Adam Bodnar: Drogi Polaku, do której Polski Tobie bliżej?
Adam Bodnar
29 września 2021, 10:22·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 września 2021, 10:22
W jednej Polsce Minister Spraw Wewnętrznych pokazuje na konferencji prasowej obrzydliwe zdjęcia, aby tylko zniechęcić rodaków do uchodźców i migrantów, stworzyć w głowach Polaków jednoznacznie negatywne obrazy, obudzić poczucie zagrożenia. Dokładnie w ten sam sposób, jak to się działo w czasie kampanii wyborczej w 2015 r. Wtedy były słowa. Teraz są obrazy.
Reklama.
W drugiej Polsce europarlamentarzystka, oddana przez całe życie pracy na rzecz uchodźców, jedzie na wschodnią granicę, aby upomnieć się o podstawowe prawa człowieka. Nie może pełnić swojej posługi, choć nawet w czasie wojny w Jugosławii jej się to udawało.
W jednej Polsce funkcjonariusze Straży Granicznej odsyłają na stronę białoruską każdą osobę, która przekroczy granicę Rzeczypospolitej, nie przyjmując wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej, ignorując obowiązujące postanowienia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wiedząc, że kolejne osoby giną z wyziębienia.
W drugiej Polsce organizacje społeczne zrzeszają się w Grupie Granica. Bo razem jest raźniej. Bo skoro od wielu lat pomagają uchodźcom i migrantom, to teraz tym bardziej mają obowiązek być jak najbliżej tych potrzebujących pomocy. Z kolei grupa lekarzy i ratowników medycznych we wstrząsającym apelu domaga się dopuszczenia do granicy, celem ratowania życia ludzkiego.
W jednej Polsce pracownicy TVP i innych mediów rządowych bezkrytycznie powielają przekaz władzy. Nagłaśniają, uzasadniają, wzmacniają. Pokazują zdjęcia ze słynnej konferencji prasowej, dokonują bezkrytycznej egzegezy każdego słowa ministra spraw wewnętrznych, rzecznika służb specjalnych czy przedstawicieli Straży Granicznej. Wyśmiewają się z tych, którzy mają czelność mieć inne zdanie lub którzy kierują się ludzką potrzebą niesienia pomocy.
W drugiej Polsce dziennikarze za wszelką cenę chcą się dostać na granicę. Chcą zobaczyć jak naprawdę jest w Usnarzu Górnym, chcą wykonywać swój zawód — misję przekazywania społeczeństwu rzetelnych informacji. Nie mają na to szansy. Nie po to władza wprowadzała stan wyjątkowy, aby teraz pozwalać dziennikarzom na normalną pracę. Co więcej, dziennikarze są zatrzymywani do przydługich czynności kontrolnych, jak chcą się przyglądać interwencjom dokonywanym w stosunku do migrantów poza strefą stanu wyjątkowego.
Czytaj także: Pojechaliśmy na granicę polsko-białoruską. To, co zobaczyliśmy, jest porażające...
W jednej Polsce migranci i uchodźcy od lat przedstawiani są przez przedstawicieli władzy jako potencjalni terroryści. Już kilka lat temu z powodu rzekomego zagrożenia bezpieczeństwa min. Mariusz Błaszczak nie chciał się zgodzić na korytarze humanitarne, choć zabiegał o to Kościół katolicki.
W drugiej Polsce w lutym 2020 r. na karę pozbawienia wolności jednego roku zostało skazane polskie małżeństwo, które przyniosło ładunek wybuchowy na Marsz Równości w Lublinie. Minister Spraw Wewnętrznych nie organizował na ich temat konferencji prasowej, choć to dzięki aktywności policji udało się uchronić uczestników Marszu przed tragedią. Nie grzmiał, że policji udało się złapać potencjalnych terrorystów.
W jednej Polsce Rzecznik Praw Dziecka poświęca sporo uwagi wojennym losom dzieci, ofiarom totalitaryzmów. Pisze do Ministra Edukacji i Nauki, że o ich losie należy uczyć w szkole, bo „tragiczne losy najmłodszych pokoleń Polaków mają szczególny wymiar. Ukazują bezmiar okrucieństwa zbrodni niemieckich i sowieckich dokonywanych na całkowicie bezbronnych ofiarach.”
W drugiej Polsce portal onet.pl publikuje reportaż o 16-latku, który zmarł z wyziębienia i został odnaleziony na granicy. To pierwsza dziecięca ofiara. Na granicy koczuje niestety więcej dzieci. Trudno doszukać się jednak działań Rzecznika Praw Dziecka w tej sprawie. A mógłby choćby wyjaśnić okoliczności śmierci 16-latka. Ma do tego narzędzia. Ale pewnie łatwiej zajmować się przeszłością niż teraźniejszością.
W jednej Polsce media w obszernym materiale „Partia i Spółki” odnotowują, że adwokaci znaleźli intratne posady w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa.
W drugiej Polsce adwokaci nocami piszą kolejne skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jeżdżą na granicę, za wszelką cenę chcą zapewnić ochronę prawną dla osób starających się o ochronę międzynarodową. Nie są dopuszczani do swoich klientów, wbrew prawu międzynarodowemu.
W jednej Polsce przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych za wszelką cenę chcą udowodnić, że postanowienia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Polski nie obowiązują. Uzasadniają, że Polska miała prawo wprowadzić przepisy pozwalające na tzw. push-back, czyli „odpychanie” cudzoziemców, bez możliwości starania się o ochronę międzynarodową.
W drugiej Polsce sześciu wybitnych profesorów prawa rezygnuje z członkostwa w Doradczym Komitecie Prawnym przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Piszą, że „zgodnie z przyjętą od okresu międzywojennego zasadą, żadne państwo nie może powoływać się na swoje prawo wewnętrzne dla niewywiązywania się z zobowiązań międzynarodowych.” Czara goryczy się u nich przelała.