
Reklama.
Anton Sizych w rozmowie z tvn24.pl opisuje, jak wszedł w posiadanie zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. Miał je skopiować ze strony innej blogerki Tatiany Karacuby. "Zdjęcia dostała Karacuba od anonimowego źródła z Krymu. Jak takie rzeczy się pojawiają, nigdy nie interesuję się, kto, co, dlaczego to wkłada do internetu. Nigdy nie interesuję się, kto jest informatorem. I dlaczego to robi. Widać ktoś nie chce być współuczestnikiem tego" – twierdzi Sizych.
Sizych powiedział nam, że ani Komitet Śledczy, ani żadna inna rosyjska instytucja państwowa nie kontaktowała się z nim po opublikowaniu przez niego drastycznych zdjęć na blogu. CZYTAJ WIĘCEJ
Rosyjski bloger twierdzi też, że w internecie pojawiły się już kolejne zdjęcia z miejsca katastrofy pod Smoleńskiej. "Trzy nowe zdjęcia. Widziałem je po raz pierwszy wczoraj" – dodaje.
Sizych nie od dziś znany jest rosyjskim służbom. Interesowały się nim po jego publikacjach na temat katastrofy lotniczej w Ałtaju w 2009 r.. Bloger twierdzi, że katastrofy w ostatnich latach, w tym ta w Smoleńsku, zostały zainscenizowane.
Tymczasem okazuje się, że fotografie ofiar katastrofy smoleńskiej próbowano sprzedać polskim redakcjom już dwa lata temu. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", pośrednik chciał za nie 30 tys. złotych.
Jedna redakcja powiadomiła nas, przekazując maila, po którym namierzyliśmy tego człowieka. CZYTAJ WIĘCEJ
– mówi cytowany przez "GW" oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Według jego relacji, po interwencji ABW pośrednik "zrezygnował z planów".
Czytaj też: Wiadomo już, kto wrzucił do sieci drastyczne zdjęcia z katastrofy smoleńskiej: 57-letnia doktor psychologii
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"