– Donald Tusk to jest polityk z krwi i kości. Taki, których w Polsce prawie już nie ma. Tusk ma swój negatywny elektorat, ale dla wielu Polaków – nie tylko wyborców PO – to osoba niezwykle wiarygodna, a dla niektórych nawet autorytet. Rafał Trzaskowski jeszcze długo musiałby walczyć o podobną pozycję – mówi #TYLKONATEMAT Ireneusz Raś.
W połowie maja Ireneusz Raś wraz z Pawłem Zalewskim niespodziewanie zostali wykluczeni z Platformy Obywatelskiej. Niedawno ten pierwszy zrezygnował z dochodzenia swoich praw przed sądem koleżeńskim i nawiązał współpracę z ludowcami w ramach Koalicji Polskiej. Dziś poseł Raś bez owijania w bawełnę komentuje więc przetasowania w kierownictwie partii, w której spędził 16 lat.
Rozważałby pan powrót do Platformy Obywatelskiej, gdyby zmieniło się jej kierownictwo?
Ireneusz Raś: Wyznaję zasadę, że w polityce nie warto robić kroku wstecz. Zadziały się pewne rzeczy, których ja nie planowałem, a które zostały wykonane wobec mnie przez wciąż aktualne kierownictwo PO. Już podjąłem decyzję, że silne centrum będę budował z kim innym.
Aczkolwiek w Platformie Obywatelskiej jest oczywiście wciąż wielu moich serdecznych przyjaciół, z którymi wiele mnie łączy.
Zdecydowanie Donald Tusk, to jest jedyna alternatywa dla PO. Rafał Trzaskowski przez ostatnie miesiące pokazał, że nie ma realnego planu. Jakimś wymuszonym planem jest Campus Polska, ale to wciąż wielka niewiadoma. Zobaczymy, czy po roku bezczynności ten projekt może jeszcze coś dobrego przynieść.
Natomiast Donald Tusk to jest polityk z krwi i kości. Taki, których w Polsce prawie już nie ma. Tusk ma swój negatywny elektorat, ale dla wielu Polaków – nie tylko wyborców PO – to osoba niezwykle wiarygodna, a dla niektórych nawet autorytet. Rafał Trzaskowski jeszcze długo musiałby walczyć o podobną pozycję.
Czy twarde liczby nie przemawiają jednak za Rafałem Trzaskowskim? Przecież w ubiegłym roku w wyborach prezydenckich zdobył on 10 mln głosów. Dla porównania: Donald Tusk w 2005 wywalczył poparcie „jedynie” 7 mln Polaków.
Panie redaktorze... Donald Tusk ma realne dokonania w polityce krajowej i międzynarodowej. Można też powiedzieć, że jest on ojcem kariery Rafała Trzaskowskiego.
Mógł to przez miniony rok zdyskontować, ale tego nie zrobił, choć takie były oczekiwania zarówno jego sympatyków, jak i wielu członków Platformy Obywatelskiej. Ludzie mieli nadzieje, że coś się wydarzy. A on jakby nie mógł się zdecydować, czy chce działać wewnątrz PO czy jednak na zewnątrz. Nie było wiadomo, czy chce być tylko prezydentem Warszawy czy wejść do ogólnopolskiej polityki.
To właśnie spowodowało, że Donald Tusk bardzo poważnie rozważa powrót do krajowej polityki i przejęcie rządów w PO. Tak naprawdę tych dwóch polityków nie ma jednak co porównywać. Tusk jest prawdziwym liderem, a Trzaskowski wciąż pretendentem. Mówię to bez żadnych złośliwości. Po prostu te sprawy trzeba oceniać racjonalnie.
Odczuwa jakąś satysfakcję z tego, że w PO era Borysa Budki chyba dobiega końca?
Absolutnie nie! Nie czuję żadnej satysfakcji z tego powodu. Nie miałem przecież żadnej wojny personalnej z Borysem Budką. Nie zgadzałem się z kierunkiem, który on jako szef PO autoryzował i tyle. Potem - po tylu latach pracy dla PO - podjęto wobec mnie takie, a nie inne kroki, ale przecież to nie ja pisałem ten zupełnie zrozumiały dla wyborców serial.
Dziś czuję co najwyżej rozczarowanie Borysem Budką, bo kiedyś naprawdę myślałem, że to jest dobry szef partii na trudne czasy, na ten okres przejściowy w Platformie Obywatelskiej. A okazało się zupełnie inaczej. Już to kiedyś powiedziałem, że zawiodłem się na Borysie Budce, gdyż nie pokazał talentów politycznych.
Nie, Borys Budka nigdy do mnie nie zadzwonił. On nigdy za mną nie rozmawiał o tym. To też pokazuje pewną słabość... Trudne sytuacje w partiach powinno się rozstrzygać patrząc sobie w oczy. Ja byłem na to gotowy, ale druga strona nie.
Z kolegami z PSL mam dobre relacje jeszcze z czasów, gdy PO rządziła z nimi w koalicji. Ja wtedy byłem szefem małopolskiego regionu Platformy, a regionalnym strukturom ludowców szefował Andrzej Kosiniak-Kamysz, czyli ojciec dzisiejszego lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Pamiętam tamtą bardzo dobrą współpracę. Ona była całkowicie pozbawiona tego elementu cynicznego, który teraz w polityce tak często wygrywa. Na tych dobrych relacjach i dobrych doświadczeniach buduję teraz współpracę w ramach Koalicji Polskiej.
Nie jest to trudne także z tego względu na faktu, iż kilku moich kolegów, którzy przez lata byli znanymi przedstawicielami konserwatywnego skrzydła PO, też znalazło się w projekcie Kosiniaka-Kamysza. Między innymi z tymi politykami zaczynam budowę Stowarzyszenia „Tak! Polska”.
Będzie pan namawiał Pawła Zalewskiego, by też dołączył do Koalicji Polskiej?
Nikogo nie namawiam, ale rozmawiam na temat współpracy w ramach swojego stowarzyszenia, które pod egidą Koalicji Polskiej chce budować silne centrum polskiej sceny politycznej, osadzone na chadeckim konserwatyzmie.
Pierwszy już wskazaliśmy – to likwidacja tzw. janosikowego dla dużych miast, by mogły one odżyć po pandemii i zmianach w finansowaniu samorządów.
Czas skończyć z janosikowym, ale w rozsądny sposób. Proponujemy więc rozciągnięcie tego na okres czterech lat i objęcie rekompensatą wszystkich samorządów, które były odbiorcami tych środków pozyskiwanych od dużych ośrodków miejskich.
To świetny przykład, że Koalicja Polska adresuje swój program nie tylko do małych miasteczek i wsi, ale także do Polaków życzących w największych aglomeracjach.
To prawda, że Władysław Kosiniak-Kamysz wskazał panu rolę takiego skauta, który ma wyszukiwać chętnych na transfer z PO?
Uważam, że dzisiaj polityka potrzebuje ludzi, którzy chcą pracować, a nie takich, którzy szukają okazji, by gdzieś tam się podwiesić pod atrakcyjny projekt. Na opozycji nie ma już czasu na takie gierki. Jeśli nie przestaniemy się w nie bawić, to PiS wygra kolejne wybory.
Oczywiście nie odżegnuję się od tzw. transferów i zapraszam osoby mające podobne poglądy na Polską, ale tylko takie, które naprawdę chcą podjąć wspólną pracę. Bo wyborcy przede wszystkim oczekują od nas ciężkiej pracy, którą zyskamy wiarygodność w ich oczach. Uważam, że trzeba wrócić do polityki „w starym stylu”, czyli opartej na poważnym programie.
Większym exodusem z PO skończy się powrót Tuska czy przejęcie sterów przez Trzaskowskiego?
Ależ Rafał podzieli Platformę! Jego mocno lewicowe poglądy sprawią przecież, że centrowi politycy zaczną zastanawiać się, czy w PO nadal jest dla nich miejsce. Gdybym miał więc coś koleżankom i kolegom z Platformy doradzać, to stawiałbym na Donalda Tuska.
A to dlatego, że on potrafi łączyć. To też byłaby szansa dla całej opozycji. Na pewno z Tuskiem rozmowy o budowie jakiegoś wspólnego bloku byłby o wiele łatwiejsze niż z Trzaskowskim. No, ale to już nie będzie zależało od mojego wyboru...
Nie ma pan obaw, że współpraca z ludowcami może oznaczać brak szans na reelekcję w kolejnych wyborach? W ostatnich sondażach Koalicja Polska rzadko przekracza 5-proc. próg wyborczy, a gdybyście wystartowali jako formalna koalicja, to poprzeczka podskoczyłaby przecież do 8 proc.
Zacznijmy od tego, że wczoraj widziałem sondaż, w którym myliśmy już blisko 7-proc. poparcie. My ten blok wciąż budujemy. Uważam, że z czasem będziemy mieli zdecydowanie lepsze notowania. Jesteśmy w trakcie negocjacji koalicyjnych z nowymi partnerami, którzy są wiarygodni i Koalicję Polską można z nimi budować na fundamentach ideowych oraz programowych.
Ja się tylko o Polskę boję. Mam jednak nadzieje, że jeśli przez ten okres, który pozostał do wyborów zapracujemy na wiarygodność w oczach wyborców i wskażemy dobre kierunki zmian, to nie będziemy musieli martwić się o wyniki. Dziś obserwujemy poruszenie po wszystkich stronach sceny politycznej, co oznacza, że wkrótce nastąpią na niej duże zmiany.
Trzaskowski okazał się udanym projektem na wybory prezydenckie - na których zbudował aktualną pozycję – bo był kandydatem właściwie całej opozycji i podczas kampanii wyborczej prezentował się jako polityk bardzo umiarkowany. Nie pokazywał swoich ostrych poglądów, co skutkowało takim, a nie innym wynikiem...
Przede wszystkim będę więc przekonywał koleżanki i kolegów do przyłączenia się do projektu „Tak! Polska”. Chcę, by ta organizacja była silnym skrzydłem Koalicji Polskiej. Do końca roku zaprezentujemy sześć bardzo konkretnych i możliwych do zrealizowania postulatów...
Nie mam powodów do obaw. W ostatnich wyborach moja ówczesna partia była w stanie zaoferować mi dopiero szóste miejsce na liście wyborczej, a zrobiłem na tej liście drugi wynik. Można powiedzieć, że jestem politykiem z marzeń Pawła Kukiza o jednomandatowych okręgach wyborczych. Czego mam się więc obawiać w sprawie wyborów…?