Jest takie szumne określenie w motoryzacji, że marki starają się wyjść z ofertą do młodych kierowców. Jednym udaje się to lepiej, innym gorzej, ale inżynierowie Opla wzięli sobie tę zasadę bardzo do serca. Swój flagowy model przebudowali tak, że trudno go poznać. Wyszło zadziornie, chociaż nie idealnie.
Nie lubię porównań na wyrost, ale nowy Opel Mokka będzie dla niemieckiej marki ikoną na lata. I wcale nie żartuję, bo to pierwszy model z nowym legendarnym logo błyskawicy. Znaczek przeprojektowano, chociaż gołym okiem trudno to zauważyć. Trzymajmy się zapewnień producenta, że jest smuklejszy, bardziej precyzyjny i wyrazisty. Zwał jak zwał – nowy "zygzak" okazał się też rewolucją, jeśli chodzi o kolejną odsłonę Mokki.
Drugą generację tego modelu mieliśmy zobaczyć na początku 2020 r. podczas Geneva Motor Show. Jak wiadomo, świat się wtedy zatrzymał, tak jak wszystkie premiery, które wycięła pandemia covid-19. Opel budował napięcie, pokazywał zdjęcia, aż w czerwcu ubiegłego roku odsłonił karty.
Mokka to samochód zaprojektowany z rozmachem, de facto zupełnie od nowa. Nie było tylko muskania pędzelkiem czy zmiany szlifów na zderzaku. To teraz jeden z rasowych miejskich crossoverów, które pokochali kierowcy w całej Europie. Marka nie chciała wypaść z wyścigu o względy tej grupy klientów, dlatego poszła na całość i naprawdę zrobiła młodzieżowe auto.
Nowa Mokka powstała na platformie CMP, wykorzystanej już wcześniej w DS 3 Crossback i Peugeocie 2008. To także drugi, po nowej Corsie, model Opla zbudowany od podstaw w ramach francuskiego koncernu PSA. Co z tego wyszło? Mokka jest krótsza o 12,5 cm, ale za to rozstaw osi zwiększył się o 2 mm. Świetnie wygląda agresywny przód z czarną plastikową listwą, w której wtopiony jest wspomniany już nowy znaczek.
Mój egzemplarz był w opcjonalnej dwukolorowej wersji – z czarnym dachem i białym odcieniem reszty nadwozia. Całość dopełniała jeszcze czerwona linia, biegnąca wzdłuż obramowań drzwi. Naprawdę trudno było mi się przyczepić do… czegokolwiek. Po ubiegłorocznej przygodzie z nieco nudnym Crosslandem X uznałem, że Mokka to auto wręcz brawurowe.
Mokka trochę się skurczyła, co może sugerować, że w środku traficie na ciasnotę. I tu duże zaskoczenie, bo chociaż wnętrze trudno nazwać przestronnym, u nikogo nie powinny odezwać się objawy klaustrofobii. To auto skrojone dla czwórki pasażerów, chociaż może nie na wojaże liczące po kilkaset kilometrów.
W Oplu znaleźli sposób, jak połączyć trochę klasyki z nowoczesnością, ale nie spodziewałem się, że Mokka będzie aż tak naszpikowana cyfrowymi gadżetami. W środku zaszło tyle zmian, że w zasadzie tylko kierownica przypominała mi, czym jeżdżę. Z perspektywy kierowcy mamy dwa panoramiczne ekrany – w pełni cyfrowy kokpit, a także duży czytelny wyświetlacz do obsługi multimediów. Ten drugi w najbogatszej wersji może mieć aż 12 cali.
Jeździłem autem w wersji GS Line, więc miałem do dyspozycji bogate wyposażenie, ale też specjalne elementy wykończenia. Te czerwone wstawki pasują mi bardziej do jakiegoś sportowego wozu, podobnie jak dodatki, które przypominają włókno węglowe. Opel naprawdę wyszedł poza utarty schemat i zrobił wnętrze, które może trafić w gusta różnych klientów.
Ale czy jest praktyczne? To zależy. Z przodu na pewno zmieścicie sporo swoich rzeczy – nie zabrakło głębokiego schowka i kieszeni na napoje. Problem w tym, że część powierzchni w samochodzie błyskawicznie pokrywa się kurzem i odciskami palców. Lakierowane elementy wyglądają fajnie, jednak trzeba się liczyć z tym, że na co dzień trudno utrzymać je w czystości.
Mokka najnowszej generacji zgubiła parę kilogramów, co da się odczuć szczególnie podczas dynamicznej jazdy po mieście. Przecież między innymi za to kierowcy uwielbiają miejskie crossovery – mają być żwawe i ułatwiać poruszanie się w największym tłoku. Nowy Opel został odchudzony, ale klucz tkwi tutaj również w napędzie.
Moja testowa Mokka miała pod maską silnik 1.2 Turbo o mocy 130 KM i 230 Nm. Takie połączenie pozwala rozpędzić się do setki w niecałe 10 sekund, ale i tak najwięcej dzieje się mniej więcej do prędkości 70-80 km/h. Oplem można dynamicznie ruszyć spod świateł czy docisnąć w momencie, kiedy znajdziemy lukę na sąsiednim pasie.
Osiągi da się delikatnie podkręcać trybami jazdy, chociaż moim zdaniem różnice w codziennej jeździe są ledwie wyczuwalne. A już na pewno trudno dostrzec zmianę w sposobie pracy 8-stopniowej automatycznej skrzyni biegów. Może czasem nawet lepiej darować sobie tryb "Sport", żeby zaoszczędzić trochę paliwa.
A skoro już doszliśmy do zużycia benzyny, to miałem mieszane odczucia. Przy dość spokojnym poruszaniu się po mieście na ekranie pokazywała mi się wartość około 8,5 litra. Z kolei w trasie liczącej 200 km nie udało mi się zejść poniżej 7 litrów (dokładnie 7,2 l). Byłem trochę zaskoczony, bo wydawało mi się, że przy dość spokojnym stylu jazdy wartość poniżej siódemki powinna być łatwa do wykręcenia. Tym razem się przeliczyłem.
Zostawmy jednak na chwilę te liczby. Chciałbym się jeszcze do czegoś przyczepić i wytknąć parę wad, które wychwyciłem w czasie jazdy. Problem w tym, że… przez tydzień naprawdę polubiłem się z Mokką i musiałbym czepiać się bardzo na siłę. Tak, auto czasami łapało "laga", kiedy dociskałem pedał gazu. Z kolei trzycylindrowy silnik być może pracował trochę za głośno. Tyle że w całości to nadal dość komfortowe auto, którym wygodnie przemieścicie się na krótkich i dłuższych odcinkach.
Ceny nowej Mokki startują od niecałych 82 tysięcy złotych, jeśli zdecydujecie się na słabszą jednostkę o mocy 100 KM – rzecz jasna bez doposażenia. Za mocniejszą odmianę GS Line, którą jeździłem, trzeba zapłacić około 110 tys. zł. Mokka złożona najbardziej na bogato w wariancie Ultimate to koszt ponad 120 tys. zł.
Gdybym miał wybierać, brałbym bez wahania wersję, którą miałem okazję testować. Jest ona dostępna także z manualną skrzynią biegów, jeśli ktoś nie lubi jeździć z automatem. No i miałem do dyspozycji wszystko, z czego chciałbym korzystać przy zwykłym użytkowaniu auta, m.in. panoramiczną kamerę cofania z czujnikami, podgrzewane fotele czy funkcje Apple CarPlay i Android Auto. W katalogu znajdziecie też diesla o mocy 110 KM, ale tu już każdy musi odpowiedzieć sobie sam, czego właściwie szuka.
Nowa Mokka to dla Opla wizerunkowy strzał w dziesiątkę. I zmiana koncepcji w podejściu do klienta, bo marka wyraźnie puszcza oczko do coraz młodszych kierowców. Nie ma już mowy o nudzie czy przestarzałym designie. Mokka przyciąga wzrok i można się spodziewać, że jeszcze poprawi sprzedażowe słupki niemieckiej marki.
Nowy Opel Mokka na plus i minus:
+ Wizerunkowa rewolucja na korzyść Opla
+ Sprawnie działające multimedia
+ Dynamika jazdy po mieście
- Momentami zbyt późna reakcja na dociśnięcie gazu
- Trochę za wysokie zużycie paliwa
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut