Starsza kobieta, która w Mińsku Mazowieckim pytała Donalda Tuska, dlaczego sprzyja Niemcom, stała się bohaterką TVP, a nagranie pretekstem do uderzenia w lidera PO. Druga strona cieszyła się zaś z reakcji Tuska. Ale spójrzmy na to inaczej. Może dzięki takim spotkaniom można do wyborców PiS jakoś dotrzeć? Niech wygarną swoje krzywdy, a opozycja niech się z nimi zderza? – Zapraszam premiera Tuska do mnie. 7 na 10 osób w powiecie to będą wyborcy PiS – mówi naTemat burmistrz Ustrzyk Dolnych.
Bartosz Romowicz dwa razy wygrał wybory w bastionie PiS – w powiecie bieszczadzkim na Podkarpaciu – i doskonale wie, co mówi. Gdy w 2014 roku pierwszy raz startował w wyborach, przeszedł całą gminę, od domu do domu. Był wtedy w PSL, dziś jest u Szymona Hołowni. A wokół większość wyborców PiS.
– Nie można zamykać się tylko na swoje środowisko. Musimy z ludźmi rozmawiać. Wiem, że jest to metoda skuteczna, tylko trudna do zrealizowania. Wiąże się z ryzykiem dostania po głowie od mieszkańców, ale innej nie ma. Narrację TVP i Kościoła mogą tu przełamać tylko ci, którzy przyjadą i będą z ludźmi rozmawiać. Da się przełamać ten impas. Ale bez tych rozmów nie będzie na to szansy. My, samorządowcy, nie zdobywamy głosów przez Facebooka, przez telewizję, tylko spotykając się z mieszkańcami. Tak trafia się do elektoratu – mówi naTemat burmistrz Ustrzyk Dolnych.
Tusk ruszył w Polskę
Przewodniczący PO właśnie rozpoczął tournée po Polsce, co wywołało entuzjastyczne przyjęcie przez część Polaków.
18 stycznia z samego rana pojawił się w piekarni w Kościanie w województwie wielkopolskim. Był w remizie strażackiej w Aleksandrowie Łódzkim. W zakładzie wędliniarskim w Dopiewie i w sklepie papierniczym w Buku. W Pabianicach i innych miastach.
W Mińsku Mazowieckim po konferencji prasowej doszło do głośnego spotkania ze starszą kobietą.
Przypomnijmy. Spotkanie zarejestrowała kamera TVP Info, stacja szybko rozpowszechniła nagranie w mediach społecznościowych. – Dlaczego pan nic nie robi? Dlaczego pan tak sprzyja Niemcom? – zapytała szefa PO kobieta. Mówiła tak, jakby była przesiąknięta narracją TVP.
– Proszę pana, ja mam 84 lata, przeżyłam wojnę i powstanie; jestem warszawianką, moi bracia zginęli w powstaniu warszawskim. Dlaczego pan narodowi polskiemu nie sprzyja, tylko pan sprzyja temu silniejszemu? Niemcy są silniejsze, Rosja jest silniejsza, a pan powinien wszystko robić, żeby walczyć, jeśli jest pan Polakiem. Bo może pan nie jest Polakiem? – wypytywała jeszcze bardziej.
Donald Tusk odpowiedział, że ma dla niej wielki szacunek: – I bardzo pani współczuję jednej kwestii, że dała pani sobie tak namotać w głowie – będę delikatny – takiej fałszywej propagandzie.
To było tylko jedno takie spotkanie ze zwolennikiem PiS, na ulicy, ale zrobiło się o nim głośno na całą Polskę. A gdyby podobnych było więcej? Powiedzmy, w bardziej zorganizowanej formie? Może w taki sposób opozycja powinna zmierzyć się z retoryką TVP, twarzą w twarz i próbować ją przełamać? Może kogoś udałoby się przekonać?
Jak przełamać narrację wyborców PiS
– Jeżeli pan Donald Tusk lub jego ludzie, napisze do mnie, że chce przyjechać do Ustrzyk Dolnych i rozmawiać z ludźmi, to ja panu premierowi Tuskowi zorganizuję tyle spotkań, że będzie mógł rozmawiać z różnymi środowiskami. 7 na 10 osób na terenie powiatu bieszczadzkiego głosowało w ostatnich wyborach na PiS. Jeżeli zrobimy otwarte, publiczne spotkanie, to prawdopodobieństwo, że będą tam wyborcy PiS, jest ogromne – mówi w rozmowie z naTemat Bartosz Romowicz.
A jeśli ludzie zaraz zasypaliby szefa PO pytaniami, jak pani w Mińsku Mazowieckim i przekazem z TVP?
– Takiej narracji słuchają – przyznaje burmistrz. – Ale tylko bezpośrednimi rozmowami można to przełamać. Radziłbym więcej bezpośrednich kontaktów z wyborcami. Na przykład podczas zebrań wiejskich. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w naszym powiecie był wysoki rangą przedstawiciel KO. To nie chodzi o to, żeby zamykać się na swoje ugrupowanie, na swoją grupę polityczną, tylko żeby dawać okazję wszystkim. Dziś jest takie wrażenie, że tylko PiS rozwiązuje ludzkie problemy, bo oni są w terenie – dodaje.
Mówi, że kiedy jeździ na spotkania, też bywa trudno. Ale inaczej, bez słuchania ludzi, nie da się rozwiązywać ich problemów. – W rozmowach z nimi trzeba się przyznać do błędów, trzeba być autentycznym. Powiedzieć, że rządy PO-PSL też były obarczone błędami, pokazać, że wyciągnęło się wnioski. Jeśli ktoś mówi: "Za nas było idealnie", stracił kontakt z rzeczywistością i do siebie nie przekona – mówi.
– Takie spotkania to podstawa zwycięstwa w wyborach. Ciągle uważam, że jeżeli ktoś chce zdobyć władzę, niezależnie z jakiego jest ugrupowania, to powinien jeździć do ludzi i z nimi rozmawiać. Ale jeżeli ktoś myśli, że jadąc w teren usłyszy, jak jest dobrze, czy jak dobrze rządził, to lepiej niech nie jedzie, bo może się rozczarować. Na spotkania przychodzi 80 proc. osób, które są niezadowolone, które oczekują pomocy. Ci, co nie mają problemów, na spotkania nie przychodzą – podkreśla.
Bartosz Romowicz już raz zapraszał do siebie polityków wszystkich partii – w kampanii prezydenckiej w 2020 roku: – Powiedziałem publicznie, że zapraszam wszystkich kandydatów wszystkich partii i zorganizuję wszystkie spotkania. Tylko Małgorzata Kidawa-Błońska przyjechała, w marcu, zanim została zmieniona. Poza tym nie było nikogo. Zaproszenie podtrzymuję. Jeśli dziś któryś z liderów, bez względu na partię, chciałby przyjechać, to zorganizuję mu spotkanie. Nie zorganizuję go tylko tym, którzy łamią demokrację, trójpodział władzy, którzy głoszą tezy antyszczepionkowe. Ale wszystkim innym, jak najbardziej.
Politolog ocenia: Nie próbować
Wiadomo, że Podkarpacie i kilka innych regionów są trudne dla opozycji. Czy politycy PO powinni mierzyć się z takimi wyborcami PiS? Wchodzić z nimi w konfrontację? Rafał Chwedoruk, politolog, prof. UW, śmieje się, gdy go o to pytam i mówi "nie".
– To absolutny alfabet kampanii wyborczej. W profesjonalnych partiach w świecie zachodnim jest tak, że wiemy, w które osiedla, w które ciągi budynków, wchodzimy na początku kampanii. Tam mieszkają nasi zwolennicy i tylko trzeba im się przypomnieć. A potem, im bliżej końca kampanii, idziemy do tych najbardziej niezdecydowanych. Natomiast mamy skreślone te miejsca, gdzie prawie nie padają na nas głosy. Bo nie ma po co – mówi naTemat.
Ale może warto spróbować? – Nie. Podziały w Polsce są bardzo utrwalone i silne. Jesteśmy jednym z najstabilniejszych systemów partyjnych w Europie. Różne osie podziałów się na siebie nałożyły. Ostatni moment masowej migracji między dwiema głównymi formacjami w polskiej polityce wyborców to był Donald Tusk i podniesienie wieku emerytalnego – przypomina politolog.
Uważa jednak, że takie migawki, jak nagranie z Mińska, mają znaczenie. – Sytuacja, w której Donald Tusk trafia na kogoś, kto jest stereotypowym zaprzeczeniem typowego wyborcy obozu liberalnego, kto odwołuje się do narracji drugiej strony, nie jest dla niego niebezpieczne. Jego wyborca będzie utożsamiał się z nim, a wyborca z PiS-u z panią z Mińska. Problemem byłaby sytuacja, gdyby Donald Tusk spotkał się z pracownikiem korporacji w średnim wieku, albo z zamożnym biznesmenem, który zasypałby go podobnymi pytaniami. Tutaj to nie nastąpiło – tłumaczy.
Sytuacja może być wręcz korzystna:
"Tusk rozgrywa swój mecz"
Obecny objazd po kraju w wykonaniu Donalda Tuska zdaje się mieć jeszcze inny charakter. Kilka dni temu szef PO zapowiedział, że będzie spotykał się z przedsiębiorcami i rozmawiał o kłopotach związanych z inflacją, drożyzną.
"Tak, będę jeździł od powiatu do powiatu, bo ten krzyk w obronie ciężko pracujących ludzi trzeba podnosić. Państwo musi stanąć na głowie, żeby Im pomóc" – napisał na Facebooku.
To, że ruszył w Polskę, docenili już politycy z innych partii opozycyjnych, w mediach pojawiły się takie doniesienia. "Politycy opozycji: Tusk się uaktywnił, praca u podstaw jest potrzeba" – pisze Interia.
Jak oceniać wyjazd Donald Tuska w Polskę? – Myślę, że w tym momencie Donald Tusk rozgrywa swój mecz przeciwko innym politykom opozycyjnym. W ten sposób rozpoczyna drugą fazę swojego powrotu do kraju. Pierwsza to była odbudowa PO i przypomnienie o sobie wyborcom. I to się udało. Druga faza w większym stopniu, jak sądzę, ma być adresowana nie tyle do samych wyborców, co do wnętrza opozycji – ocenia Rafał Chwedoruk.
Przypomina kampanię wyborczą z 2011 roku. – Początkowo kampania PO niezbyt się kleiła. Wtedy Donald Tusk rzucił własny autorytet na szalę, jeździł sam, było np. słynne ujęcie jak na stacji benzynowej konsumuje hot-doga, czyli pokazywał, że jest zwykłym człowiekiem. Myślę, że teraz jest to trochę próba nawiązania do tego. Widać, że obok tych działań wewnątrz opozycji, najważniejsze dla niego będzie strategia przedstawienia PO jako antytezy PiS-u. Czyli jeśli są problemy z drożyzną, to PO będzie mówiła o drożyźnie – mówi.
Póki co, kampanii wyborczej, oczywiście, jeszcze nie ma. – Umówmy się, że spotkaniem z lokalnym biznesmenem i jedną migawką telewizyjną Donald Tusk nie pozyska dziesiątków tysięcy nowych wyborców. Ale z całą pewnością sprawi pewien problem innym partiom opozycyjnym, bo to on jest na tej migawce – twierdzi politolog.
Może nadać blasku autentyczności. Czyli: "idę, nie boję się, rozmawiam także z tymi, którzy są absolutnie przeciwko". A politycy PO mieli z tym dużo problemów w ostatnich kampaniach. Aparat partii nie radził sobie z sytuacjami konfrontacji z wyborcami drugiej strony.
Rafał Chwedoruk
Donald Tusk będzie teraz musiał wywalczyć sobie pozycję kogoś, kto nie jest tylko liderem PO, a politykiem, który stworzy wspólną listę opozycyjną, a jeśli nie, to co najmniej kimś, kto będzie głównym koordynatorem działań opozycji. Będzie próbował wykorzystać fakt, że jest najbardziej rozpoznawalny, czego by nie zrobił i tak wszyscy będą rozmawiali o nim. Żaden inny lider opozycji nie ma takiej rozpoznawalności.