"Pracowałem wtedy dla TVP, miałem dyżur i natychmiast zostałem wysłany do Oświęcimia. Te kłamstwa i manipulacje widziałem z bliska" – napisał Marcin Jakóbczyk w swoim poście na temat relacjonowania wypadku Beaty Szydło. Były reporter TVP Info był jednym z pierwszych przedstawicieli mediów, którzy dotarli na miejsce wypadku rządowej kolumny. Jak twierdzi, wydawcom miały nie spodobać się przekazywane przez niego informacje.
W piątek "Gazeta Wyborcza" opisała nowe szczegóły ws. wypadku samochodowego z 2017 roku z udziałem ówczesnej premier Beaty Szydło
Tego samego dnia Marcin Jakóbczyk, który przed czterema laty relacjonował te wydarzenia dla TVP Info, przekazał, że został zdjęty z anteny za informowanie o szczegółach zdarzenia
O wypadku Beaty Szydło, do którego doszło w 2017 r., znów zrobiło się głośno za sprawą "Gazety Wyborczej", która w piątek opisała nowe szczegóły w tej sprawie. Jak informowaliśmy w naTemat.pl, były funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, który jechał wtedy w kolumnie rządowej, zrelacjonował, że on i jego koledzy składali w sądzie fałszywe zeznania, tak by odpowiedzialność za wypadek przypisać młodemu kierowcy seicento.
Przypomnijmy, że kluczowe znaczenie dla sprawy od początku miało to, czy rządowa kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – to miało przesądzać o tym, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, a w rezultacie także o winie Sebastiana Kościelnika, który prowadził seicento.
20-letni kierowca przed sądem oraz w wywiadach z mediami twierdził, że samochody rządowe nie poruszały się wówczas na sygnale. Tak samo mówiły osoby wychodzące z ośrodka terapii odwykowej w Oświęcimiu, które były świadkami wypadku. Te relacje po latach potwierdził w rozmowie z "Wyborczą" były funkcjonariusz BOR Piotr Piątek.
Piątek przyznał, że był przez swoich szefów nakłaniany do składania fałszywych zeznań. – Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta – wyznał.
Teraz głos w sprawie zabrał Marcin Jakóbczyk. Były pracownik TVP Info opisał, jak telewizja publiczna relacjonowała wypadek 4 lata temu. W swoich mediach społecznościowych Jakóbczyk wyznał, że został zdjęty z anteny, gdy informacje, które przekazywał, stawiały w negatywnym świetle działania funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.
"Rozmawiałem ze świadkami wypadku – nikt nie słyszał sygnałów. Powiedziałem o tym na antenie, podczas lajfa dla TVP Info, i nawet dałem się wypowiedzieć świadkowi. Usłyszałem wtedy w słuchawce, od wydawcy, kilka mocnych słów, których tutaj nie wypada przytaczać" – napisał Marcin Jakóbczyk, obecnie dziennikarz TVN.
Jakóbczyk wyjaśnił też, że gdy następnym razem połączono się z nim i pokazał, że w miejscu zdarzenia na drodze była podwójna ciągła linia, zdjęto go z anteny.
"Wróciłem do domu i obejrzałem w Wiadomościach 'fabularyzowany' materiał Bartłomieja Graczaka, a w nim zamiast podwójnej ciągłej – linia przerywana! Dzień później w Wiadomościach była już podwójna ciągła, ale dodano też głośne sygnały dźwiękowe" – opisał były dziennikarz TVP.
Następnie dziennikarz wskazał, aby zobaczyć te dwa materiały oraz prawdziwą mapę w porównaniu z tą z "Wiadomości" i wyobrazić sobie, że "po dzisiejszym sejmowym głosowaniu już nigdy nie będziecie w stanie odróżnić kłamstwa od prawdy. Nawet nie będziecie się musieli o to martwić" – podsumował Jakóbczyk.