Nie pasuje do stereotypu żony czy dziewczyny piłkarza. Jej życie nie toczy się wokół kolejnych imprez, robienia dookoła siebie szumu i malowania paznokci. W jej życiu jest inna pasja. Karate. Anna Stachurska - narzeczona Roberta Lewandowskiego. Medalistka mistrzostw świata i Europy. Ma drugi dan, co oznacza, że na ulicy lepiej nie wchodzić jej w drogę.
Konto na Facebooku ma chronione, ale widać zdjęcie główne i fotografię w tle. Na pierwszym planie Ania jest uśmiechnięta, w stroju reprezentacji Polski. Reprezentacji karate. Na drugim, tym w tle, mamy dwa nazwiska. Strzelców bramek z pierwszej połowy meczu Borussii Dortmund z Realem. Z prawej strony Cristiano Ronaldo. Z lewej i, co chyba równie ważne, nad nim - Robert Lewandowski. To taki rodzaj manifestu. Pokazanie, że Ronaldo, owszem, może być sobie wielką gwiazdą, ale dla niej i tak dużo ważniejszy jest Robert.
Treningi, a potem wspólne powroty
Poznali się na pierwszym roku studiów, na czymś w rodzaju zjazdu zapoznawczego przed rozpoczęciem zajęć. – Tak się złożyło, że trenowałam karate w Pruszkowie, a Robert grał akurat w drugiej lidze, w miejscowym Zniczu. Mieliśmy treningi bardzo blisko siebie i wspólnie z nich wracaliśmy - wspomina Stachurska w rozmowie z naTemat.
Potem Robert błyskawicznie ruszył do góry. Najpierw Lech Poznań, teraz Borussia Dortmund. Zdaniem wielu jest najlepszym polskim piłkarzem. Stachurska, mimo że jest medalistką mistrzostw Europy, pozostała nieco w cieniu. Ale rozumie, że karate nigdy, przynajmniej po części, nie będzie tak popularne jak piłka nożna. - Każdy wie, że nie możemy konkurować z futbolem. Weźmy taką sytuację - przychodzi osoba z ulicy na trening karate, ogląda walczących ludzi i zastanawia się, o co w tym chodzi. Ale jak przypadkiem zobaczy trening piłkarski, to moim zdaniem, szybciej może zrozumieć zasady. Osoby uprawiające karate wkładają także dużo pracy i zaangażowania w to co robią - tłumaczy.
Klub karate w Pruszkowie powstał w 1999 roku. Rok po tym, jak Katarzyna Krzywańska, kuzynka Ani, zdobyła mistrzostwo świata. Stachurska była niejako skazana na właśnie tę dyscyplinę, bo utytułowanym karateką był też jej wujek, Paweł Krzywański. Ale rodzina to jedno. Drugie to pasja. - Pamiętam, że jak byłam mała, mama zaprowadziła mnie na zajęcia z baletu. Od razu wiedziałam, że to nie dla mnie - mówi. Dziś uprawia karate. Dyscyplinę, w której, jak słyszę od moich rozmówców, kluczowe jest doskonalenie duchowe, dążenie do perfekcji. Stachurska zgadza się z tym, ale po chwili dodaje, że preferuje specjalizację kumite. Kumite to walka z przeciwnikiem.
Wątpliwości? Nigdy
Wcześniej karate uprawiała, ale też prowadziła treningi. Teraz, gdy tylko może, przebywa z Robertem w Dortmundzie, dlatego na nauczanie ma dużo mniej czasu. Czasem pojedzie na jakiś obóz i służy fachową pomocą. - Miałam wielu młodych uczniów, których entuzjazm szybko opadał. Trzynastoletni chłopcy, którzy bardzo szybko wątpią w to, czy do czegoś dojdą. I rezygnują z treningów. Ja takich wątpliwości nigdy nie miałam. Żeby coś osiągnąć, trzeba cały czas wierzyć i nie poddawać się- przekonuje Stachurska.
Lewandowski i Stachurska w rozmowie ze sport.pl:
Kilka tygodni temu w Łodzi odbywały się mistrzostwa świata. Taka impreza, jedna z ważniejszych w karierze Stachurskiej i do tego w Polsce. Liczyła na medal w konkurencji indywidualnej. Bardzo liczyła. Niestety, skończyło się tylko (tylko?) na srebrze w drużynie. Była zawiedziona. Jerzy Szcząchor, trener, który prowadzi ją w Pruszkowie od 11 lat, mówi w rozmowie z naTemat: - Czuliśmy duży niedosyt. Ania była gotowa na sukces indywidualny, medal był w jej zasięgu. Ale wierzę w to, że jeszcze w przyszłości po niego sięgnie.
Wolę działać werbalnie
Posiada drugi dan, co oznacza, że lepiej nie wchodzić jej w drogę. Nie zaczepiać na ulicy, nie mówić przy niej źle o Robercie. - Poradziłaby sobie bez używania chwytów karate. Zresztą Ania jest bardzo ekspresyjną osobą, która wie, jak iść przez życie - mówi mi Szcząchor. Pytam Stachurską, czy nabyte umiejętności przydały jej się kiedykolwiek poza matą. - Wychodzę z założenia, że swoje racje powinno się przedstawiać przede wszystkim werbalnie. To najlepsza metoda. Ale nie ukrywam, że jak gdzieś idę ciemną ulicą, pomaga mi świadomość tego, jak mam opanowane karate - odpowiada.
Szcząchor mówi, że Ania nie tylko wie, czym jest spalony i dlaczego piłkarz za dwie żółte kartki musi opuścić boisko. I dlaczego ten jeden gość ubrany jest na czarno i ktoś wyposażył go w gwizdek. Kiedyś piłką trochę się interesowała, teraz wręcz stała się piłkarskim ekspertem. Sama zainteresowana tak się do tego odnosi: - Oczywiście, że pokochałam futbol. Myślę, że można ze mną o nim porozmawiać. Oglądam wiele spotkać, a na te najważniejsze chodzę. I bardzo się cieszę, jak Robert zdobędzie bramkę albo zaliczy asystę.
Bandażowanie stopy zamiast malowania paznokci
Często możemy czytać o żonach, narzeczonych najlepszych piłkarzy świata. Wiele z nich to celebrytki, w Anglii uknuto nawet specjalne sformułowanie. WAGs, od tamtejszego Wives And Girlfriends. Dziewczyny wcale nie chcą być w cieniu swych mężczyzn. Gdy rozgrywany jest wielki piłkarski turniej, często imprezują, pojawiają się w mediach, wywołują skandale.
Stachurska na Balu Mistrzów Sportu:
W Polsce nie mamy zbyt wielu WAGs, o kobietach piłkarzy mało się mówi. Ich życie to z reguły prowadzenie domu, robienie zakupów, czasem zajmowanie się dzieckiem. Stachurska jest ewenementem, bo nie dość, że uprawia sport, oryginalny sport, to jeszcze daleko w nim zaszła. Zamiast z pietyzmem malować paznokcie, musi na przykład bandażować opuchniętą po treningu stopę. Bo karate to sport kontuzjogenny. Nie tak jak boks, niemniej urazy nosa czy palca są na porządku dziennym.
Choć może się wydawać, że trochę nie pasuje do środowiska, nie ma żadnego problemu ze spędzaniem czasu z innymi partnerkami piłkarzy. Ba - wiele z nich to jej przyjaciółki. - Często spotykam się z Ewą Piszczek, Agatą - żoną Kuby Błaszczykowskiego czy np. Sandrą, dziewczyną Wojtka Szczęsnego. I wie pan co? Żadna z nich nie lubi tego stereotypu żony piłkarza. To są sympatyczne dziewczyny, które pokończyły szkoły, a teraz część z nich wychowuje dzieci. Mają obowiązki. Póki co jestem jeszcze młoda i mogę czerpać radość ze sportu. Ale za kilka lat też pewnie będzie dziecko, zakupy, przygotowywanie posiłku. I również będę czerpać z tego dużą satysfakcję - kończy Stachurska.
Karate jest nie tylko sportem, lecz także sztuką walki i pewną ideą, nauką życiową. Uczy szacunku dla innych, pokory. Zaczynamy od ukłonu do przeciwnika, oznaki uznania i szacunku do tego, co robimy. Odpowiednio musimy traktować ubiór, czyli kimono. W określony sposób je wieszamy, zawsze musi być czyste, a my wyglądać schludnie. Pewne zasady przekładam na życie codzienne, jak choćby punktualność, mobilizację, dążenie do założonych sobie celów. Samo karate ma wiele odmian. Ja preferuję kumite, czyli walkę z przeciwnikiem.
Stachurska, o mieszkaniu w Dortmundzie
fragment rozmowy z "Przeglądem Sportowym":
Robert czasami mi pomaga. Wiadomo, że w naszym związku to ja się muszę podporządkować partnerowi. Dlatego w domu w Dortmundzie mam salkę z matami, lustrami, workami, jak potrzebuję pomocy w treningu, to Robert jest na miejscu.