Premier i prezes Przyłębska mogli mieć wpływ na obsadę Sądu Najwyższego – to tylko jedna z ostatnich kontrowersyjnych spraw, które wyniknęły z wiadomości publikowanych w ramach tzw. afery mailowej. Czy rząd powinien w końcu wyjaśnić sprawę wyciekających maili? Szef klubu PiS Ryszard Terlecki sądzi, że tak, jednak "jest to praca, która wymaga pewnego czasu".
15 lipca z serwisu Telegram zniknął jeden z kanałów, na którym przez ponad miesiąc publikowano wiadomości mogące pochodzić z prywatnych skrzynek mailowych polityków związanych z obozem rządzącym.
Z doniesień mediów wynikało, że usunięcie kanału to rezultat interwencji polskiego rządu, który podkreślał, że w aferze mailowej pojawiają się też wiadomości nieprawdziwe. Jak się później okazało, kanał zdążył odrodzić się w ciągu jednej doby i nie tylko wznowił publikację materiałów, ale też udostępnił do pobrania swoje archiwum.
Obecnie domniemane rozmowy polityków PiS zamieszczane są między innymi na stronie poufnarozmowa.com. Jeden z najnowszych maili, który ma pochodzić ze skrzynki szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka może potwierdzać obawy o wpływ władzy wykonawczej na Sąd Najwyższy.
Jak informowaliśmy w naTemat, w mailu z 2018 r. Dworczyk miał informować premiera o rozmowach z przedstawicielem Kancelarii Prezydenta Pawłem Muchą oraz z prezes TK Julią Przyłębską w kwestii dotyczącej obsady stanowiska szefa nowej izby Sądu Najwyższego.
Ostatni wyciek wzbudził sporo kontrowersji, dlatego dziennikarze PAP zapytali niedawno w Sejmie Ryszarda Terleckiego, czy rząd wyjaśni sprawę publikowanych w ramach afery maili i odniesie się do ujawnianych informacji.
– Powinien wyjaśnić. Przede wszystkim powinien wyjaśnić, które są autentyczne, a które są jakoś oszustwem – odparł szef klubu PiS. Na uwagę, że tak się jednak nie dzieje, odpowiedział: "Myślę, że zrobi i że robi, tylko to jest praca, która wymaga pewnego czasu".
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut