Polaryzacja szkodzi opozycji, bo PO z PiS sama nie wygra. Powrót Donalda Tuska pokazał, jak nisko osadzony jest u nich sufit. Na scenie politycznej potrzebne są ugrupowania, które będą w stanie przekonywać do siebie nie tylko niezdecydowanych, ale i dotychczasowych wyborców Kaczyńskiego. Wielu ludzi przecież nigdy już nie zagłosuje na Platformę, bo odczuwa do tej partii głęboką niechęć – mówi #TYLKONATEMAT Paulina Hennig-Kloska.
Rzeczniczka prasowa Polski 2050 w rozmowie z naTemat.pl odnosi się do sondaży, w których jej ugrupowanie nie wypada już tak dobrze, jak na początku roku. Posłanka wyjaśnia nam, z kim oraz w jaki sposób ekipa Szymona Hołowni zamierza walczyć o poszerzenie elektoratu.
Paulina Hennig-Kloska komentuje także kontrowersje wokół jej partyjnych kolegów – Joanny Muchy oraz prof. Wojciecha Maksymowicza, a także odnosi się do spekulacji na temat formuły, w jakiej opozycja może stanąć do kolejnych wyborów parlamentarnych.
Co czujecie w Polsce 2050 patrząc na nowe sondaże?
Paulina Hennig-Kloska: Mamy naprawdę niezłe sondaże. Najważniejsze jest to, aby doszło do zmiany władzy w naszym kraju, a bez Polski 2050 nie będzie to możliwe. Dlatego nie skupiamy się na zmienności sondaży, lecz konsekwentnie dążymy do realizacji naszego głównego celu, którym jest budowanie Ruchu Polska2050. Każdego dnia staramy się przygotowywać do nadchodzącej zmiany.
Może jednak czas, aby zwrócić uwagę na sondażowe trendy? Jeszcze latem średnie poparcie dla PL2050 w ujęciu miesięcznym to było ok. 15 proc., teraz zbliża się do 11 proc.
Wiele sondaży potwierdza, że poparcie dla naszej partii utrzymuje się w okolicach 12-15 proc. Dla nowej siły na scenie politycznej takie sondaże są bardzo dobre, to ogromne zaufanie społeczne, którym obdarzają nas obywatele.
Od wyborów prezydenckich, w których wystartował Szymon Hołownia, utrzymujemy zgromadzone przez niego poparcie i budujemy ruch, który – jak widać po sondażowych trendach – ma znacznie większe zaufanie niż siły które działają od lat jak Lewica, Polskie Stronnictwo Ludowe czy Konfederacja. Uważam to za nasz ogromny sukces.
Na początku roku cieszyliście się jednak nawet 20-proc. poparciem, mając przed sobą tylko Prawo i Sprawiedliwość. Gdzie popełniliście błąd? Co się takiego stało, że poparcie znacząco stopniało, bo chyba nie można wszystkiego zrzucić na „efekt Tuska”?
Sondaże z początku roku odzwierciedlały słabość naszych rywali po stronie opozycyjnej. Pod wpływem konkurencji zaostrzonej przez ekipę Szymona Hołowni coś się jednak u nich ruszyło, wzięli się w garść. To dobrze, że PO się ogarnęła wewnętrznie. Nie ma co ukrywać, że powrót Donalda Tuska i silne spolaryzowanie sceny politycznej odpowiada za to, co obserwujemy w sondażach.
Jak już jednak mówiłam, poparcie na poziomie 15 proc. i pozycja trzeciej siły politycznej to ogromny sukces partii, której lider jest na razie nieobecny w parlamencie i nie może osobiście punktować rządzących oraz prezentować swoich postulatów.
To sukces ugrupowania, które funkcjonuje przecież bez subwencji z budżetu państwa, a jedynie w oparciu o zbiórki publiczne, za które bardzo dziękuję. Wychodzimy jednak z założenia, że Polsce potrzebna jest dziś depolaryzacja, bo wyborcy PiS musza mieć gdzie odpływać a nie odpłyną do znienawidzonej Platformy Obywatelskiej.
Z pewnością nie pomagają też kontrowersje wokół waszych posłów. Za Joanną Muchą wciąż ciągną się podejrzenia ws. przekroczenia uprawnień w związku z organizacją koncertu Madonny na Stadionie Narodowym, a teraz prof. Wojciech Maksymowicz jest oskarżany o – tak to ujmijmy – niezbyt sprawne łączenie funkcji posła z pracą w szpitalu…
Jeżeli chodzi o sprawę Wojtka Maksymowicza, to on przygotowuje już cały stos dokumentów, które udowodnią, że cała ta „afera” wynika wyłącznie ze skandalicznego bałaganu, w jakim okazała się funkcjonować dyrekcja jego szpitala. W skrócie sprawa wygląda tak, że oskarżenia są wysuwane na podstawie opublikowanego harmonogramu dyżurów, a nie rzeczywistej pracy wykonanej przez niego w szpitalu.
Niestety, realia sejmowe są teraz takie, że jesteśmy w stanie planować swój kalendarz z maksymalnie kilkudniowym wyprzedzeniem. W szczycie pandemii, gdy obrady odbywały się zdalnie, ten problem się pogłębił, bo na komisje czy głosowania potrafili nas zwoływać wręcz z godziny na godzinę.
Przewodnicząca naszego koła Hanna Gill-Piątek zwróciła się do prof. Maksymowicza z prośbą o złożenie dodatkowych wyjaśnień. Natomiast w sprawie Joanny Muchy mogę dodać tylko tyle, że prokuratura lata temu umorzyła te sprawę, a obecnie ma ona charakter polityczny.
A czy odpływ części wyborców nie jest spowodowany tym, że Szymon Hołownia w sprawie kryzysu migracyjnego minął się z emocjami dominującymi wśród Polaków?
Od początku kryzysu migracyjnego Szymon Hołownia wskazuje, że granice Polski muszą być bezpieczne i musimy wiedzieć, kto do naszego kraju przybywa.
Hołownia wzywa jednak by granice chronić zgodnie z procedurami – pomóc naprawdę
potrzebującym, a odsyłać tych, którzy nie mają podstaw, aby domagać się ochrony międzynarodowej. Musimy to jednak robić jak kraj cywilizowany a nie metodami Łukaszenki.
Na tym polega dzisiejszy problem, że rząd PiS tych cywilizowanych, zachodnich procedur nie stosuje, a zniża się do poziomu Aleksandra Łukaszenki. Grają ludzkim życiem, w tym małymi dziećmi, którym trzeba przecież udzielić podstawowej pomocy! Mam jednak wrażenie, że takie zachowanie, straszenie migrantami nic PiS nie dało, nie uzyskali w ten sposób żadnego dodatkowego poparcia, bo ono ponownie spada.
Skoro ciągle mówimy o sondażach, to warto zwrócić uwagę, że potężna jest grupa niezdecydowanych wyborców. Macie pomysł, w jaki sposób czerpać z tego rezerwuaru głosów?
Nam jako nowej formacji rzeczywiście najłatwiej powinno być z tego rezerwuaru czerpać, co potwierdza zachowanie… Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS w ostatnich wywiadach systematycznie uderza w Szymona Hołownię. Niedawno powiedział, że jeśli są jakieś gorsze siły niż te, które stoją za Platformą, to są to te, które stoją za Szymonem Hołownią. A to oznacza, że PiS już wie, że jego wyborcy powoli przechodzą na stronę Szymona Hołowni.
Jasne jest, że konkurujemy o tych samych wyborców, bo jeśli dzisiaj wyborcy PiS będący bliżej centrum mieliby gdzieś odpływać, to jasny będzie dla nich kierunek ku Polsce 2050, która nie chce prowadzić jałowych sporów, a rozwiązywać konkretne problemy.
To wahających się wyborców chcecie skusić „Piątką Hołowni”?
Mam nadzieję, że w propozycji tej dostrzegą nowy, lepszy sposób myślenia o polityce. My chcemy mówić o konkretach. Czas powiedzieć stop drożyźnie. Rząd udaje, że nic nie może zrobić by przeciwdziałać inflacji, a to nieprawda. Można przynieść ulgę naszym portfelom, wystarczy chcieć.
Na te problemy odpowiada właśnie „Piątka Hołowni”. To plan zakładający przeznaczenie 50 proc. kwoty ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 na rekompensaty wzrostu cen energii, a drugie 50 proc. na budowę nowych, czystych źródeł energii.
Proponujemy też zawieszenie poboru opłaty emisyjnej, której funkcje miałaby przejąć opłata paliwowa, obniżkę podatku VAT do poziomu 20 proc. i 7 proc, zwrócenie ponad 6 mld zł rekompensaty dla PGNiG obywatelom poprzez zastosowanie upustów cenowych do rosnących cen gazu, a także odłożenie zmian podatkowych z Polskiego Ładu o rok.
Jak wskazywałam podczas debaty budżetowej w Sejmie, absolutnie najważniejszym wyzwaniem jest dziś opanowanie galopującej inflacji, bo drożyzna już naprawdę mocno doskwiera Polkom i Polakom. Kolejne sondaże potwierdzają, że społeczeństwo mocno obawia się kolejnych wzrostów cen i dostrzega, że w nasze portfele uderzają skutki wieloletniej polityki uprawianej przez PiS.
„Piątką Hołowni” pokazujemy więc, jak można ulżyć obywatelom w codziennym życiu. To wszystko są postulaty racjonalne, nieoderwane od budżetowej rzeczywistości.
Czy aby na pewno? Postulaty zawieszenia jednych i obniżenia innych wpływów do budżetu państwa brzmią jak przepis na bankructwo, szczególnie w tak trudnych czasach…
Tylko chodzi właśnie o to, że czasy są trudne dla obywateli nie państwa, bo inflacja uderza w nasze portfele, a PiS-owscy oficjele żyją jak pączek w maśle. Obywatele płacą za wszystko coraz więcej, martwiąc się przy tym o spięcie domowych budżetów, a tymczasem władza zaciera ręce i planuje w nowelizacji budżetu państwa zwiększenie wpływów o kilkadziesiąt miliardów złotych, bo zyskuje na inflacji wyższe wpływy z podatków.
Uważamy, że w obecnej sytuacji państwo stać, aby trochę odpuścić. Na przykład, obniżka stawki VAT ostudziłaby ten szalony wzrost cen, wcale nie narażając Polski na bankructwo, bo obniżka kompensuje się ze wzrostem wpływów podatku VAT w efekcie inflacji i wzrostu PKB.
Natomiast w związku ze sprzedażą uprawnień do emisji CO2 pierwotnie w tegorocznym budżecie były zaplanowane wpływy na poziomie 10 mld zł, ale po nowelizacji okazało się, że doszło kolejne 14 mld. Czyli łącznie rząd zainkasuje 24 mld zł, a część to są pieniądze, które de facto dostał ekstra. Zatem proponujemy, by w połowie przeznaczyć je na rekompensaty dla Polek i Polaków. Przecież ostatnio pozwoliła na to Unia Europejska.
A może te pandemiczne czasy są jednak momentem, który wymaga, aby obywatele zacisnęli pasa dla dobra państwa?
A może to czas, żeby to rozrośnięta pisowska biurokracja zacisnęła pasa? Dlaczego to obywatele mają zaciskać pasa, skoro państwo inkasuje dodatkowe miliardy? A zresztą, czego jeszcze obywatele mają sobie odmawiać, skoro i tak ledwo spinają domowe budżety?
Dlaczego to państwo nie może trochę odpuścić, gdy w kryzysie tak naprawdę są wyłącznie jego obywatele? Naszej gospodarce nic nie grozi, gdyż po pandemicznym wyhamowaniu znów rozwija się w dobrym tempie.
Jak na razie... Część ekonomistów ostrzega przecież, że kolejne lata mogą być dla polskiej gospodarki trudne. Czy wam naprawdę chcecie więc przejmować władzę w najbliższych wyborach?
Sprzątanie po PiS to bez wątpienia będzie ogromne wyzwanie… Jednak lepiej zacząć to robić po dwóch kadencjach tej złej władzy niż po trzeciej. Kolejne lata rządów PiS mogą oznaczać upadek państwa już nie tylko w wymiarze moralnym i prawnym, ale właśnie także ekonomicznym.
Musimy pilnie zmienić politykę gospodarczą państwa – wyhamować inflację, zmienić politykę monetarną NBP, który od wielu miesięcy osłabia z premedytacją złotego, zmienić system fiskalny, który od miesięcy mnoży koszty produkcji i pracy. W 2016 roku mówiłam, że w perspektywie kilku lat polityka PiS przyniesie problemy inflacyjne.
Jak zatem chcecie stanąć do wyborów? Hołownia przygarnie pod swoje skrzydła Kosiniaka-Kamysza i Gowina?
Szymon Hołownia właśnie zlecił duże badania, które mają nam pokazać jakie są nastroje społeczne i jak opozycja powinna pójść do wyborów, aby zwyciężyć z PiS. Im bliżej będziemy startu nowej kampanii wyborczej, tym oczywiście łatwiej będzie odpowiedzieć na to kluczowe pytanie.
Czego jesteśmy pewni w Polsce 2050, to tego, że polaryzacja szkodzi opozycji, bo PO z PiS sama nie wygra. Powrót Donalda Tuska pokazał, jak nisko osadzony jest u nich sufit. Na scenie politycznej potrzebne są ugrupowania, które będą w stanie przekonywać do siebie nie tylko niezdecydowanych, ale i dotychczasowych wyborców Kaczyńskiego.
Wielu ludzi przecież nigdy już nie zagłosuje na PO, bo odczuwa do tej partii głęboką niechęć. Konkurencja opozycję wzbogaca, dlatego trzeba postawić na depolaryzację i dać Polakom możliwość dokonywania prawdziwych wyborów.