– Zastanawiam się, czy po przyjęciu tej ustawy autorstwa prezesa Kaczyńskiego i ministra Błaszczaka do jakichś "sytuacji kryzysowych" nie dojdzie przypadkiem tuż przed wyborami, szczególnie tymi samorządowymi. Naprawdę nie lubię snuć teorii spiskowych, ale te sześć lat pod rządami PiS nauczyło nas, że wszystkiego trzeba się spodziewać – mówi #TYLKONATEMAT Grzegorz Napieralski.
Poseł Koalicji Obywatelskiej w rozmowie z naTemat.pl komentuje ustawę o obronie ojczyzny, którą zapowiedzieli wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak oraz wskazuje, dlaczego nie powinna ona stwarzać pretekstu do ograniczanie swobody samorządu terytorialnego.
Grzegorz Napieralski recenzuje także ostatnią rekonstrukcję rządu Mateusza Morawieckiego i wyjaśnia, w jakiej kondycji jest dziś lewe skrzydło KO.
Podobno jednym z ważnych punktów nowej ustawy o obronie ojczyzny ma być możliwość ograniczania swobody samorządów. Właśnie tego Polska teraz potrzebuje?
Grzegorz Napieralski: Odbieram ten pomysł raczej jako narzędzie nacisku na samorządy, które nie są we władaniu Prawa i Sprawiedliwości. Z innego punktu widzenia nie ma to przecież większego sensu.
Wyobraźmy sobie sytuację kryzysową w jakiejś gminie w województwie zachodniopomorskim. Teraz wójt może reagować szybko i na miejscu, gdy tylko zaczyna dziać się coś niedobrego. To on najlepiej wie, jakie służby powiadomić. A co planuje Jarosław Kaczyński? Decyzje mają zapadać w oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów siedzibie wojewody czy może w ogóle w dowództwie WOT?
To po prostu kolejny etap centralizacji państwa. PiS uparcie próbuje skupić całą władzę w rękach rządu, czyli tak naprawdę jednej partii politycznej.
Co bardziej podejrzliwi twierdzą, że wkrótce może nastąpić wysyp różnych „sytuacji kryzysowych”. Opozycja podziela tak daleko idące obawy?
Jestem daleki od teorii spiskowych, ale przypominam, że wiele takich nagłych, kryzysowych sytuacji pomagało Prawu i Sprawiedliwości w okresie wyborczym. Teraz ze szczególnym niepokojem patrzę na sytuację która ma miejsce na polskiej granicy, a której eskalacja niestety może sprzyjać politycznym celom tej władzy.
Nie zaprzeczam, że też zastanawiam się, czy po przyjęciu tej ustawy autorstwa prezesa Kaczyńskiego i Błaszczaka do jakichś „sytuacji kryzysowych” nie dojdzie przypadkiem tuż przed wyborami, szczególnie tymi samorządowymi. Naprawdę nie lubię snuć teorii spiskowych, ale te sześć lat pod rządami PiS nauczyło nas, że wszystkiego trzeba się spodziewać.
Przez te sześć lat samorządy nie stroniły od wchodzenia w twardą politykę. Może teraz po prostu się doigrały?
Jak sama nazwa wskazuje, samorząd taką dostał misję, że ma sam podejmować decyzje kluczowe dla danej okolicy. Zawsze uważałem spór władzy lokalnej z władzą państwową za coś pozytywnego. Wójt, burmistrz, prezydent miasta czy marszałek województwa najlepiej przecież wiedzą, czego potrzebują mieszkańcy ich regionu.
Skutki sporów samorządu z rządem zawsze były więc pozytywne dla Polaków. Przypomnę choćby spór, jaki o tunel pod Świną toczył prezydenta Świnoujścia z ówczesną ekipą rządzącą. Rząd uparcie twierdził, że ważniejsze są inne inwestycje, ale samorząd naciskał i ostatecznie zaowocowało to rozpoczęciem tej ważnej dla lokalnej społeczności inwestycji.
Takie historie pokazują, że samorząd nie może siedzieć cicho. Samorządowcy muszą głośno bronić praw swoich małych ojczyzn!
Jarosław Kaczyński w jednym z ostatnich wywiadów zasugerował, że po przeprowadzeniu ustawy o obronie ojczyzny odejdzie z rządu. To będzie słuszna decyzja?
Zastanówmy się, jaki jest bilans prezesa Kaczyńskiego jako wicepremiera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Polski… Tak naprawdę jego aktywność w tej roli ograniczyła się do obecności na kilku konferencjach prasowych.
Jako wicepremier nie był aktywny ani w parlamencie, ani wszędzie tam, gdzie oczekiwalibyśmy zaangażowania członka rządu odpowiedzialnego za bezpieczeństwo. W mojej ocenie Jarosław Kaczyński dowiódł, że zajmowane przez niego stanowisko w ogóle w Radzie Ministrów nie jest potrzebne, bo nie spełnia swojej funkcji.
A może tych kilka konferencji i jeden duży projekt wystarczą, aby Polska dobrze zapamiętała wicepremiera Kaczyńskiego?
To spójrzmy na przedostatnią konferencję Jarosława Kaczyńskiego, która poświęcona była ochronie wschodniej granicy zewnętrznej Unii Europejskiej i zerknijmy jednocześnie na dane na temat napływu migrantów. Okazuje się, że wszystkie działania firmowane przez wicepremiera ds. bezpieczeństwa są nieskuteczne, bo osób nielegalnie przekraczających granicę jest coraz więcej. Ba, coraz więcej z nich przez Polskę dociera dalej na Zachód.
Stan wyjątkowy na pograniczu najwidoczniej nic nie daje. Oprócz tego, że w całej Europie kontrowersje wzbudza fakt, iż Polska nie dopuszcza tam żadnych dziennikarzy. To sprawia wrażenie, że nasz rząd albo chce ukryć jakie działania, albo boi się, iż na jaw wyjdzie jego bezradność.
Na szczegóły rekonstrukcji rządu chyba jednak nie można narzekać. Henryk Kowalczyk przejmujący resort rolnictwa w randze wicepremiera to pozytywna zmiana, prawda?
To prawda, choć moim zdaniem ta nominacja ma dwa aspekty. Po pierwsze, chodzi o posprzątanie po Grzegorzu Pudzie, który jako minister rolnictwa ewidentnie nie dawał sobie rady. I podkreślmy, że to nie jest opinia tylko opozycji. Dotychczasowego szefa resortu rolnictwa ostro krytykowano także w środowisku partii rządzącej.
Natomiast drugi aspekt nominacji dla Henryka Kowalczyka ma związek z czystą polityką. W ten sposób do rządu trafia kolejna osoba z twardego jądra Prawa i Sprawiedliwości. Co więcej, w randze wicepremiera! Obserwujemy więc wzmocnienie wpływów Jarosława Kaczyńskiego i bardzo mocne osłabienie pozycji premiera Mateusza Morawieckiego.
A jak na opozycji oceniacie przywrócenie Ministerstwa Sportu?
Powiedziałbym, że to dobry krok… gdyby tylko szła za tym jakaś faktyczna zmiana, czy konkretny plan. Na przykład taki, że Ministerstwo Sportu przeprowadzi wielki projekt aktywizujący Polki i Polaków po trudnych czasach pandemii. Powiedziałbym, że to dobry pomysł, gdybym miał pewność, że nowy minister będzie zdolny do wywalczenia większych środków dla klubów i zawodników, czy jednoczenia narodu wokół sportu.
Tymczasem widzimy wyraźnie, że za tym nie stoi jakaś poważniejsza idea. Po prostu w PiS uznano, że Ministerstwo Sportu jest potrzebne, bo komuś trzeba coś dać w zamian za utrzymanie większości parlamentarnej.
W jakiej kondycji jest lewe skrzydło Koalicji Obywatelskiej? Mocno odczuliście turbulencje związane z przejęciem władzy – teraz już ostatecznie przypieczętowanym – przez Donalda Tuska?
Z perspektywy kogoś, kto w klubie zajmuje pozycję na tym lewym skrzydle, muszę zupełnie szczerze powiedzieć, że powrót Donalda Tuska paradoksalnie uspokoił różne wewnętrze turbulencje. To wydarzenie wywołało naprawę dużą mobilizację w klubie KO.
Widać to wyraźnie nawet po sposobie, w jakim prowadzone są teraz posiedzenia klubu. Posłanki i posłowie przychodzą zupełnie inaczej przygotowani. Widać, że im się chce.
A może po prostu dlatego, że boją się Tuska?
Nie, absolutnie nie o to chodzi. Wręcz przeciwnie! Chodzi po prostu o to, że ludzie u nas poczuli, iż wreszcie otwarta jest droga do zwycięstwa. Jest odczuwalna znacznie większa mobilizacja w sprawie nowych projektów, funkcjonowania różnych zespołów parlamentarnych czy aktywności w terenie.
Cięgle słychać jednak spekulacje, według których Tusk jakoś próbuje uprzątnąć to, co zastał. A nie jest tajemnicą, że nie był do końca zadowolony z kształtu list wyborczych w 2019 roku i tego, kto reprezentuje KO w Sejmie.
Listy układał wtedy kto inny, więc nic w tym dziwnego, że Donald Tusk mógł być niezadowolony z ich kształtu. Jestem jednak przekonany, że on widzi potencjał tego klubu, który mamy. KO jest dziś silna siłą swojego lidera i umiejętnością gry skrzydłami. Czyli wreszcie mamy sytuację porównywalną z tą, która panuje u naszych przeciwników z PiS.
Teraz Tusk chce przyciągać nowych ludzi, nowe środowiska i budować potężny ruch, który będzie zdolny do wygrania kolejnych wyborów. A to już nie jest tylko w sferze marzeń. Wystarczy rzucić okiem na ostatnie sondaże, w których te trzy najbliższe sobie ugrupowania – PSL, Polska 2050 i Koalicja Obywatelska mają łącznie poparcie wystarczające, by przejąć władzę.