Robert Lewandowski bije kolejne rekordy, także w drużynie narodowej
Robert Lewandowski bije kolejne rekordy, także w drużynie narodowej Fot. JANEK SKARZYNSKI/AFP/East News
Reklama.

Robert Lewandowski strzela, strzela i strzela

Pierwsza połowa, pierwsza okazja i od razu gol kapitana. Robert Lewandowski w polu karnym rywali robił co chciał. Jak zawsze. W drugiej połowie poszedł prawą flanką jak taran, rywale nie mogli go zatrzymać. Asysta do Grzegorza Krychowiaka z pewnością ma swój smak. A była jeszcze druga bramka, zdobyta wślizgiem, której sędzia nie uznał w drugiej połowie. "Lewy" to dla tej drużyny coś więcej niż, lider, kapitan i snajper. Zwłaszcza gdy gramy tak słabo, jak przeciw Albanii.

Paulo Sousa ma niebywałego nosa

Można się dziwić decyzjom Portugalczyka, można się z nimi nie zgadzać, a nawet zżymać nad tym, że zespół nie gra tak pięknie, jak opowiada o swojej wizji nasz selekcjoner. Ale jednego odmówić mu nie sposób. Nosa. Adam Buksa dostał szansę od początku meczu, strzelił gola i grał znakomicie w debiucie. Karol Linetty wszedł po przerwie, ustalił wynik efektownym strzałem. A jeszcze podawał mu Karol Świderski, do którego Portugalczyk również ma nosa. Oby tak dalej.

Polska defensywa wciąż jest placem budowy

Niestety, nasza obrona wciąż jest dziurawa, wciąż gra chaotycznie i wciąż wymaga pilnej uwagi. Bartosz Bereszyński nie popisał się przy bramce dla rywali, na domiar złego złapał kontuzję. Jan Bednarek grał nerwowo, a Kamil Glik łatał dziury i pilnował kolegów, jak tylko mógł. Nie zachwycił Maciej Rybus. A graliśmy z Albanią, prawdziwy test już wkrótce przeciw Anglikom.

Pech i kontuzje nadal nas nie omijają

Kolejne urazy, absencje i osłabienia to znak rozpoznawczy kadry w 2021 roku. Nie dość, że przed wrześniowymi meczami wypadło pięciu piłkarzy, a z czasem walczy Piotr Zieliński, to jeszcze urazu doznał Bartosz Bereszyński. Na razie nie wiemy, czy obrońca będzie do dyspozycji selekcjonera, ale jego absencja byłaby kolejnym ciosem dla Biało-Czerwonych. Mamy nadzieję, że limit pecha kiedyś się wyczerpie.

PGE Narodowy zdecydowanie był potrzebny

Ostatni mecz na naszym stadionie rozegraliśmy niemal dwa lata temu. Pandemia zamieniła PGE Narodowy w szpital widmo, a widzieliśmy w czwartek, do czego ten obiekt jest potrzebny. Ponad 32 tysiące kibiców, znakomita atmosfera i ten wyjątkowy Mazurek Dąbrowskiego. Oby nikt już nie wpadł na pomysł, że ten stadion będzie wykorzystany w inny sposób. Kadra potrzebuje Narodowego, a on bez kadry jest tylko widmem.
Czytaj także:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut