"Barcelona w Polsce?!" - taki nagłówek znajdziemy w dzisiejszym "Przeglądzie Sportowym". Nie, to nie żart. Leo Messi, Xavi i Andres Iniesta rzeczywiście mogą wystąpić w naszym kraju. Rywalem ma być czołowy polski klub, miejscem - zapewne Stadion Narodowy. Taki plan ma Tomasz Rachwał, właściciel firmy Polish Sport Promotion. Postanowiłem sprawdzić, na jakim etapie jest projekt. I na jakiej zasadzie mógłby zostać sfinansowane.
"Przegląd Sportowy" proponuje nam serię wyliczeń. Barcelona, jak każdy wielki klub, wysoko się ceni. Za mecz pokazowy w Europy z reguły bierze ok. 2 milionów euro, a do tego trzeba jeszcze dorzucić koszty przelotu i pobytu na miejscu. Żeby tę sumę odzyskać, trzeba by cenę biletu ustalić na ponad 200 złotych. Ale to jest Barcelona. Dziennik podaje przykład Splitu, gdzie Barcelona przybyła na mecz z lokalnym Hajdukiem i na trybunach było 35 tysięcy widzów, mimo że najtańszy bilet kosztował w przeliczeniu około 350 złotych.
Łukasz Surzyn jest redaktorem naczelnym FC Barca.com - największego w Polsce serwisu o klubie z Katalonii. Samą ideą rzecz jasna jest zachwycony, uważa ją za możliwość promocji wielkiej piłki nad Wisłą. Większej nawet niż ta, którą widzieliśmy na Euro. Gdy rozmawiamy, zwraca jednak uwagę na dwa problemy, w tym ten z biletami. - Pamiętam, że jak Barcelona grała mecze towarzyskie gdzieś w Europie to ich cena była horrendalna. A przecież Messi czy Iniesta to idole głównie młodych kibiców, których niekoniecznie byłoby stać na wyłożenie 200 czy 300 złotych - tłumaczy mi Surzyn. Dodaje, że o pomysłach sprowadzenia Barcelony do Polski słyszał już wcześniej. Jednak tamte projekty nie dochodziły do skutku.
Dziwne te liczby, podstawą jest biznesplan
Czemu teraz ma być inaczej? Dzwonię do Polish Sport Promotion. Rachwała nie ma, ma szereg spotkań, ale jest Jakub Kwiatkowski. Kiedyś był rzecznikiem prasowym PZPN, dziś pracuje w PSP. Dziwią go niektóre fakty, przytoczone w "Przeglądzie". - Nie przywiązywałbym zbyt dużej wagi do kwot, które tam podaną. Dziennikarze mają to do siebie, że lubią tak sobie wyliczać, podzielić coś najprostszą metodą, a potem mieć wynik - mówi Kwiatkowski w rozmowie z naTemat. A potem dodaje: - W całym tym przedsięwzięciu kluczowy jest zrównoważony biznesplan.
Na czym miałby polegać? Przede wszystkim na tym, że to nie jest prosty, zerojedynkowy schemat. Taki na zasadzie - wydajemy 2 miliony euro, to musimy je odzyskać z biletów. Środki pozyskiwanie funduszy są wszelakie, a przy tego typu meczach, czy szerzej - przy towarzyskich turniejach - częstym przypadkiem jest pojawienie się możnego sponsora. - Mogę nawet podać panu dwa takie przykłady. W Monachium jest turniej Audi Cup, a w Londynie, na obiekcie Arsenalu, regularnie rozgrywa się Emirates Cup. Dwie wielkie marki, firmy, którym zależy na reklamie przez dobry futbol - mówi Kwiatkowski.
Gra na jeden kontakt na treningu Barcelony:
Pewnie na Narodowym, raczej z Legią
Jest jeszcze druga rzecz. "Przegląd Sportowy" spekuluje, że z Barceloną zmierzyłby się ktoś z trójki: Legia, Wisła, Lech. Tyle, że mecz nie musiałby się odbywać na którymś z ich obiektów. Można by go rozegrać na przykład na Narodowym. Mógłby przyjść komplet, czyli ponad 56 tysięcy osób. A co za tym idzie, wejściówki wcale nie musiałyby tyle kosztować.
- Rzeczywiście najlepszym pomysłem na lokalizację meczu jest Narodowy. Jeżeli chodzi o kluby, to jestem przekonany, że każdy z tych trzech bardzo chciałby zagrać z Barceloną. Przecież ich piłkarze mierzyliby się z Messim, który jest nie tylko najlepszym teraz graczem świata, ale może w ogóle najlepszym w historii. Bardzo byśmy też chcieli, by jak najwięcej Polaków zobaczyło go na żywo - tłumaczy Kwiatkowski. Po chwili dodaje, że skoro mecz miałby odbyć się na Narodowym, to najbliżej gry w nim byłaby pewnie Legia. Bo też z Warszawy, bo najbliżej na takie wydarzenie mieliby ludzie, którzy ją dopingują na co dzień.
Wszystko zaczęło się od tego, że wspomniany Rachwał był 8 sierpnia w Goteborgu na towarzyskim meczu Barcelony z Manchesterem United. Zachwycił się, zaczął marzyć o podobnym spotkaniu nad Wisłą. Tyle że koszty ściągnięcia dwóch takich zespołów są niebywałe. Ale jeden z nich? To, jak widać po powyższych fragmentach, jest już do zrobienia.
Barcelona to inny świat
Raczej nie ma obaw, że Barcelona zaakceptowałaby propozycję, przyleciała do Polski, byłaby wielka otoczka medialna, a potem w samym meczu Hiszpanie wystawiliby rezerwy. Też świetnych piłkarzy, ale nie tych największych. Są na to bowiem odpowiednie zapisy w kontrakcie. Zapraszasz czołowy klub świata? Masz prawo wymagać, zastrzec, że na murawę ma wybiec w najsilniejszym składzie.
Tak było między innymi na niedawnym turnieju Polish Masters we Wrocławiu, w którym, oprócz Śląska, wystąpiły też Benfica Lizbona, PSv Endhoven i Athletic Bilbao. W drużynie z Kraju Basków zabrakło dwóch gwiazd, ale to dlatego, że Fernando Llorente i Javi Martinez mieli zagwarantowaną możliwość odpoczynku po Euro 2012.
Bramka z meczu Śląsk - Benfica na Polish Masters:
Polish Masters to przykład imprezy nieudanej. Trybuny wrocławskiego stadionu świeciły pustkami, a po fakcie okazało się, że całe przedsięwzięcie przyniosło kilka milionów złotych straty. Przedsięwzięcie, którego pomysłodawcą i współorganizatorem było właśnie Polish Sport Promotion.
- Tak, przyznaję, to prawda. Nie robimy z tego tajemnicy. Ale przy całym szacunku dla tamtych drużyn, one a FC Barcelona to dwa inne piłkarskie światy. Tutaj czołowe zespoły z Hiszpanii, Holandii i Portugalii, a tutaj zdaniem wielu najlepszy klub świata. Śmiało chyba można powiedzieć, że tak znakomity klub nie grał jeszcze nigdy meczu towarzyskiego w Polsce - przekonuje Kwiatkowski.
Rzeczone spotkanie miałoby się odbyć w przerwie letniej po zakończeniu obecnego sezonu. Najprawdopodobniej w lipcu, być może w sierpniu. Negocjacje w tej sprawie trwają.
Reklama.
Jan Urban
w "Przeglądzie Sportowym":
Pamiętam, że już w przeszłości miało dojść do meczu Legia Warszawa – FC Barcelona. Było bardzo blisko tej potyczki, ale w końcu ktoś nas finansowo przebił i Katalończycy pojechali w inny rejon świata. Dla kibiców takie starcie byłoby wielkim wydarzeniem, a dla piłkarzy ogromnym wyzwaniem. To byłby dla moich podopiecznych taki porządny trening biegowy, bo sporo by się nabiegali za piłką.
Karol Klimczak, prezes Lecha
w "Przeglądzie Sportowym"
Otrzymaliśmy propozycje od FC Barcelony i Manchesteru United. Bez wątpienia byłoby to wielkie święto futbolu, ale po usłyszeniu ceny, musieliśmy odmówić.