Niemal 30 tysięcy demonstrantów Marszu Niepodległości przyniosło kolejne pięć minut w blasku telewizyjnych lamp Arturowi Zawiszy. Ten nieco zapomniany polityk prawicy po karierze w ZChN-ie, Przymierzu Prawicy, Prawie i Sprawiedliwości, Libertasie i LPR-ze stał się twarzą demonstracji w Dzień Niepodległości. Znów szokuje ostrymi tezami i twardą retoryką w telewizyjnych dyskusjach.
Artur Zawisza wyrasta na najbardziej żarliwego obrońcę Marszu Niepodległości. W każdym jego aspekcie. Jeszcze przed 11 listopada bronił wpisania na listę poparcia Jana Kobylańskiego, przekonując w rozmowie z naTemat, że polonijny biznesmen nie został skazany za antysemityzm. Jeszcze mocniej i równie bezkrytycznie bronił tego, co działo się w Dzień Niepodległości. Stojąc murem za przedstawicielami ONR-u czy Młodzieży Wszechpolskiej dał wyraz swoim silnie narodowym poglądom.
A te są od lat tak samo skrajne. Zawisza jest członkiem Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego i wiceprezesem Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, pod adresem których wielokrotnie padały zarzuty o antysemityzm. Także w partiach, do których należał, zawsze okupował prawą flankę.
W latach 90. Zawisza działał w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Był nawet jego sekretarzem generalnym. – Od tego czasu on się właściwie nie zmienił. No może był bardziej kulturalny niż teraz – mówi w rozmowie z naTemat Stefan Niesiołowski, wtedy jeden z liderów ZChN. – On w ugrupowaniu reprezentował linię narodową, był przeciwnikiem wejścia do rządu Hanny Suchockiej, był przeciw Unii Europejskiej. Ale trzeba przyznać, że jest bardzo oczytany i dobrze zna historię, szczególnie ruchu narodowego. Lubiłem z nim o tym rozmawiać, bo niewielu posłów rozróżnia niuanse, które są ważne – przyznaje polityk PO.
Zdaniem Niesiołowskiego Zawisza jest jednym z niewielu polityków, którzy są stali w poglądach. – Do niego nie docierają żadne argumenty. Na tle takich polityków jak Michał Ujazdowski, który był chyba w dziesięciu partiach, Zawisza jawi się jako ostoja wartości. Dzięki temu ma pewne poparcie w środowiskach prawicowych – tłumaczy były wicemarszałek Sejmu. Stefan Niesiołowski krytycznie ocenia ostatnie publiczne wypowiedzi Zawiszy. – Przecież występy w telewizji są po to, aby zjednywać sobie zwolenników, a nie ich odstraszać. Zawisza robi to drugie. To inteligentny, oczytany człowiek, a broni tej żulerii stadionowej, która napada na ludzi. W mediach jest jak Janusz Korwin-Mikke, to po prostu folklor – ocenia szef komisji obrony narodowej.
Przyznaje jednak, że Zawisza to sprawny organizator. – Jest w tym niezły, pamiętam, że w ZChN-ie pisał statuty. Nie lekceważyłbym więc go. Chociaż z drugiej strony jest w o tyle złej sytuacji, że nie ma dobrych ludzi w swoim otoczeniu. Na tle organizatorów tego marszu na pewno wybija się intelektualnie – mówi Stefan Niesiołowski.
Po dekompozycji ZChN-u i razem z Przymierzem Prawicy Zawisza wszedł do Prawa i Sprawiedliwości. – Zarówno w Zjednoczeniu, jak i w Prawie i Sprawiedliwości, był w radykalnym skrzydle – ocenia Ryszard Czarnecki, były prezes ZChN, dziś europoseł PiS. – Tak jest i dziś. Myślę jednak, że ten inteligenty i pracowity człowiek, który przecież w polityce jest od dawna wie, że z obecnym towarzystwem nie ma szans na udział w realnej polityce. Jedyną szansą na to jest stworzenie takiej narodowo-demokratycznej frakcji w ramach większego prawicowego środowiska – przekonuje Czarnecki.
Taką właśnie pozycję zajmował w PiS-ie. Z nadania tej partii był najpierw szefem komisji gospodarki, a później przewodził komisji śledczej ds. banków i nadzoru bankowego. Jego pozycja wynikała z siły frakcji Marka Jurka, z którym zresztą opuścił PiS w 2007 roku, by stworzyć Prawicę Rzeczypospolitej. – Choć należał do frakcji Jurka, to zdobył sobie pozycję pracowitością i sumiennością. Wydaje mi się, że teraz tęskni do realnej polityki, jego celem jest powrót. Wie, że jedyną szansą na to jest zajęcie miejsca w obozie Jarosława Kaczyńskiego. Ale czy to realne, to już inna sprawa – dodaje poseł do PE.
Po niepowodzeniu wyborczym koalicji Liga Polskich Rodzin - Prawica Rzeczpospolitej starał się zaistnieć na scenie politycznej dzięki pieniądzom irlandzkiego biznesmena Declana Ganleya. Podczas kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego Zawisza był twarzą Libertasu, skrajnie antyeuropejskiego ugrupowania, które działało w kilku krajach UE. Korzystając ze wsparcia rządzących TVP polityków jego ugrupowanie miało zapewniony czas antenowy w TVP INFO, które pokazywało nawet lokalne konferencje prasowe zupełnie nieznanych kandydatów Libertasu. Jednak nie pomogło im to dostać się do PE, a Zawisza dostał w Warszawie tylko 4 174 głosy. Później zniknął z polityki. Nawet jego strona internetowa od tamtego czasu nie była uaktualniana.
Na ekrany telewizorów powrócił, gdy podczas niedawnego Marszu Niepodległości skierował ostre słowa pod adresem Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego. – Oskarżam, i to oskarżam po pięciokroć, prezydenta i premiera, że sprzeniewierzyli się polskiej niepodległości – mówił. Atakował za "sprzedanie się Unii". W ostrej retoryce cytował wieszczów, pokazując swoje oczytanie i retoryczną sprawność.
Jednak ta retoryczna sprawność czasami przeradza się w śmieszność. Tak jak gdy radził Monice Olejnik udać się na "rekolekcje patriotyczne" lub mówił, że "kłamstwo konopnickie mogłoby być karane jak kłamstwo oświęcimskie".
Reklama.
Artur Zawisza
w "Panoramie" TVP2
Teza o rzekomym lesbizmie Marii Konopnickiej to kłamstwo propagandy feministycznej. Kłamstwo Konopnickie mogłoby być tak samo karalne jak kłamstwo oświęcimskie CZYTAJ WIĘCEJ