"Spaliło mi się mieszkanie, a muszę zmagać się z paparazzi i innymi hienami" – napisał na Facebooku Szymon Majewski. Według niego, paparazzi przekroczyli wszelkie granice nie dając mu spokoju w takiej sytuacji. – To na pewno tragedia człowieka, ale paparazzi też pracować musi. Nie dziwię się fotografom, że robili tam zdjęcia, bo gdyby nie pojechał jeden, zrobiłby to inny – mówi w rozmowie z naTemat Piotr Gocał, jeden z polskich paparazzi.
Szymon Majewski pisze na Facebooku, że jego cierpliwość do paparazzich skończyła się, kiedy robili zdjęcia po pożarze, w którym spłonęło jego mieszkanie. Pańscy koledzy po fachu przekroczyli granice?
Piotr Gocał: Do tabloidów robi się zdjęcia na cmentarzach albo np. dzieciom w trumnie, więc są gorsze rzeczy. Tam na szczęście nic się nikomu nie stało. Oczywiście, na pewno jest to tragedia człowieka, ale paparazzi też pracować musi. Jestem z Trójmiasta. Gdyby tutaj zdarzył się podobny wypadek, paparazzi, w tym pewnie i ja, byliby na miejscu. Nie dziwię się fotografom, że robili tam zdjęcia, bo gdyby nie pojechał jeden, zrobiłby to inny.
Gdzie są więc te granice?
Nie ma sztywnych zasad ani kodeksu. Każdy robiący zdjęcia stawia przed sobą granice, każdy ma swoje zasady i działa zgodnie z sumieniem. To zależy od człowieka, a nie od ogółu. Jeden paparazzi odpuści temat i nie pojedzie na miejsce, bo uzna, że to byłoby niewłaściwe. Inny nawet wszedłby do środka i zrobił zdjęcia z bliska.
Majewski pisze też, że nie wytrzymał i wdał się nawet w bójkę z tymi "hienami z aparatami"…
Właśnie, najpierw myślałem, że miał prawo być wzburzony, ale kiedy dowiedziałem się o tej bójce, zmieniłem zdanie na niekorzyść Majewskiego. Powiem szczerze, że jeśli dochodzi do naruszenia nietykalności fotografa, to to już jest nie w porządku. Majewski zachował się agresywnie i skandalicznie. Dosłownie wpadł w szał. Rozumiem, że to jest jego dramat i miał prawo do zdenerwowania, ale na pewno nie do takiej reakcji.
Może paparazzi po prostu podchodzili do niego zbyt blisko?
Z tego co widziałem, tam ciężko było zrobić zdjęcia z ukrycia, dyskretnie. Zresztą, cokolwiek by nie zrobili, żaden człowiek nie ma prawa podchodzić, bić i niszczyć sprzętu. I nieważne czy to przysłowiowy Kowalski czy Szymon Majewski.
W komentarzach pod naszym artykułem pojawiły się też głosy, że Majewski jest osobą publiczną, więc musi się liczyć z konsekwencjami. Zgadza się pan z tym?
Oczywiście, skoro jest osobą publiczną nie powinien dziwić się pracy paparazzich. W sumie nawet gdyby był to pożar anonimowej rodziny, zapewne przyszedłby tam fotograf. On tym bardziej musiał być na to przygotowany. Zdenerwowanie rozumiem, ale to skandal, żeby podchodzić, szarpać i bić fotografów.