Orzeczenie TK ws. UE wywołało wstrząs nie tylko w Polsce. Jeszcze nigdy – jak podkreślają prawnicy od prawa unijnego – żaden kraj nie podważył fundamentów UE tak, jak właśnie robi to Polska. Tymczasem rząd powołuje się na przykłady innych państw, podkręcając emocje, że "im wolno, a nam nie". – Kompletnie nie można tego porównywać, to nieuczciwe – mówi jeden z prawników. Oto jak tłumaczą, dlaczego to zupełnie inne sprawy.
– Po raz pierwszy mamy do czynienia z wyrokiem przeciwko unijnym traktatom – tak orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego skomentował komisarz ds. wymiaru sprawiedliwości Didier Reynders.
Polski rząd i jego zwolennicy idą jednak w zaparte. Powołują się na przykłady innych państw, twierdzą, że ich trybunały konstytucyjne też podważały nadrzędność prawa unijnego nad krajowym i nie wywoływało to w Europie emocji.
– Podobne orzeczenia były przecież wydawane we Francji, w Danii, w Niemczech, we Włoszech, w Czechach, w Hiszpanii czy w Rumunii – mówił premier Morawiecki. Komunikat w tej sprawie wydał również MSZ.
Taka narracja zbiera już żniwo. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod artykułami w internecie. "Nie rozumiem, o co chodzi Komisji Europejskiej w tej sytuacji. Identyczne wnioski podjęły Francja czy Niemcy, jak widać mamy do czynienia z państwami kilku kategorii" – to jedna z pierwszych, przypadkowych, opinii.
Wprowadzanie ludzi w błąd
Jednak prawnicy specjalizujący się w prawie międzynarodowym i unijnym nie mają złudzeń, że to nie to samo. – Kompletnie nie można tego porównywać! – reaguje w rozmowie z naTemat prof. Piotr Bogdanowicz prawnik, specjalista w zakresie prawa europejskiego z UW. Mówi, że wśród prawników to temat numer jeden. Jest bardzo duża dyskusja i zdecydowanie jest oburzenie, choć środowisko jest spolaryzowane.
Co sam czuje jako prawnik? – Pierwsze moje wrażenie jest takie, że to jest nieuczciwe. To jest świadome wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Można powiedzieć, że jest to kłamstwo – mówi.
Czy kiedykolwiek w UE był podobny przypadek takiego orzeczenia? – Nie. Ten jest pierwszy. Polska jest pierwszym krajem w historii UE, który to zrobił. Polska tworzy precedens – odpowiada.
Prof. Aleksander Cieśliński z Katedry Prawa Międzynarodowego i Europejskiego Uniwersytetu Wrocławskiego zauważa, że rządzący w Polsce nie pierwszy raz podpierają się przykładem innych krajów. Tak robił m.in. wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
– Gdy wprowadzano zmiany w sądownictwie i próbowano udowodnić, że sędziowie u nas w ogóle nie powinni się politycznie wypowiadać, wiceminister Kaleta argumentował, że przecież my robimy dokładnie to samo, co jest we Francji. Potem okazało się, że sędziowie nie tylko mogą demonstrować, ale mogą należeć do partii politycznych, a jedyne, czego prawo francuskie zabrania to zajmowanie stanowiska politycznego na rozprawie. To pokazuje, że niestety często w wypaczony sposób podawane są nam informacje na temat tego, co dzieje się w innych krajach – mówi naTemat.
Dlatego, jak podkreśla, przykład orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest tylko pozornie podobny do tych w innych krajach. Jak w innych przypadkach, gdy rządzący również powoływali się na przykłady z zagranicy.
– Apel do ludzi jest taki, by tak łatwo nie ufali wypowiedziom polityków partii rządzącej. One służą wprowadzaniu opinii publicznej w błąd. Nie dajcie się ludzie wprowadzać w błąd. Rząd chce doprowadzić do tego, by nie musiał wykonywać przepisów, które będą dla niego niewygodne – ostrzega prof. Cieśliński.
Tym razem wiceminister Kaleta zamieścił na Twitterze mapę państw, na które powołuje się rząd i po kolei opisuje wyroki trybunałów w każdym z nich.
Ale eksperci tłumaczą, na czym polega różnica.
Dlaczego nie można porównywać tych spraw
– Tam były przypadki incydentalne, czasami poważne jak np. wyrok sądu w Karlsruhe ws. emisji wspólnych obligacji, które i tak zostały wyemitowane. Ale to sprawy jednostkowe i w tych krajach nikt nie niszczy niezawisłego sądownictwa. W Polsce dotyczy to sprawy systemowej, czyli funkcjonowania całego wymiaru sprawiedliwości od Trybunału przez neo-KRS po nękanie sędziów. Na tym polega zasadnicza różnica. Nie można tego porównywać – mówi w rozmowie z naTemat europoseł PO Janusz Lewandowski, były komisarz UE ds. budżetu.
Zaznacza, że my mamy do czynienia nie z problemem, jak w przypadku państw, na które powołuje się rząd, tylko z zamierzonym psuciem niezależnego sądownictwa. – Polska jest krajem systemowego rujnowania rządów prawa i rozmaitych instytucji demokratycznych. Na Polskę trzeba patrzeć całościowo i przez to nie ma odniesień do tego typu przypadków za granicą. Dlaczego rząd podaje takie przykłady? Widzą bardzo poważne reakcje zagraniczne na orzeczenie TK. To jest samoobrona pod ścianą – uważa Janusz Lewandowski.
Polityczna ocena nie odbiega od prawniczej. Prof. Bogdanowicz przyznaje, że jest prawdą, że sądy konstytucyjne innych państw w przeszłości orzekały w sposób niezgodny z prawem Unii Europejskiej. A napięcie między nimi a Trybunałem Sprawiedliwości UE trwa od blisko 60 lat, od fundamentalnego orzeczenia w sprawie Costa przeciwko E.N.E.L z 1964 roku, kiedy TSUE pierwszy raz powiedział o pierwszeństwie prawa UE.
– Ale nie można ich porównywać do orzeczenia polskiego TK – podkreśla. – Przykłady, o których mówi rząd, to przykłady pojedynczych, konkretnych spraw, w których sąd konstytucyjny danego kraju stwierdził, że wyrok TSUE był nieprawidłowy. Na przykład w NiemczechFederalny Trybunał Konstytucyjny zarzucił TSUE, że jego ocena decyzji Europejskiego Banku Centralnego (EBC) w sprawie programu skupu obligacji w strefie euro była błędna, a w konsekwencji akceptowała działania EBC, które wykraczały poza traktatowe kompetencje banku – tłumaczy.
W Czechach w 2006 roku chodziło o rozporządzenie ws. kwot cukrowych. – To świetny przykład, bo po pierwsze porównałbym je raczej do wyważonego wyroku polskiego TK w sprawie traktatu akcesyjnego, a nie rozstrzygnięcia z 7 października, a po drugie nawet pojedyncze orzeczenie nic nie zmieniło. Czesi nie przestali nagle podważać pierwszeństwa prawa UE. Różnica z Polską jest fundamentalna – podkreśla.
We Francji na początku tego roku chodziło o zbieranie danych przez operatorów komórkowych. Theodore Christakis, profesor prawa międzynarodowego i unijnego z uniwersytetu Grenoble Alpes ostrzegał wtedy w "Politico", że takie sprawy mogą być potem wykorzystywane przez państwa, które mają problem z praworządnością. I tak się właśnie dzieje.
W naszym przypadku, jak zaznacza prof. Bogdanowicz, chodzi o podważenie fundamentów UE. – Mówimy wprost, że podważamy zasadę pierwszeństwa prawa unijnego. Mówimy: Teraz to my będziemy decydować o tym, czy coś się mieści w zakresie kompetencji UE, czy nie, i to my będziemy oceniać, w jakim zakresie stosujemy prawo UE. W zasadzie można to zastosować do każdej sprawy – uważa.
" Nikt nie odważał się tych zasad kwestionować"
Prof. Aleksander Cieśliński również nie ma złudzeń. – Tam dotyczyło to kwestii drobnych, incydentalnych, związanych z działaniem instytucji unijnych, na przykład Europejskiego Banku Centralnego w Niemczech. W sprawie francuskiej chodziło o kwestię przetwarzania danych w związku z walką z terroryzmem. Chodziło o konkretne, szczegółowe, specjalistyczne przepisy instytucji unijnych dotyczące prawa wtórnego, czyli prawa tworzonego przez instytucje. To ma fundamentalne znaczenie – wyjaśnia.
Zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz: – Poza przykładem Francji, który jest na tyle świeży, że nie wiadomo, jak się rozwinie, we wszystkich dotychczasowych przypadkach trybunały konstytucyjne krajowe zajmowały pryncypialne stanowisko, mówiąc absolutnie " nie", po czym w praktyce starano się znaleźć rozwiązanie w ramach zasady lojalnej współpracy. Ta zasada jest ważna w kontekście wyroku TK, wynika z art. 4, ust. 3 traktatu o UE.
– Czyli organy krajowe z jednej strony przyjmowały taką deklarację, a z drugiej strony zawsze później starały się znaleźć rozwiązanie w duchu lojalnej współpracy i przyjazne dla prawa unijnego. W praktyce oznaczało to, że mimo tego rodzaju deklaracji państwo respektuje prawo unijne. Tak było w przypadku Danii, Czech i innych państw – tłumaczy.
Prof. Cieśliński podkreśla: – Nasz przypadek różni podważenie fundamentów.
Przypomina trzy fundamenty, na których opiera się UE:
1. Zasada pierwszeństwa prawa unijnego. – Bez niej cały system by się zawalił. Wbrew powtarzanemu 100 razy kłamstwu, nie jest prawdą, że UE nie ma kompetencji do wypowiadania się w tych sprawach. Bo nie chodzi o organizację wymiaru sprawiedliwości tylko o standard niezawisłości sędziowskiej – zaznacza.
2. Zasada lojalnej współpracy
3. Skuteczna ochrona sądowa, co jest fundamentem rządów prawa w UE i niezawisłości sędziowskiej.
– Nikt nigdy nie odważał się tych zasad kwestionować. Nigdy nie było takiego przypadku. Jesteśmy pierwszym krajem – podkreśla prof. Cieśliński.
Jakie mogą być konsekwencje
Ale jest jeszcze coś. – Precedens jeszcze polega na tym, że TK postanowił wypowiedzieć traktaty unijne, a to nawet w zwykłych stosunkach międzynarodowych jest niemożliwe. Nie może być tak, że organ państwa stwierdza, że będzie stosować umowę tylko w pewnym zakresie i będzie sobie wybierać w jakim. To jest coś, co jest absolutnie niewyobrażalne dla najmniej cywilizowanych państw – podkreśla prof. Cieśliński.
Jak czuje się dziś jako prawnik? – Czuję się między dwoma rzeczywistościami, jak moi koledzy w czasach PRL, gdy też było prawo międzynarodowe, tylko Polska go nie przestrzegała – odpowiada.
Podaje przykłady, co może nam grozi. Może tak trafi się do świadomości ludzi.
– Za chwilę może się okazać, że TSUE wyda wyrok w sprawie podatków, w wyniku którego polscy obywatele odniosą sukces w sporze z urzędami skarbowymi. Rząd powie, że jest to sprzeczne z konstytucją. Okaże się, że TSUE wyda kolejny wyrok w sprawie frankowiczów, w wyniku którego banki miałyby ponieść bardzo duże straty. Rząd, chroniąc swoje spółki, powie, że wyrok jest sprzeczny z naszą konstytucją. Za chwilę okaże się, że wyroki polskich sądów np. w sprawach rodzinnych, nie będą wykonywane za granicą, co dotknie Polaków tam mieszkających. A przestępcy, którzy będą w Polsce popełniać przestępstwa, będą uciekać do innych krajów UE i będą bezkarni – tłumaczy obrazowo, jakie mogą nas czekać konsekwencje.
"Sądy te wielokrotnie stwierdzały, że niektóre przejawy działania instytucji Unii Europejskiej, w szczególności Trybunału Sprawiedliwości UE, mają charakter ultra vires, tzn. przekraczają kompetencje przyznane tym instytucjom w traktatach. Orzeczenia takie zapadały m.in. we Francji, w Danii, we Włoszech, w Czechach, w Hiszpanii czy w Rumunii. Najbardziej ugruntowaną linię orzeczniczą w tym zakresie kontynuuje od lat 70. XX w. niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny". Czytaj więcej
Prof. Piotr Bogdanowicz
Myślę, że tu jest bardzo duża rola Komisji Europejskiej, która powinna konsekwentnie występować przeciwko państwom, jeżeli uważa, że sądy konstytucyjne naruszają prawo. Warto podkreślić, że przeciwko Niemcom w sprawie ww. wyroku Federalnego Trybunału Konstytucyjnego KE wszczęła postępowanie. To nie jest tak, że państwa są traktowane wybiórczo. W przeszłości też była skarga przeciwko Francji dotycząca działalności Rady Stanu. KE powinna też podkreślać różnice między tymi sprawami. To trudne, ale konieczne.
Prof. Aleksander Cieśliński
Nasz rząd nie potrafi zrozumieć, że nasz przykład jest inny niż niemiecki, gdyż tam, trybunał konstytucyjny zakwestionował działanie niemieckiego rządu i parlamentu. Czyli zachował się jako niezależny organ wbrew pozostałym władzom. W naszym przypadku jest to tak naprawdę wniosek rządu, którego zależny od rządu trybunał ma zalegalizować nieprzestrzeganie prawa unijnego.
Prof. Aleksander Cieśliński
Oczywiście państwo może uznać, że umowa międzynarodowa godzi w jego interesy. Ale prawo międzynarodowe nie dopuszcza tego, żeby państwo ograniczało stosowanie umów. Prawo międzynarodowe publiczne oparte jest na tym, że umów należy przestrzegać. A Polska jest jedynym krajem, który stwierdził, że nie będzie przestrzegał traktatu albo będzie tylko częściowo.