w Grecji jest drogo?
Za trzy noce w 130-metrowym apartamencie w centrum miasta, ujmując to precyzyjniej, w apartamencie w klimatycznej staromiejskiej części miasta z widokiem na morze (Stare miasto w Korfu wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO) można zapłacić około 1200 zł. I nie jest to koszt "na głowę".
Wszystko zależy od naszych preferencji, bo tak jak wszędzie, tu też znajdą się i tańsze opcje, i te droższe. Kiedy jeszcze nie byłam pewna, że zatrzymam się tylko w Korfu, sprawdzałam inne miejscowości, gdzie za taki sam okres pobytu można zapłacić i 900 zł, i 600 zł.
Pandemia wpłynęła jednak na to, że wielu właścicieli obiektów pozwala zrezygnować z rezerwacji nawet na dzień przed wybranym terminem bez straty pieniędzy. Każdy chce mieć pewność, że w tych niepewnych czasach będzie mógł odwołać przyjazd.
Nie wiem, czy to reguła, ale mi i moim przyjaciółkom udało się trafić na świetnego gospodarza, który był bardzo elastyczny, co do godzin zameldowania i wymeldowania. Polecał nam także najlepsze knajpy, w których warto zjeść, i miejsca, które miały nas oczarować.
Co z cenami w sklepach i restauracjach? Nie można mówić o tanim stołowaniu się w knajpkach, ale jest to porównywalne (a czasami pewnie nawet tańsze) do tego, co czeka nas w Polsce. I nie mam na myśli kwot, które widnieją na słynnych paragonach wrzucanych do sieci przez turystów spędzających czas nad Bałtykiem.
Najprostszym przykładem niech będzie cena sałatki greckiej i lodów. Za tę pierwszą trzeba będzie zapłacić od około 6 do 7,5 euro. Natomiast porcja lodów (solidna porcja, a nie mała porcyjka) kupiona w rodzinnej cukierni, działającej od 1924 roku, kosztować będzie 1,8 euro.
Gdzie trzeba nosić maseczki?
Niedogodnością w upalne dni może być natomiast to, że w Grecji obowiązuje nakaz noszenia maseczek nie tylko w sklepach, ale i w otwartych przestrzeniach. O ile podczas zakupów w markecie rzeczywiście nie zobaczysz nikogo bez maseczki, o tyle na ulicy już o to łatwiej.
Jednak za niedostosowanie się do obostrzeń można zapłacić sporą karę, od 300 euro. Podobnie jak do niedawna w Polsce, w Grecji nie można zasłaniać ust i nosa chustą, szalikiem i przyłbicą. Na plaży i w restauracji maseczki nie są konieczne. Wszędzie trzeba pamiętać jednak o dystansie. Choć i tu miałabym wątpliwości związane z respektowaniem tych zasad.
Jak wygląda powrót do Polski?
Powroty z wakacji bywają trudne, ale w tym przypadku chodzi raczej o nastawienie budzika, żeby nie zaspać do pracy następnego dnia. Przylot do kraju i powrót do domu nie stanowi większego problemu, o ile oczywiście spełni się pewne warunki. Z kwarantanny i z robienia testów po powrocie do kraju zwolnione są osoby zaszczepione i te, które zrobiły test. Więcej informacji można znaleźć jednak na rządowych stronach.
ZASADY KWARANTANNY GRANICZNEJ
Następujące osoby przyjeżdzające ze strefy Schengen są zwolnione z obowiązku odbycia kwarantanny:
1) Osoby zaszczepione przeciw COVID-19 tzn. osoby, które otrzymały pełny cykl szczepień szczepionką zarejestrowaną w Unii Europejskiej:
• w przypadku większości szczepionek (Pfizer, Moderna, Astra-Zeneca) na szczepienie składają się 2 dawki - osoby które przyjęły dopiero pierwszą z dawek znajdują się więc w trakcie szczepienia i nie są jeszcze osobami zaszczepionymi w rozumieniu rozporządzenia Rady Ministrów;
• wyjątek stanowi szczepionka Johnson & Johnson, która jest jednodawkowa – przyjęcie pojedynczej dawki oznacza, że osoba jest już w pełni zaszczepiona),
lub
2) Osoby posiadające negatywny wynik testu w kierunku SARS-CoV-2 (w języku polskim lub angielskim);
• powinien zostać wykonany za granicą przed powrotem/wjazdem do Polski,
• w chwili przekraczania granicy z Polską wynik testu nie może być starszy niż 2 doby licząc od momentu uzyskania wyniku tego testu,
• osoby, które nie posiadały negatywnego wyniku testu w chwili przekroczenia granicy podlegają kwarantannie; będą mogły być z niej zwolnione jeżeli w okresie do 48 godzin po przekroczeniu granicy Polski wykonają test w kierunku SARS-CoV-2 i uzyskają negatywny wynik,
• uwaga: zwolnienie z obowiązku odbycia kwarantanny następuje dopiero z chwilą zgłoszenia przez laboratorium negatywnego wyniku badania do Państwowej Inspekcji Sanitarnej,
• przy zwolnieniu z kwarantanny honorowane są wyniki testów antygenowych oraz RT-PCR (molekularnych, genetycznych),
• z obowiązku odbycia kwarantanny wjazdowej nie zwalniają natomiast negatywne wyniki testów na obecność przeciwciał anty-SARS-CoV-2 (testy serologiczne oraz kasetkowe)
Czytaj więcej
Aha, jeszcze jedno, przed wjazdem do Polski też trzeba wypełnić formularz karty lokalizacyjnej. Na całe szczęście, osoby, które o tym zapomniały lub którym to umknęło – tak jak mi – mogły zrobić to już na pokładzie samolotu, dzięki temu, że personel pokłady rozdawał dokument do wypełnienia. Lepiej jednak liczyć na siebie, a nie na szczęście.