– Moja kumpela nie ma drugiej dawki. Dlaczego? Nie mogła przybyć do punktu szczepień wyznaczonego dnia, a mimo to została oznaczona jako zaszczepiona – mówi Agnieszka. Dla systemu kobieta jest zaszczepiona. Dla koronawirusa – nie. Takich przypadków jest więcej.
Tysiące osób w Polsce chcą, ale z różnych powodów nie mogą się zaszczepić przeciw covid–19 – wynika z szacunków dr. Pawła Grzesiowskiego.
Chodzi o tych, którzy z powodu splotu nieprzewidzianych (przez twórców systemu szczepień) okoliczności, utknęli między pierwszą a drugą dawką preparatu, albo, mimo chęci zaszczepienia się, nie mieli dostępu nawet do dawki numer jeden.
Jak skończyła się sprawa koleżanki Agnieszki? – Nie udało jej się tego odkręcić, nie mogła zarejestrować się w innym terminie. Sprawa ciągnęła się tak długo, że okienko na drugą dawkę się zamknęło – mówi kobieta.
"Nie ma takiej opcji"
Dr Paweł Grzesiowski otrzymuje takie sygnały od kilku miesięcy. Podaje pierwszy z brzegu przykład.
– Zwróciła się do mnie kobieta, która po przyjęciu pierwszej dawki preparatu miała znaczący odczyn niepożądany. Dlatego drugą dawką szczepionki chciała przyjąć od innego producenta. Okazało się, że nie ma takiej opcji. System zostawił tę kobietę na pastwę losu – mówi ekspert.
Józef, osoba niewychodząca z domu z powodu złego stanu zdrowia, miał otrzymać szczepienie w domu. Mimo starań syna zaplanowane podanie preparatu nie doszło do skutku w żadnym z wyznaczanych kolejno terminów.
Gdy po kilku tygodniach szczepionka dla pana Józefa wreszcie się znalazła (razem z ekipą, która miałaby ją podać), mężczyzna walczył już o życie na oddziale covidowym. Pod koniec kwietnia zmarł.
Z kolei Mirosław z Poznania znalazł się w systemowej próżni, gdy między pierwszą a drugą dawką szczepionki trafił na odwyk do innej miejscowości.
Okazało się, że na "oddanie" pacjenta innemu punktowi szczepień zgodę wyrazić musi placówka z Poznania. Z kolei punkt szczepień z miejscowości, gdzie leczył się mężczyzna, odmówił dopisania go do listy oczekujących.
Agencja trzymająca szczepionki
Te sytuacje nie dziwią dr. Grzesiowskiego. Od początku akcji szczepień zwraca uwagę na trudności w dostępie do preparatu, który zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu covid–19.
Ekspert podkreśla, że to problem, na który można patrzeć z kilku perspektyw. Osoby spoza środowiska medycznego zazwyczaj postrzegają go tylko z perspektywy pacjenta.
Jednak w trudnej sytuacji są także medycy, zwłaszcza z mniejszych miejscowości. Brak preparatu w małym punkcie szczepień, a w konsekwencji niemożność podania preparatu przeciw covid–19, nie świadczy o obojętności lekarzy na zagrożenie dla życia mieszkańców.
Personel medyczny może stawać na głowie, a do punktu szczepień nie musi dotrzeć ani jedna fiolka.
– O tym, gdzie trafią szczepionki, decyduje Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. To ona określa miejsca i wielkość dostaw. Niestety Agencja często "nie widzi" mniejszych punktów szczepień. Znowu winny jest nieprzemyślany, wadliwie skonstruowany system. Lekarze z tych małych miejscowości wydzwaniają, dobijają się o szczepionki, są zwodzeni tym, że coś dostaną. A potem nie dostają. I muszą odprawiać z kwitkiem ludzi, którzy chcą się zaszczepić. Efekt domina – tłumaczy wakcynolog.
Zawiedzeni ludzie nierzadko kierują pretensje do bezradnych lekarzy i pielęgniarek, którzy tych szczepionek przecież nie wyczarują. Ale to oni są pod ręką, to oni mają twarze i gabinety, a nie abstrakcyjnie brzmiący system. Gorzkie reklamacje trafiają więc do nich.
"Sprawa zostanie wyjaśniona"
47–letni Jakub z Malborka (imię zmienione) na szczepienie zarejestrował się przez rządową infolinię. Wyznaczono termin. I wtedy zaczęły się problemy.
Czas płynął. Jakub, który wykonuje zawód wiążący się z dużym kontaktem z ludźmi i ryzykiem zakażenia, nie kryje gniewu. – Moje szczepienie odwołano, a w tym czasie szczepiono 20–latków, studentów i bezrobotnych siedzących w domu. Kraj bez zasad z rządową propagandą – ocenia mężczyzna.
Ponieważ czas płynął, a w jego sprawie nic nie drgnęło, Jakub wziął sprawy we własne ręce. – Otrzymałem pomoc i szczepienie dwa tygodnie temu... w Niemczech. Komentarz jest chyba zbędny – podsumowuje mężczyzna.
Wirtualne szczepienia wyjazdowe
Nie wszyscy jednak mają takie możliwości. Turystyka szczepionkowa zazwyczaj nie jest opcją dla osób z niepełnosprawnościami, schorowanych, niewychodzących z domu.
– U nich potrzebne są tzw. szczepienia wyjazdowe. Twórcy systemu szczepień powinni to przewidzieć, bo to oczywiste zapotrzebowanie. Tymczasem ciągle docierają do mnie informacje o osobach, które zgłaszają chęć zaszczepienia w swojej przychodni (POZ), ale potem nic się nie dzieje. Zostają w próżni – mówi dr Paweł Grzesiowski.
Wykluczenie szczepionkowe to zjawisko, o którym informuje naTemat źródło zbliżone do Polskiej Akademii Nauk.
– Sytuacja wygląda tak, że na wsiach osoby starsze i wykluczone cyfrowo nie mogą dostać szczepionki. Mają do nich dojeżdżać lekarze POZ. Ale system jest skonstruowany w ten sposób, że lekarzowi bardziej opłaca się zrobić 100 szczepień w jeden dzień w ośrodku zdrowia, niż jechać do kilku pacjentów na odludziu. Bo mają płacone od szczepionki – mówi nam źródło.
Dr Grzesiowski: – Państwo znowu liczy na to, że lekarze będą do niego dopłacać. Te kilkanaście złotych więcej za szczepienie wyjazdowe to żart. Przecież to jest czas, wysiłek, koszty.
Podczas gdy władza kusi nieprzekonanych do przyjęcia preparatu loterią, a minister zdrowia ostrzega, że czwarta fala koronawirusa może przyjść już w sierpniu, osoby uziemione w domu miesiącami dobijają się o ratującą życie szczepionkę.
– Tygodnie mijają, a schorowani ludzie, dla których covid–19 nie skończy się raczej katarem, tylko znacznie gorzej, nie dostają szczepionki. Tymczasem wirus nie będzie czekał – ostrzega dr Grzesiowski.
Ekspert tłumaczy, że potrzebne jest rozwiązanie – a jakże – systemowe.
Kilka dni temu dr Grzesiowski starł się na Twitterze z rządowym kontem #SzczepimySię. Zapytał, dlaczego w całej Polsce jest tylko 86 mobilnych jednostek szczepiących. Rząd odpowiedział, że działają 154 takie jednostki, po prostu reszta nie chciała udostępnić swoich danych w internecie, a do pacjentów dociera innymi kanałami.
Na tych wyjaśnieniach dr Grzesiowski nie zostawia suchej nitki.
– Przecież to jest żart, a nie system. Nie chce mi się nawet komentować takich odpowiedzi, bo każdy punkt szczepień zgłasza służbowe dane teleadresowe, które musza być publicznie dostępne – tłumaczy.
Model sera szwajcarskiego
Lekarz uważa, że system szczepień w Polsce składa się z wielu dziur. Ci, którzy zrządzeniem losu przez nie wypadną, nie mogą wrócić, albo muszą długo to odkręcać, podczas gdy covid–19 nie będzie czekał. Za rogiem czai się katastrofa.
Epidemiczną "atrakcją" czwartej fali zakażeń będzie kolejna, zjadliwa mutacja wirusa. Tymczasem tysiące ludzi, którzy chcą przyjąć szczepionkę, nie mogą tego zrobić, albo, gdy ich sytuacja wreszcie zostanie wyjaśniona, już nie zdążą.
– Przy takim sposobie funkcjonowania systemu zwalczania zagrożeń związanych z pandemią, jesienią władzę czeka kolejne bolesne zaskoczenie. Czwarta fala, nad którą trudno będzie zapanować, zwłaszcza że w kraju jest już wariant Delta. Dopóki nie powstanie wyspecjalizowany sztab anty-pandemiczny, dopóty Polska będzie przegrywać w walce z pandemią, a przez kraj będą przechodzić kolejne fale zgonów i lockdownów. A przecież może być inaczej – przekonuje dr Paweł Grzesiowski.
Mój 82–letni teść też wypadł z systemu. W sprawie szczepienia domowego zadzwoniono radośnie w maju, gdy od jego śmierci na covid minęły 3 tygodnie. System go wreszcie odnalazł...
Jakub z Malborka
Po miesiącu oczekiwania dostałem sms–a o zmianie terminu na później.
Potem po kilku dniach przyszedł kolejny sms z terminem, a w następnej wiadomości poinformowano mnie, że moje szczepienie zostało odwołane: bez podania przyczyny oraz następnego terminu.
Zadzwoniłem na infolinię, gdzie usłyszałem, że sprawa zostanie wyjaśniona i dostanę odpowiedź. Nie otrzymałem jej do dziś.
dr Paweł Grzesiowski
wakcynolog
Powinny działać mobilne jednostki szczepień, które zajmowałyby się wyłącznie szczepieniami wyjazdowymi.
Powinny działać na innych warunkach, niż stacjonarne.
Powinna powstać sieć takich jednostek, by pokryć nimi całą Polskę.
Jedna czy dwie ekipy na całe województwo nie wystarczą. To musi być zorganizowane do poziomu powiatów, a w niektórych przypadkach nawet gmin.