Andrzej i Irena Rzeplińscy mówią, że historia Izabeli z Pszczyny uświadomiła im, że w 1974 roku byli w podobnej sytuacji.
Andrzej i Irena Rzeplińscy mówią, że historia Izabeli z Pszczyny uświadomiła im, że w 1974 roku byli w podobnej sytuacji. fot. Wojtek Laski/East News

– Uświadomiłam sobie, że byliśmy w podobnej sytuacji jak pani Iza. Tylko, że u mnie dziecko we mnie nie umarło, nie było sepsy, urodziłam. Lekarze zastosowali odpowiednią procedurę medyczną – mówi naTemat prof. Irena Rzeplińska, żona byłego prezesa TK. Był rok 1974, była w 23. tygodniu ciąży. – Żonie odeszły wody, natychmiast zawiozłem ją do szpitala na Powiślu. Sztucznie wywołali poród – wspomina prof. Andrzej Rzepliński.

REKLAMA
  • Prof. Andrzej Rzepliński i jego żona Irena w rozmowie z naTemat dzielą się osobistą historią. – Wtedy nie było USG, więc nie znaliśmy płci. Okazało się, że to dziewczynka. Gdyby wtedy lekarz powiedział "nie", to moja żona by zmarła – wspomina były prezes TK.
  • Pani Izabela z Pszczyny trafiła do szpitala w 22. tygodniu ciąży, pani Irena w 23. – Zaczęliśmy sobie przypominać, że ja miałam podobny przypadek. – mówi prof. Irena Rzeplińska.
  • – Gdyby mieli mnie trzymać z dzieckiem dopóki sama nie urodzę, to ono też mogłoby umrzeć w środku, a potem by mi je wyjmowali. Nie wiem, co lekarze zrobiliby dziś – dodaje.
  • – Po prostu wypchnęli dziecko. Wtedy nie było USG, więc nie znaliśmy płci. Okazało się, że to dziewczynka. Gdyby wtedy lekarz powiedział "nie", to moja żona by zmarła – wspomina w rozmowie z naTemat prof. Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, ojciec dwóch córek.
    Dziecko trafiło do inkubatora. – Urodziłam w 23. tygodniu ciąży. Podano mi informację, że ma słabo wykształcony układ oddechowy, płuca nie są dostatecznie przygotowane i nastąpiło zapalenie płuc. Dziecko zmarło – mówi Irena Rzeplińska, profesor Instytutu Nauk Prawnych PAN, założycielka Programu Pomocy Prawnej dla Uchodźców i Migrantów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
    Prof. Rzepliński: – Żyło siedem dni i mogło się uratować. Ciąża przebiegała dobrze. W dzisiejszych warunkach i możliwościach dziecko by przeżyło. Ale nie pomyślałem źle o lekarzach, po prostu tak się stało. Miałem 24 lata, byłem omartwiały, oszołomiony. Myślałem: co jeszcze mogłeś zrobić? Miałem wsparcie teściowej. Do mamy nie dzwoniłem, bo telefonów na wsi wtedy nie było. To był bardzo gorący maj. Kupiłem sweterek, żeby założyli na ciałko. I przyznam ze wstydem, że myślałem na cmentarzu o tym, czy założyli jej ten sweterek, czy go ukradli. To było bardzo myślenie nie fair.
    Prof. Rzeplińska: – Ja nie byłam na pogrzebie, leżałam w szpitalu. Mąż wszystko organizował, musiał kupić trumnę, ubrać dziecko. To było na jego głowie.

    Podobieństwo do przypadku Izy z Pszczyny

    Był rok 1974. Jakże inna sytuacja i okoliczności niż dziś.
    – Wtedy była ustawa o dopuszczalności przerywania ciąży i w ogóle to nie była kwestia, co lekarze mają zrobić. Lekarz nie był ścigany za swoje postępowanie medyczne. Nie wiem, jak byłoby teraz. Gdyby mieli mnie trzymać z dzieckiem dopóki sama nie urodzę, to ono też mogłoby umrzeć w środku, a potem by mi je wyjmowali. Nie wiem, co lekarze zrobiliby dziś – wspomina prof. Irena Rzeplińska.
    – Wtedy na pewno mnie poinformowali, że sytuacja jest groźna, że jak jest pęknięty pęcherz płodowy i wody odchodzą, to dostają się bakterie. A dziecko jest w 6,5 miesiącu ciąży, więc nie wiadomo, czy przeżyje jak się urodzi – dodaje.
    Dlatego historia Izy z Pszczyny, która poruszyła całą Polskę – jak mówią – uświadomiła im, że u nich było podobnie. Pani Izabela trafiła do szpitala w 22. tygodniu ciąży, pani Irena w 23.
    – Zaczęliśmy sobie przypominać, że ja miałam podobny przypadek. Tylko tyle, że u mnie dziecko we mnie nie umarło, nie było sepsy, urodziłam. Lekarze zastosowali odpowiednią procedurę medyczną. Nie miałam potem żadnych powikłań i urodziłam kolejne dzieci normalnie. Takie przypadki zawsze miały miejsce, mają i będą mieć miejsce. Każda kobieta musi być na to przygotowana – mówi prof. Rzeplińska.
    Czytaj także:
    Zastrzega, że sprawa Izy nie ożywiła w nich traumatycznych wspomnień, zupełnie nie o to chodzi i zupełnie nie dlatego o tym rozmawiamy.
    Chodzi tylko o podobieństwo przypadków w zupełnie innych czasach, z zupełnie innym finałem.
    – Oczywiście, że człowiek to przeżywa. Pamiętam, że była taka wewnętrzna rozpacz, że dziecka nie ma. W środku organizmu czułam coś takiego jak głód. Pragnienie dziecka, które powinno być, a go nie ma. Ale wszystko jest do przeżycia. Nie znoszę użalania się. Uważam, że kobieta musi być na to przygotowana, że ciąże mogą zakończyć się w różny sposób. Poronieniami, komplikacjami, śmiercią dziecka po urodzeniu. Takie jest życie. Proszę nie pisać o rozpaczy. Nie mam strasznych, traumatycznych, dramatycznych, przeżyć. Tak się zdarza – uprzedza.
    Gorsze jest to, w którą stronę zmierza Polska.

    Prof. Rzeplińska: Nie róbmy z kobiet idiotek

    – Jesteśmy na poziomie rozwoju cywilizacji w XXI wieku, a nie 100 lat temu. Kobiety nie są głupie. Są odpowiedzialne, normalne, nikt nie decyduje się na przerywanie ciąży dla fantazji – mówi prof. Rzeplińska.
    Przypomina, jak było w latach 50. ubiegłego wieku, gdy wprowadzono ustawę o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży: – To był moment, gdy nie było środków antykoncepcyjnych i przerwanie ciąży było trochę jak taki środek. Z dość dużą lekkością do tego podchodzono, atmosfera była taka, że ciążę można przerwać. Nie było USG, nikt nie wiedział, czy dziecko jest chore. Było też takie myślenie, że głupio mieć 3-5 dzieci.
    Prof. Irena Rzeplińska

    Teraz to się zmieniło, są środki antykoncepcyjne, są środki poronne dostępne w internecie. Są też trudności z zajściem w ciążę. To zupełnie inna sytuacja. Po PRL zaczęliśmy działać, żeby wzbudzić szacunek do ciąży. W tej chwili mamy absolutnie pełną świadomość, dlatego nie róbmy z kobiet idiotek, którymi trzeba dyrygować, jak mają nosić ciążę. I czy mają ją nosić.

    Podkreśla, że w sytuacji, w jakiej znalazła się pani Izabela, powinna być zastosowana procedura medyczna i lekarz powinien działać zgodnie z tymi procedurami, nie bojąc się prokuratora i odpowiedzialności karnej.
    – Uważam, że musi być całkowita dekryminalizacja działań lekarza w postępowaniu medycznym, jakim jest ciąża. Ciąża jest sprawą postępowania medycznego, decyzji lekarza i kobiety. Powinna być podporządkowana tylko procedurom medycznym i decyzjom lekarza. Każda ciąża jest inna, decydują różne czynniki. Prawo nie jest w stanie przewidzieć – i w ogóle nawet jest to niecelowe, żeby przewidywało – jak ma postępować lekarz. Ma reagować, jak płód umrze? Dopóki jest żywy, to nie może reagować? To jest kompletny idiotyzm – uważa prof. Rzeplińska.
    Przypomnijmy, według relacji bliskich pani Izy, personel wstrzymywał się z działaniami, czekając aż płód obumrze. Szpital zapewniał, że wszelkie procedury zostały dochowane. Czynności sprawdzające szybko rozpoczął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Katowicach działający przy Śląskiej Izbie Lekarskiej. Sprawą zajęła się prokuratura. W związku z trwa­ją­cym postępowaniem, szpital w Pszczynie 5 listopada podjął decyzję o zaw­iesze­niu real­iza­cji kon­trak­tów dwóch lekarzy, którzy pełnili dyżur w cza­sie pobytu kobiety w szpi­talu.
    6 listopada, pod hasłem Ani Jednej Więcej, na ulice wielu miast w Polsce wyszły tysiące ludzi.

    Prof. Rzepliński: – To diabelska pułapka dla kobiety

    Prof. Rzepliński również jest bardzo poruszony historią Izy z Pszczyny. – To, co zrobili, to diabelska pułapka dla kobiety. W takiej sytuacji kobieta ma prawo do asysty ze strony państwa. Pani Izabela zostawiła 9-letnią córkę. To dodatkowo powiększa przerażający obraz. Chryste Panie, trudno to sobie wyobrazić – reaguje.
    Czytaj także:
    Mówi, że pani Izabela i kobiety takie jak ona bardzo dobrze mogła przechodzić pierwsze tygodnie ciąży i bardzo się z niej cieszyć: – I nagle się okazuje, że to, z czego się cieszyła, zaczyna śmiertelnie zagrażać jej zdrowiu i życiu. Wody, które jej odeszły, nagle przerodziły się w zapalnik bombowy i zatruły jej organizm. Ciąża nie jest chorobą, ale bywa tak, że rozwijający się płód stopniowo patologizuje się i tak jak w przypadku raka zaczyna zagrażać zdrowiu człowieka, i naturalnie trzeba go usunąć. Lekarz ma postępować zgodnie z regułami sztuki medycznej.
    Ich córka, która zmarła w maju 1974 roku, miała na imię Marysia. – Ma kamienny grób, na którym jest napisane: Marysia Rzeplińska. Takich grobków, jak ten nasz, na Cmentarzu Północnym, jest cały szereg. Niektóre zniknęły przez lata – mówi prof. Rzepliński.