Bodnar: Skoro Przyłębska prawie nie orzeka, mamy prawo wiedzieć, jak wygląda jej kalendarz
Adam Bodnar
05 października 2021, 16:33·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 października 2021, 16:33
Europejski Trybunał Praw Człowieka od lat orzeka w sprawach dotyczących wolności słowa. Z różnymi sprawami do Trybunału w Strasburgu zwracali się dziennikarze, politycy, artyści, sędziowie, lekarze, działacze organizacji społecznych. Wśród nazwisk skarżących można znaleźć wręcz przekrój polskiego świata dziennikarskiego i politycznego: Marcin Kącki, Bertold Kittel, Andrzej Stankiewicz, Grzegorz Braun, Jacek Kurski, Andrzej Zybertowicz czy Dorota Kania.
Reklama.
Art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka stwierdza, że wolność słowa obejmuje „wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych”. Praktycznie wszystkie rozstrzygane do tej pory sprawy dotyczyły „przekazywania” informacji i idei.
Skarżący twierdzili, że ich wolność słowa została naruszona ze względu na brak możliwości wypowiadania (przekazywania) określonych poglądów i opinii. Wiązało się to najczęściej z karami i innymi obowiązkami (np. obowiązek zapłacenia zadośćuczynienia) nakładanymi przez polskie sądy za wypowiedzi publiczne lub publikowane artykuły.
Mało kto zastanawiał się jednak, co oznacza, że wolność słowa gwarantowana art. 10 Konwencji obejmuje również wolność „otrzymywania informacji”. Europejska Konwencja Praw Człowieka nie określa oddzielnego prawa dostępu do informacji publicznej tak jak art. 61 naszej Konstytucji. A przecież bez „otrzymywania informacji” trudno jest wykonywać pracę dziennikarza czy działacza społecznego.
To się zmieniło ze skargą Węgierskiej Unii Swobód Obywatelskich. W kwietniu 2009 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka po raz pierwszy uznał, że art. 10 Konwencji obejmuje również wolność „otrzymywania informacji”. Węgierska organizacja nie mogła uzyskać informacji od Trybunału Konstytucyjnego na temat dokumentów w postępowaniu dotyczącym odpowiedzialności karnej za posiadanie narkotyków.
Trybunał w Strasburgu uznał, że działalność organizacji węgierskiej należy porównać do działalności dziennikarzy – pozyskiwanie informacji służy interesowi publicznemu, gdyż organizacje stoją na straży (tzw. watchdog) publicznej debaty. Dlatego Trybunał w Strasburgu stwierdził naruszenie art. 10 Konwencji i uznał, że odpowiednie dokumenty powinny zostać ujawnione organizacji.
Od tego czasu Trybunał wydał kilka wyroków na ten temat – np. w sprawach z Serbii oraz z Austrii. Jednak wciąż brakowało sprawy z Polski, choć problemów z dostępem do informacji publicznej było co niemiara. Mamy wreszcie szansę na przełom.
Trybunał w Strasburgu zakomunikował skargę Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska na naruszenie prawa dostępu do informacji publicznej (skarga nr 10103/20). Watchdog Polska chciał uzyskać dostęp do kalendarza Julii Przyłębskiej oraz Mariusza Muszyńskiego w okresie pierwszego półrocza 2017 r.
To był bardzo ważny okres w działaniu Trybunału Konstytucyjnego, kiedy media donosiły o tym, że przedstawiciele władzy mogą wywierać nieuprawniony wpływ na jego codzienne funkcjonowanie. Jednakże takiej informacji o terminarzu spotkań organizacja Watchdog Polska nie uzyskała.
Trybunał Konstytucyjny zasłaniał się tym, że kalendarze osób wykonujących funkcje publiczne nie są informacją publiczną. Skargi do sądów administracyjnych niewiele dały. Zarówno WSA w Warszawie, jak i NSA odmówiły stwierdzenia, że terminarz spotkań powinien zostać udostępniony. W tej sytuacji Watchdog Polska postanowił szukać ochrony prawnej przed Trybunałem w Strasburgu.
Co oznacza komunikacja skargi? To jeszcze nie wyrok. To etap, kiedy Trybunał podaje sprawę do wiadomości publicznej. Zatem po dokonaniu wstępnej analizy uznaje, że potencjalnie mogło dojść do naruszenia praw człowieka i prosi rząd danego państwa o ustosunkowanie się, przedstawienie swoich uwag (tzw. obserwacji). Rząd może także dążyć do ugody.
Do sprawy mogą również przystąpić zewnętrzne organizacje społeczne i przedstawić tzw. opinie przyjaciela sądu. Słowem na tym etapie jest już o sprawie głośno i zanim zapadnie wyrok może być ona na różne sposoby komentowana czy wspierana.
Wyobraźmy sobie, że za kilka miesięcy, może rok, Trybunał w Strasburgu przesądzi, że faktycznie Sieć Obywatelska Watchdog Polska ma rację. Byłby to ważny precedens dla polskich władz. Teraz bowiem stosują one różne metody odmowy lub odwlekania udostępnienia informacji publicznej.
W przypadku odmowy Trybunału Konstytucyjnego, będącej podstawą skargi Watchdog Polska, została zastosowana strategia „dokumentu wewnętrznego”. Skoro określone informacje, notatki, memoranda, dokumenty robocze stanowią „dokument wewnętrzny” służący funkcjonowaniu organu władzy, to nie należy go ujawniać.
Ale to organ władzy może tak uznać, a jak obywatel uważa inaczej, to może sądzić się o to przed sądami administracyjnymi. Inna praktyka to uznanie, że żądane informacje wymagają „przetworzenia”, a więc zebrania danych z różnych źródeł oraz czasochłonnej pracy urzędników. Zgodnie z prawem wnioskodawca musi wykazać, że pozyskanie tej informacji jest szczególnie istotne dla interesu publicznego.
W praktyce jest to najczęściej wytrych służący organom władzy do opóźnienia udzielenia jakiejkolwiek informacji, a dziennikarze czy organizacje społeczne sądzą się przed sądami administracyjnymi, że uzyskanie danej informacji wcale nie wymagało „przetworzenia”.
Stosowane przez organy władzy praktyki odmowy dostępu do informacji publicznej zostały niedawno pokazane w aferze #Dworczykleaks. Z maili ujawnionych 23 września 2021 r. wynika, że jeden z doradców Premiera Morawieckiego wskazywał, jak sobie poradzić z wnioskami o dostęp do informacji publicznej dotyczącymi lotów Marszałka Sejmu M. Kuchcińskiego.
Na pytanie, co z tymi wnioskami można zrobić, opisuje kilka opcji. Pisze — możemy to „Odroczyć — (przetwarzanie informacji, etc.) i dać po wyborach”. Z tym scenariuszem działania miał się zgodzić Premier Mateusz Morawiecki.
Przyznanie racji Stowarzyszeniu Watchdog Polska przez Trybunał w Strasburgu oznaczać może także zasądzenie zadośćuczynienia. W tego typu sprawach są to zazwyczaj kwoty 5.000 – 10.000 EUR. Jednak nie pieniądze są ważne. Wyrok przetarłby szlak dla innych organizacji społecznych i działaczy, a być może miałby większe działanie dyscyplinujące dla polskich organów władzy.
Sprawa Watchdog Polska ma także wymiar polityczny. Stowarzyszenie pytało się o kalendarz Julii Przyłębskiej. Na wokandzie Trybunału Konstytucyjnego znajduje się obecnie do końca roku tylko jedna sprawa.
Moim zdaniem sprawa i tak powinna być wycofana, bo dotyczy zakwestionowania członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Skoro sędzia Przyłębska prawie nie orzeka, to opinia publiczna powinna wiedzieć, jaki jest jej kalendarz i jakie ma plany do końca roku. Dzięki pracy takich organizacji jak Sieć Obywatelska Watchdog Polska mamy szansę na większą kontrolę tych, którzy wykonują władzę w naszym imieniu.