Robert Bąkiewicz oraz były poseł Artur Zawisza mogą usłyszeć zarzuty gloryfikowania przemocy. Chodzi o słowa lidera Marszu Niepodległości z 2017 roku na temat Janusza Walusia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Zgodnie z prawdą historyczną możemy Januszowi Walusiowi, a przede wszystkim ludzie, którzy tam mieszkają, mogą zawdzięczać to, że być może ukrócił on chociaż o trochę ten terror – powiedział w czerwcu 2017 roku Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Janusz Jakub Waluś to działacz skrajnej prawicy, terrorysta i zabójca czarnoskórego lidera partii komunistycznej Chrisa Haniego.
– Prosimy państwo polskie o to, żeby się zajęło tą sprawą i żeby ściągnęło Walusia, który dla nas jest bohaterem – dodał Robert Bąkiewicz.
Bąkiewicz wziął udział w pikiecie w obronie Polaka, który w RPA odsiaduje wyrok dożywocia. W 1993 roku, chcąc zatrzymać likwidację apartheidu w RPA, zastrzelił przywódcę komunistów Chrisa Haniego.
Robert Bąkiewicz za słowa przed Ministerstwem Spraw Zagranicznych może dostać zarzut pochwalania stosowania przemocy ze względu na przynależność polityczną, za co grozi do pięciu lat więzienia.
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", śledztwo w sprawie kilku manifestacji w obronie Walusia wyłączono z większego postępowania dotyczącego Narodowego Odrodzenia Polski. W ramach tego drugiego, jednemu z liderów NOP postawiono zarzuty, dostać je mają kolejne osoby powiązane z NOP.
Mieli się dopuścić stosowania przemocy, propagowania faszystowskiego ustroju za pośrednictwem wpisów w internecie oraz publicznych wypowiedzi. Zarzuty może usłyszeć też Artur Zawisza, który w 2021 roku przez Ambasadą RPA mówił, że Waluś to bohater, który "powinien być na piedestale, (...) powinien być pamiętany i chwalony".
Robert Bąkiewicz powiedział "Rzeczpospolitej", że skomentuje sprawę tylko wtedy, gdy redakcja da mu możliwość udzielenia obszernego wywiadu prasowego.