
Reklama.
W relacji na Instagramie kobiety poinformowały, że producent nie pozwolił im wejść do montażowni. Doda przekazała, że pracownicy, z którymi od dawna uzgadniała kwestie dotyczące końcowej wersji produkcji, nie otworzyli jej drzwi.
Czytaj także:Twierdzi, że zrobili to ze względu na prośbę jej byłego partnera, Emila Stępnia. Rabczewska i Sadowska przekonywały, że film wymaga skrócenia. – Wszyscy mówią, że film jest za długi. Czujemy się wykorzystane, kopnięte w tyłek i Emil jest jedynym królem i władcą tego filmu – przyznały.
– Ja jako producent kreatywny w obecnej sytuacji niestety muszę stwierdzić teraz głośno, że nie biorę odpowiedzialności za ten materiał filmowy i Maria również, jako reżyserka, ponieważ zostało nam uniemożliwione dokończenie pracy nad nim – zaznaczyła Doda.
Emil Stępień reaguje na zarzuty Dody i Sadowskiej
Stępień postanowił odnieść się do tych słów. "Ani Maria Sadowska nie podołała temu filmowi, jak i poprzedniej "Sztuce kochania o Michalinie Wisłockiej", ani p. Dorota Rabczewska nie jest tak zdolna, jak się próbuje lansować. Przestańcie Państwo ślepo prowadzić się tanim medialnym zagrywkom celebrytów" – napisał w oświadczeniu dla Plejady."Film jest już w pełni ukończony i zabezpieczony do dystrybucji polskiej i międzynarodowej. Jestem producentem tego filmu i nie pozwolę aby w ciszy, bez mojej wiedzy, za moimi plecami - bo tak to wyglądało - ingerować w film" – dodał Stępień.
"Informacje, jakimi te panie żonglują na pokaz medialny, są upozorowane "pod publikę". Proszę o upublicznienie tych, w których proszono moich partnerów biznesowych, aby - cytuje - 'tylko nic nie mówić Emilowi'" – stwierdził producent.
"Obydwie Panie, jak chcą się bawić w produkcje, niech zbudują swój własny projekt. A przy tym projekcie niech uszanują to, co dostały i znają swoje miejsce w szeregu" – podsumował biznesmen.
Przypomnijmy, że Doda i Stępień są w trakcie rozwodu. Jednak producent filmowy nie stawił się na ostatniej rozprawie.
Czytaj także: