34-letni Bartek zmarł po policyjnej interwencji.
34-letni Bartek zmarł po policyjnej interwencji. Fot. Screenshot / YouTube.com / MARLENA NAJMAN EL TESTOSTERON

Po śmierci 34-letniego Bartka z Lubina przed tamtejszą komendą policji doszło do zamieszek. To właśnie funkcjonariusze, którzy przeprowadzali interwencję wobec mężczyzny, są zdaniem wiwinni tragedii. – Jestem daleki od jakiejkolwiek obrony, ale chciałbym obiektywnie spojrzeć na tę interwencję – mówi naTemat były policjant Jan Fabiańczyk "Majami", którego poprosiliśmy o ocenę tego, co widać na nagraniu, które trafiło do sieci.

REKLAMA
Piątek 6 sierpnia, tego dnia policjanci z Lubina otrzymali zgłoszenie dotyczące "agresywnego i pobudzonego mocno mężczyzny", który miał rzucać w okna zabudowań kamieniami (w późniejszych relacjach pojawiały się także określenia "kamyki" i "żwirek"). Funkcjonariuszy o wsparcie poprosiła matka 34-letniego Bartka, która poinformowała także, że jej syn jest pod wpływem narkotyków.
W sobotę do sieci trafiło nagranie, na którym widać fragment policyjnej interwencji. Interwencji po której mężczyzna zmarł. "Jak można było zobaczyć, policjanci ściskali zatrzymanego za kark, aż ten przestał się ruszać. Potem funkcjonariusze poklepywali go po twarzy, jednak mężczyzna już nie reagował" – opisywaliśmy w naTemat.
Sekcję zwłok Bartka zaplanowano na wtorek. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Przed komendą w Lubinie szybko zebrał się też tłum ludzi – doszło do zamieszek – którzy uważają, że nagranie krążące w sieci świadczy o odpowiedzialności policjantów, o ich brutalności lub też nieudolności, która mogła doprowadzić do dramatu.
Tak kategoryczni nie są natomiast byli policjanci, którzy oceniają to, co widać na filmie. W wielu opiniach przewija się ten sam problem: brak odpowiedniego przeszkolenia, brak wiedzy i umiejętności. Wszyscy zgodnie podkreślają jednak, że wiemy zbyt mało, widzimy tylko fragment interwencji, aby wydawać jednoznaczne opinie.
Jaka była pana pierwsza myśl po obejrzeniu filmu z policyjnej interwencji w Lubinie?
Normalna interwencja wobec agresywnego człowieka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielka nadpobudliwość tego mężczyzny i to, że mimo dość niewielkiej postury potrafił walczyć z kilkoma – dwoma, trzema – policjantami.
Przypomniała mi się również jedna z interwencji, kiedy jeden człowiek na dopalaczach ścierał się chyba z 5 policjantami. Dopalacze powodują to, że człowiek nie kontroluje siebie, ma "nadludzką" moc.
Pamiętam też osobę po takich środkach, która z otwartym złamaniem nogi rozwalała przystanek i biła innych ludzi. Dlatego właśnie moja pierwsza myśl była taka, że ten człowiek z Lubina jest pod działaniem dopalaczy.
Śledztwo prokuratury prowadzone jest pod kątem przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjantów oraz nieumyślnego spowodowania śmierci poszkodowanego w związku z interwencją. Czy policjanci mogli w trakcie interwencji przyczynić się do śmierci 34-latka?
Przy każdej interwencji dynamicznej, takiej jak ta w Lubinie, używa się siły, żeby takiego agresywnego człowieka obezwładnić. Chwytów obezwładniających jest wiele, ale z krążącego po internecie filmiku nie wynika, że policjanci wyżywali się na tym człowieku.
Słyszałem porównania tej historii do historii Igora Stachowiaka, ale nie – to są dwie różne sprawy. Tam był człowiek rażony wielokrotnie prądem, tam interwencja była początkowo na rynku i na tym to się powinno zakończyć, ale wszystko przeniosło się do komendy.
Wiem, że wypowiadam się inaczej niż często do tej pory, jednak kiedy trzeba skrytykować policję, to krytykuję, ale kiedy nie widzę powodów do tego, to mówię uczciwie, jak myślę.
Poza tym jest jeszcze coś, o czym zapominają ludzie i media – policjanci, jadąc na interwencję, tak naprawdę nie wiedzą, co ich spotka. Nie wiedzą o schorzeniach danego człowieka, nie mają wcześniej jego karty chorobowej.
Mówił pan o porównaniu do sprawy Stachowiaka, ale inni podobieństwa dopatrują się w sprawie George'a Floyda.
Ludzie będą do tego nawiązywali. Trzeba jednak podkreślić, że na tym filmiku naprawdę niewiele widzimy i że jest to tylko fragment dłuższego nagrania. Są jeszcze inne filmy, które zostały zabezpieczone przez policję – nie zabrane, jak mówią niektórzy.
Wszystko po to, aby sprawdzić, w jaki sposób ta interwencja przebiegała, czy policjanci popełnili błędy, czy nie. Przy tak dynamicznej interwencji może się wydarzyć bardzo dużo.
Właśnie tego zabrania telefonów dotyczą kolejne zarzuty wobec funkcjonariuszy.
Trzeba było je zabezpieczyć z tego względu, że nastąpiła śmierć człowieka. Zarówno Biuro Spraw Wewnętrznych, jak i prokuratura, będą teraz prowadzić czynności wyjaśniające.
Ci, którzy mienią się ekspertami w sprawach wszystkich interwencji policyjnych, nie wiedzą jednej rzeczy: nie "zabrano" telefonów, bo nakręcono nimi coś złego, zrobiono to, bo dowodem jest tylko oryginalny nośnik, a nie kopia.
Czyli jeśli ktoś nagrywa coś telefonem, to żeby stanowiło to dowód w sprawie, żeby można było na tej podstawie prowadzić czynności wyjaśniające, musimy mieć oryginał tego nośnika.
Są jeszcze rozbieżności między tym, co twierdzi policja, czyli że poinformowano ich o śmierci 34-latka po dwóch godzinach, a tym, co mają mówić przedstawiciele szpitala – zgon nastąpił w karetce.
To też jest specyficzne w przypadku interwencji, które mogą tak się skończyć. Jeżeli nastąpiła śmierć w karetce, załoga karetki nie będzie zawiadamiała policjantów, że mają zgon, najpierw zawiadamiają szpital. Jestem daleki od jakiejkolwiek obrony, ale chciałbym obiektywnie spojrzeć na interwencję w Lubinie.
W przypadku przywołanego wcześniej Floyda zgon nastąpił na miejscu, policjant go udusił kolanem i widział, że to robi. Tutaj był interwencja, człowiek w jej trakcie zasłabł, więc karetką został zabrany do szpitala. Teraz musimy czekać na wyniki sekcji zwłok, żeby cokolwiek więcej powiedzieć, żeby stwierdzić, co było bezpośrednią przyczyną zgonu. Niepokojące jest jednak w tym wszystkim to, co dzieje się później.
Niepokojące jest to, że po każdej takiej podobnej interwencji – przypomnijmy sobie m.in. Konin, Wrocław – następują zamieszki, padają hasła "bandyci w mundurach". To pokazuje, jak niskie jest zaufanie społeczne do policji. Nikt nie czeka na rozwiązanie sprawy.
Pamiętajmy jednak również o tym, że jest wiele osób, którym na takich zamieszkach zależy – dzięki temu mogą załatwić swoje sprawy, dlatego podburzają innych. Gdyby policja miała większe zaufanie społeczne, jako formacja, to każdy by poczekał chociażby na wyniki sekcji zwłok, na oświadczenia, na dokumenty dotyczące tego, co się stało, jak się stało, a tutaj nie, tutaj zaraz po filmiku są zamieszki.
Trzeba walczyć z tym, co dzieje się teraz, ale też z koszmarami przeszłości. Dziś każde starcie policjantów z tymi, którzy biorą udział w zamieszkach i którzy popełniają przestępstwo, będzie się kończył takim komentarzem: "Kiedy podczas Marszu Niepodległości bandyci rzucali butelkami i palili balkony, to nic nie robiliście, a tutaj, gdy ludzie występują w słusznej sprawie, bo zabiliście człowieka, to wy ich od razu pacyfikujecie".
Czytaj także: