Podkomisja smoleńska oficjalnie zakończyła sześcioletnie prace 30 listopada. Została powołana, aby ponownie zbadać przyczyn katastrofy Tu-154 w Smoleńsku. Jak ujawnia tygodnik "Sieci", jej działalność kosztowała prawie 25 milionów złotych.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Na czele podkomisji smoleńskiej stanął w 2016 roku Antoni Macierewicz.
Rozliczenie jej pięcioletniej działalności trwało do końca listopada.
Z ustaleń tygodnika "Sieci" wynika, że na jej działalność łącznie wydano 25 mln złotych.
Ile kosztowała nas podkomisja smoleńska?
Tygodnik "Sieci" podał, że na prace podkomisji Macierewicza wydano z budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej 24 mln 566 tys. 881,94 zł. Najwięcej w roku 2018 - 6 mln 811 tys. 957,02 zł oraz 2019 - 7 mln 684 tys. 261,48 zł.
Najbardziej kosztowna okazała się współpraca z amerykańskim Narodowym Instytutem Badań Lotniczych przy uniwersytecie w Wichita. Jak podaje tygodnik "Sieci", nie wiadomo jednak na jaki dokładnie cel zostały wydane powyższe kwoty. Podczas współpracy z amerykańskimi ekspertami, doszło do wizyty w Polsce dr. Gerardo Olivaresa, eksperta od symulacji komputerowej. Przeprowadzano też prace w bazie lotniczej w Mińsku Mazowieckim.
Tygodnik podkreśla, że "kłopotem jest brak raportu końcowego, który, według zapewnień przewodniczącego, jest już gotowy".
"Jego udostępnienie opinii publicznej i pokazanie, co za te pieniądze udało się zrobić, pozwoliłoby być może, rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące finansów podkomisji" – czytamy.
Dlaczego powstała podkomisja?
Podkomisja powstała z inicjatywy ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Powołał ją, będąc ministrem obrony narodowej 4 lutego 2016 r. – Jestem przekonany, że wyniki badania pozwolą nas zbliżyć do prawdy – mówił wtedy.
Celem podkomisji smoleńskiej było "ponowne zbadanie wypadku lotniczego". Na stronie podkomisji czytamy m.in., że "powołana w kwietniu 2010 r. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego kierowana najpierw przez Edmunda Klicha, a potem przez Jerzego Millera dopuściła się przez blisko dwa lata działalności wielu zaniedbań". Stąd decyzja o powstaniu komisji.
Ustalenia podkomisji Macierewicza
Według ustaleń Antoniego Macierewicza "przyczyną katastrofy była eksplozja, a przynajmniej dwie eksplozje". – Pierwsza w lewym skrzydle, a druga w centropłacie, która nastąpiła kilka sekund później i zniszczyła samolot zupełnie i zabiła wszystkich pasażerów oraz załogę – stwierdził.
Dowodem na eksplozje jest fakt, że "pierwsze fragmenty ciał ludzkich znajdują się na samym początku wrakowiska, w miejscu, gdzie samolot nie mógł być, gdyby uderzył normalnie w ziemię, rozbity i zniszczony". O ustaleniach, które miały znaleźć się w raporcie podkomisji, Macierewicz mówił we wrześniu tego roku w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Podkomisja miała zidentyfikować dźwięk eksplozji w lewym skrzydle. Jak stwierdził Macierewicz, doszło do niej "mniej więcej półtorej sekundy, zanim samolot przeleciał nad brzozą.
Odbiór społeczny podkomisji
Działanie podkomisji wzbudzały liczne kontrowersje, nawet wśród rodzin ofiar katastrofy, które popierają działania PiS. Jednym z zarzutów jest zlekceważenie wniosku rodzin o ich przedstawiciela w komisji. Wiele osób podkreślało, że kiedy sprawą zajął się Antoni Macierewicz, zaczęto wątpić w skuteczność działań podkomisji.
Byli członkowie komisji sporządzili kontrraport do ustaleń Macierewicza. Na swojej stronie internetowej opublikowali jego fragmenty. Piszą o "nierzetelności i niekompetencji Antoniego Macierewicza oraz o błędach kierowanej przez niego podkomisji".
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
Członkowie zespołu skłaniają się ku tezie, że 'bezpośrednią, techniczną przyczyną katastrofy' mogła być niesprawność układu sterowania, 'co skutkowało opóźnieniem w odejściu samolotu na drugi krąg'. Aby to udowodnić (bądź wyeliminować) chcieli przeprowadzić eksperymenty na innym TU-154. Poczynili starania, by za niewielką kwotę kupić taką maszynę za granicą. Choć było blisko finalizacji umów, przewodniczący je zablokował.