
Choć dziennikarze "Rzeczpospolitej" cieszyli się kiedyś w środowisku poważaniem, po publikacji o trotylu na wraku tupolewa gazecie trudno będzie odzyskać wiarygodność i powagę. Ale wpadka Cezarego Gmyza była tylko kolejnym krokiem do upadku pisma. Co stało się z niegdyś poważanym dziennikiem?
W 2005 roku Bronisław Wildstein, publicysta "Rzeczpospolitej" wyniósł z IPN i opublikował w internecie indeks osobowy katalogu związanego z inwigilacją obywateli przez służby Polski Ludowej. Po publikacjach "Gazety Wyborczej", wokół "listy Wildsteina" rozpętała się medialna burza, a szefostwo "Rzeczpospolitej" zwolniło publicystę. W proteście odeszło wielu dziennikarzy. Między innymi Luiza Zalewska, dzienniarka śledcza, która na łamach "Rz" opisywała kulisy afery Rywina.
Choć "Rzeczpospolita" ukazywała się już w dwudziestoleciu międzywojennym, gazeta, jaką znamy dziś pojawiła się dopiero w latach 80. Najpierw była organem rządowym, ale po obradach Okrągłego Stołu miała zostać zmieniona w niezeleżny dziennik. Pierwszym redaktorem naczelnym "nowoczesnej" gazety był Dariusz Fikus. Stanowisko powierzył mu Tadeusz Mazowiecki. Fikus był też prezesem spółki, która wydawała "Rz".
"Rzeczpospolita" jako pierwsza w Polsce stworzyła oddzielne wydania ekonomiczne i prawne, które przez wiele lat ukazywały się na zielonych i żółtych stronach (dziś są łososiowe i żółte). O tym, kto ją czytał, świadczył nawet format – "Rzeczpospolita" do 2007 roku ukazywała się jako płachta, którą – jak określił później Paweł Lisicki – można było rozłożyć na "dużym, dębowym biurku". – Gazetę czytali ludzie biznesu, prawnicy, można powiedzieć: elita społeczna – mówi Gauden.
była ona identyfikowana z żadnym stronnictwem politycznym. To się udawało, bo zawsze były do nas pretensje i z lewicy i z prawicy – wspomina Grzegorz Gauden, były naczelny "Rzeczpospolitej". – Kiedy politycy różnych opcji, próbowali do mnie czy do Maćka Łukasiewicza dzwonić z naciskami, odpowiadaliśmy, że co najwyżej możemy opublikować informację o tym, że starali się interweniować w sprawie publikacji tekstu. To ucinało sprawę natychmiast. – mówi.
Zdaniem analityków medialnego rynku, o takich postawach w "Rzeczpospolitej" raczej nie ma już mowy. Gazeta straciła wiarygodność w wyniku długotrwałej gry między wydawcami, a afera wokół artykułu o trotylu na wraku tupolewa była jej zwieńczeniem.
W listopadzie 2007 roku "Rz" przeprowadziła prowokację, która pokazała mechanizm działania współczesnych mediów mainstreamowych. Paweł Lisicki w felietonie opublikował fragmenty "spowiedzi Agenta Tomka" Prowokacyjny, ironiczny felieton wiele mediów podchwyciło jako prawdziwe wyznanie agenta i szeroko cytowało tekst, który w ich mniemaniu był dowodem na nieludzkie metody CBA. CZYTAJ WIĘCEJ
Do 2011 roku 49 proc. udziałów w wydawnictwie Presspublica miał Skarb Państwa, pozostała część należała do spółki Mecom Poland Holdings. Należąca do Grzegorza Hajdarowicza spółka Gremi Media złożyła Mecomowi propozycję odkupienia udziałów w wydawnictwie za 80 mln zł. Władze spółki zgodziły się na to, powołując się na "brak dobrej współpracy z mniejszościowym udziałowcem Presspubliki, co zdaniem spółki Mecom może wpływać negatywnie na dalszy rozwój firmy".
"Rz" ujawniła powiązania biznesmena Leszka Czarneckiego z SB. Według informacji gazety był informatorem służb przez sześć lat. Potwierdził to sam Czarnecki, przekonując jednak, że "nie donosił na konkretne osoby". Po publikacjach akcje Getin Banku straciły na wartości. CZYTAJ WIĘCEJ
Po przejęciu spółki przez Grzegorza Hajdarowicza, zmienił się redaktor naczelny. Pawła Lisickiego, który do dziś kieruje już tylko także wydawanym przez Presspulicę "Uważam Rze", zastąpił Tomasz Wróblewski – były szef "Newsweeka", "Polski The Times" i "Dziennika Gazety Prawnej".
W 2007 przejęła od Michała Sołowowa "Życie Warszawy" i połączyła je ze swoją redakcją działu miejskiego.
