- Ratownictwo w okolicznościach wypadków masowych przypomina medycynę wojenną. Emocje trzeba odsunąć na bok. To ogromnie trudne, bo przecież całe życie uczono lekarzy i ratowników, że mają pomóc każdemu. Tymczasem muszą iść wśród wielu ofiar i podejmować decyzję, kto ma szansę, a kto nie - mówi specjalnie dla naTemat dr Ireneusz Weryk, specjalista medycyny ratunkowej i dyrektor ds. ratownictwa Falck Medycyna.
Nasz wczorajszy wywiad z jednym z pasażerów pociągu, który brał udział w katastrofie w woj. śląskim, wzbudził ogromne emocje. Szczególnie wiele dyskusji dotyczyło historii -
jednego z ratowników, który nie zakwalifikował kobiety z urwanymi w kolanach kończynami "do zabrania" (CZYTAJ CAŁY WYWIAD). Wielu czytelnikom nie mieści się w głowie, że służby ratunkowe mogą kogokolwiek zostawić bez pomocy.
Tymczasem ratownicy medyczni, w okolicznościach takich tragedii, jak sobotnia katastrofa kolejowa, stają przed ogromnie trudnym i obciążającym wyborem, w którym prawnie są zobligowani do zastosowania tzw. segregacji pacjentów. Nie bacząc na emocje, muszą zadecydować, komu są w stanie pomóc. Rzadko kiedy da się przecież pomóc wszystkim.
Emocje na bok
- Ratownictwo w okolicznościach wypadków masowych przypomina medycynę wojenną. Emocje trzeba odsunąć na bok. To ogromnie trudne, bo przecież całe życie uczono lekarzy i ratowników, że mają pomóc każdemu, stosując
wszystkie znane procedury medyczne, że każdy ma szanse na przeżycie. Tymczasem muszą iść wśród wielu ofiar i podejmować decyzję, kto ma szansę, a kto nie - zaznacza dr Ireneusz Weryk, specjalista medycyny ratunkowej i dyrektor ds. ratownictwa i edukacji medycznej Falck Medycyna Sp. z o. o.
To trudniejsze tym bardziej, że ludzie w szoku krzyczą, płaczą, błagają, żeby ich nie zostawiać. - Każdy uważa, że jego przypadek jest najważniejszy i wyjątkowy, a jego cierpienie największe - małe dzieci, kobiety, starcy. To wszystko szokuje i bardzo trudno jest się ratownikowi przełamać. Niektórzy przez całe życie nie będą musieli brać udziału w akcji ratunkowej wymagającej stosowania segregacji medycznej. Inni wezmą w niej udział raz i później pozostaje wielkie obciążenie psychiczne, bo pomimo szkolenia jest to procedura ćwiczona tylko teoretycznie - dodaje.
Według lekarzy i ratowników dodatkowo obciąża świadomość, że cywile i media rzadko rozumieją i zastanawiają się nad tymi zasadami. - Dochodzą do wniosku, że ratownik po
prostu kogoś celowo zostawił bez pomocy. Dlatego stanowczo podkreślam, że w okolicznościach wypadków masowych, lekarze i ratownicy nie mogą udzielać każdemu natychmiastowej i adekwatnej do potrzeb pomocy. Postępują według ściśle określonych zasad, dających szansę na przeżycie maksymalnej ilości osób - stanowczo podkreśla dr Weryk.
Zdaniem ratowników uleganie emocjom i działanie chaotyczne może doprowadzić jedynie do kolejnego wypadku.
- Przy każdym wypadku najważniejsze jest, żeby ratownik ocenił okoliczności. Nawet najstraszniejszy widok, nie może dopuścić adrenaliny do poziomu, w którym ratownik
chce pomagać wszystkim za wszelką cenę. Dobry ratownik to żywy ratownik, dlatego musimy współpracować z innymi służbami. Działanie w okolicznościach katastrofy i masowego wypadku wymaga dokładnej koordynacji - podkreśla dr Ahmed Jadou, dyrektor ds. lecznictwa Nowodworskiego Centrum Medycznego i wieloletni dyrektor pogotowia ratunkowego.
Segregacja pacjentów
Zasady działania ratownictwa medycznego w Polsce reguluje Ustawa o państwowym ratownictwie medycznym. - Jest ona bardzo ogólna, ale wprowadza pojęcie segregacji medycznej pacjentów, czyli Triage (do dnia dzisiejszego Minister Zdrowia nie wydał szczegółowych przepisów wykonawczych regulujących to zagadnienie, choć ustawa nakładała taki obowiązek) - wyjaśnia dr Ireneusz Weryk.
Segregacja pacjentów obowiązuje wyłącznie w przypadku zdarzeń masowych i katastrof, kiedy mamy do czynienia z wieloma poszkodowanymi, a siły i środki ratownictwa medycznego dostępne w danej chwili, nie pozwalają na zastosowanie standardowych procedur.
Zgodnie z Triage zespoły ratownictwa medycznego i ratownicy PSP, którzy pierwsi pojawiają się na miejscu zdarzenia, muszą ocenić liczbę poszkodowanych i wezwać adekwatną do tego ilość sił i środków ratownictwa medycznego. - Jeśli w danej chwili występuje dysproporcja między siłami ratowników, a liczbą poszkodowanych, muszą zostać włączone elementy segregacji - dr Ireneusz Weryk.
Czerwony, żółty, zielony, czarny
W Polsce najczęściej segregacja medyczna odbywa się za pomocą metody START. Polega ona na podziale uczestników zdarzenia na cztery grupy, określone odpowiednimi kolorami, na podstawie błyskawicznej oceny podstawowych parametrów życiowych. Grupa czerwona - o najwyższym priorytecie - to ranni, z ciężkimi obrażeniami, wymagający natychmiastowej pomocy i transportu do szpitali. Jeśli pomoc nie zostanie im udzielona szybko - umrą. Grupa żółta - wysoki priorytet - lżej ranni, wymagający szybkiej pomocy w szpitalach. Ewakuowani w drugiej kolejności. Jeżeli pomoc będzie się znacząco przedłużała, przejdą do grupy czerwonej lub poważniejsze będą skutki ich urazów. Grupa zielona - średni priorytet - lekko pobijani, zmarznięci, w szoku, przeważnie samodzielnie chodzący - najczęściej przewożeni są do szkół, podlegają obserwacji na miejscu. Grupa czarna - zgony lub bez szansy na przeżycie w warunkach zdarzenia wymagającego segregacji; nie podejmujący spontanicznego oddychania pomimo udrożnienia dróg oddechowych (u dzieci wykonuje się kilka sztucznych oddechów).
- Przy masowych przypadkach nie pomagamy wszystkim jednocześnie. Segregacji medycznej powinien dokonywać najbardziej doświadczony ratownik, kierownik akcji i jednostki. Inni ratownicy pomagają najciężej chorym według koloru - zaznacza dr Ahmed Jadou.
- Przy dużej liczbie poszkodowanych prowadzą ją wszyscy, łącznie z ratownikami PSP, ponieważ mają do tego prawo, a z zasad Triage są szkoleni - dodaje dr Weryk.
Sztywne procedury
Osoby dokonujące segregacji oznaczają ofiary kolorami w postaci kartek, zawieszek, taśmy lub naklejek. Ci, którzy idą z tyłu wiedzą, jaki jest priorytet ewakuacji i komu mają udzielać pomocy w pierwszej kolejności, a kogo niestety muszą póki co zostawić.
- Czerwonych służby starają się, jak najszybciej ewakuować do szpitali, wykonując podstawowe procedury ratujące życie. W drugiej kolejności do szpitali ewakuuje się również żółtych , często z etapem pośrednim wykorzystującym namioty ratownicze PSP.
Segregacja pacjentów według kolorów
Kolor czerwony - najbardziej poszkodowani, najwyższy priorytet; osoba wymaga natychmiastowej pomocy, bo inaczej umrze. Ratownicy udrożniają jej drogi oddechowe, tamują krwotok. Kolor żółty - wysoki priorytet. Pacjenci mogą chwilę poczekać. Kolor zielony - średni priorytet. Pacjenci mają lekkie obrażenia, skaleczenia, obicia, ale chodzą; do ponownego badania. Kolor czarny - zgon lub stan krytyczny bez szansy na przeżycie.
Zielonych przemieszcza się gdzieś z boku, przeważnie pod opieką ratowników PSP, a następnie transportem niemedycznym ewakuuje do szkół lub innych obiektów użyteczności publicznej - wyjaśnia dr Weryk.
Najbardziej problematyczni są czerwoni, ponieważ trzeba im zorganizować błyskawiczny transport, a pomoc udzielana na miejscu jest ograniczona do niezbędnych procedur ratujących życie: udrożnienie dróg oddechowych, tamowanie krwotoków zewnętrznych, obarczenie odmy, tamponady serca, unieruchomienie złamań, itp.
- Ratownicy nie mogą podejmować resuscytacji krążeniowo-oddechowej podczas pierwszej segregacji. Jeśli samo udrożnienie dróg oddechowych i zatamowanie krwotoku nie wystarczy, pacjent niestety umrze. W przypadku wypadku masowego ratownicy nie mają szansy udzielić pomocy wszystkim. Poprawna resuscytacja wymaga czasu i zaangażowania co najmniej dwóch osób. W pierwszych okresie jest za mało ratowników, żeby to robić, bo zginie wiele innych osób, które przeżyją chociażby dzięki przywróceniu drożności dróg oddechowych, zatamowaniu krwawienia lub ewakuacji ze strefy niebezpiecznej - tłumaczy dr Weryk.
Oczywiście im więcej służb pojawia się na miejscu, tym szybsza i skuteczniejsza jest wtedy pomoc. Ale pierwsze kilkadziesiąt minut jest bardzo ciężkie szczególnie dla osób zmuszonych do przeprowadzania segregacji medycznej.
taka tragedia... jak się czyta to tak naprawdę człowiek uświadamia sobie co się stało, ile osób to dotyka. jestem kilkanaście lat ratownikiem GOPR-u i prawdą jest, że ratuje się osoby w wypadkach publicznych, którym najszybciej można uratować.
Paweł Piotr Lewandowski
zostawia się te osoby, które się nie kwalifikują, bo albo mogą poczekać, albo nic już się nie da zrobić.
Jason Waller
Nie chcieli zabrać rannej kobiety?
Kamil Zawiślak
Wydaje się, że powiedzieli tak, bo nie było już dla niej ratunku...
Joanna Czyczuk
No właśnie?? Co to znaczy, że "kiedy spojrzeli na stan kobiety powiedzieli, że się nie kwalifikuje do zabrania"? Przytomna kobieta, która mówi, reaguje? W głowie mi się to nie mieści!