Piłsudski – zwariowany staruszek. Dmowski – paranoicznie węszący spiski antysemita. Sikorski – mściwy i małostkowy intrygant. Sobieski – erotoman i pantoflarz. Czy odbrązawiając naszą historię nie posuwamy się czasem za daleko?
A jak jest z innymi postaciami z naszej historii? Czy ci, którym stawiamy dzisiaj pomniki zawsze byli tacy, jakimi zapamiętali ich potomni? A jeśli nawet nie, to czy jest sens ściągać ich z piedestału?
Królowie wzorem dla młodzieży
“Słowacki wielkim poetą był” – do dzisiaj często powtarzamy to zdanie z Gombrowicza, który opisywał za jego pomocą niezbyt mądry mechanizm uczenia młodzieży o wielkich Polakach. Czy dzisiejsza szkoła opowiadając uczniom o naszych dziejach również bazuje na opisywaniu monumentalnych, kryształowych postaci bohaterów narodowych?
– Nauczanie historii najbardziej spersonalizowane jest na poziomie szkoły podstawowej. W podręcznikach dla klas 4-6 wspomina się o konkretnych postaciach, które mają stanowić dla uczniów pozytywne wzorce. Jest więc Mieszko I, Bolesław Chrobry, w niektórych książkach Bolesław Krzywousty, obowiązkowo za to Kazimierz Wielki. Później mamy Jagiełłę i bitwę pod Grunwaldem, a następnie Jana III Sobieskiego, zwycięzcę spod Wiednia – mówi dr Jan Chańko, kierownik Pracowni Dydaktyki Historii Uniwersytetu Łódzkiego.
Dr Chańko na co dzień zajmuje się porównawczą analizą szkolnych podręczników, często też ocenia ich projekty na potrzeby MEN-u. Podkreśla, że w gimnazjum sprawa staje się nieco bardziej skomplikowana, bowiem postaci wielkich Polaków należy przedstawiać w szerszym kontekście, w uwikłaniu w historyczne mechanizmy i procesy. Podkreśla też, że jest to moment, kiedy przedstawiane postaci przestają być tak jednowymiarowe, jak w podręcznikach dla szkół podstawowych. – Uważam, że to dobrze, że starszym dzieciom i młodzieży warto pokazywać bohaterów tak w zbroi, jak i w szlafroku – mówi.
Historia bez zadęcia i patosu
– Gdy Józef Piłsudski w dniu przewrotu majowego wychodził rano z domu, powiedział żonie “Nie przejmuj się, o 15.30 wrócę na obiad” – opowiada mi Kamil Janicki, historyk, publicysta, tłumacz i autor książki „Pierwsze damy II Rzeczpospolitej”. Dodaje, że właśnie takie, pozornie nic nie znaczące sceny z życia wielkich ludzi sprawiają, że potrafimy ich lepiej zrozumieć.
– Do niedawna historię uprawiało się z odpowiednim dystansem i namaszczeniem. Fakty były znane, ale nie układano ich w całość. Przykładowo Ignacy Mościcki, nobliwy i niezwykle dumny prezydent, prywatnie był człowiekiem o niestabilnej psychice, przejawiającym tendencje do podporządkowywania sobie słabych i zdanych na łaskę losu kobiet. O pierwszej swojej żonie otwarcie mówił, że odkąd miała 16 lat wytrwale ją tresował i "dostrajał" do roli pani Mościckiej. O tym wszystkim nikt jednak dotąd szeroko nie pisał – twierdzi autor.
Historyk dr Piotr Majewski mówi, że w ostatnim czasie mówi się o całym nurcie w historiografii, który nazwać można “historią pisaną z punktu widzenia kamerdynera”. – Wielu autorów skupia się właśnie na tym, jak wyglądało życie naszych narodowych bohaterów na co dzień, często eksponując ich sekrety i śmiesznostki. Choć nie jest to dominująca perspektywa, do niedawna w ogóle nie było dla niej miejsca – mówi dr Majewski.
Jako przykład podaje biografię Piłsudskiego pióra Andrzeja Garlickiego z końca lat osiemdziesiątych. – Opisano w niej m.in. psychiczne problemy Piłsudskiego, który zwłaszcza pod koniec życia, nawet wobec bliskich sobie ludzi, zachowywał się niekiedy paskudnie. W tamtych czasach w świecie akademickim książka ta była przyjęta niechętnie – wspomina dr Majewski.
Wielcy Polacy z historii jak współcześni... celebryci
– Odczarowanie służy zrozumieniu – mówi z kolei Stanisław Lenard, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie. Ma wrażenie, że za jego czasów kult pomnikowych, kryształowych postaci był zdecydowanie silniejszy. – Starsi do dziś mówią, że nie można niszczyć autorytetów i wywlekać brudów. A młodzi ludzie wręcz dziwią się, kiedy przedstawiam im jakąś postać w zbyt wyidealizowany sposób – dodaje.
Lenard podkreśla, że jego zdaniem to wpływ kultury popularnej z jej fascynacją życiem celebrytów zmienił sposób przedstawiania dawnych, wielkich bohaterów. – Nic w tym dziwnego, że młodzi ludzie, którzy z uwagą śledzą plotkarskie portale, gdzie dowiadują się o wszelakich słabościach i wpadkach “znanych i lubianych”, rzutują to doświadczenie także na postaci historyczne – tłumaczy.
Okazuje się, teza o tym, że o wielkich Polakach zaczynamy myśleć jak o celebrytach, znajduje poparcie w tym, co dzieje się na rynku historycznych książek. Tytuły o historycznych sensacjach, skandalach i plotkach to bestsellery. – Jako redaktor “Ciekawostek historycznych” mogę powiedzieć, że zawsze rewelacyjnie sprzedają się artykuły o młodości władców, polityków, znanych ludzi. Na przykład "Trudna młodość Władysława Łokietka", "Co robił Władysław Jagiełło zanim został królem Polski", "Lenin był strasznym maminsynkiem"... Jak widać ludzie lubią o tym czytać. Bardzo – mówi Kamil Janicki.
Czytaj:Zakazana przez zaborców, przez lata zapomniana, dziś wraca na polskie stoły. Oto "fasola niepodległości"
– Młodzież jest głodna ciekawostek, a nawet pikantnych szczegółów. Jako egzaminator ustnej części historycznych olimpiad widzę, jaki jest ich dobór lektur. Często na pięć przygotowanych książek, pięć to biografie – mówi dr Jan Chańko. Przyznaje, że czasami gani nawet olimpijczyków za to, że nie chcą czytać prac monograficznych, problemowych.
Pop-historia?
Czyżbyśmy więc w naszym pędzie do odbrązawiania pomników naszych wielkich rodaków poszli zbyt daleko? Czy górę bierze uprawianie historii w wersji pop?
– Choć staramy się odchodzić od pomnikowych tendencji w nauczaniu historii, nie zapominajmy, że narodowi bohaterowie są potrzebni. Szacunek przyszłych pokoleń wyrażony w nazywaniu ulic, statków, czy szkół imieniem historycznych bohaterów jest zachętą do tego, by dbać o dobro ojczyzny – mówi dr. Chańko. – Jestem zdania, że popularyzacja historii nawet w nieco “sensacyjnej”, nie do końca akademickiej konwencji, jest ważna, bo zapewnia bardziej wielowarstwowy odbiór wiedzy historycznej – mówi z kolei dr hab. Jolanta Choińska-Mika z Instytutu Historycznego UW. – Ale odbrązawianie na siłę też jest złe – dodaje.
– Nie chcę lekceważyć nurtu mniej akademickiego, lżejszego, ale nie powinniśmy skupiać się tylko na słabościach i biograficznych ciekawostkach historycznych bohaterów. Na Dmowskiego czy Piłsudskiego musimy patrzeć całościowo i nie wypaczać sensu ich życia – mówi dr Majewski. Jeszcze precyzyjniej sprawę puentuje dr hab. Jolanta Choińska-Mika: – Jako akademik czasem się buntuję, ale dobrze rozumiem, że dziś informacje, także historyczne, trzeba odpowiednio podać, czasem uprościć, uatrakcyjnić. Stawiam jednak jeden warunek – niech uproszczenie nie zniekształca prawdy – mówi.
Reklama.
Kamil Janicki
Gdy Józef Piłsudski w dniu przewrotu majowego wychodził rano z domu, powiedział żonie “Nie przejmuj się, o 15.30 wrócę na obiad”. Takie, pozornie nic nie znaczące sceny z życia wielkich ludzi sprawiają, że potrafimy ich lepiej zrozumieć.
Stanisław Lenard
nauczyciel historii
Starsi do dziś mówią, że nie można niszczyć autorytetów i wywlekać brudów. A młodzi ludzie wręcz dziwią się, kiedy przedstawiam im jakąś postać w zbyt wyidealizowany sposób.
dr Jan Chańko
historyk
Młodzież jest głodna ciekawostek, a nawet pikantnych szczegółów. Jako egzaminator ustnej części historycznych olimpiad widzę, jaki jest ich dobór lektur. Często na 5 przygotowanych książek, 5 to biografie.