32–letnia Agnieszka z Warszawy podzieliła się z naTemat.pl traumatycznym doświadczeniem molestowania seksualnego przez kierowcę pracującego dla aplikacji przewozowej. – Gdy zgłaszałam sprawę na komisariacie, policjantka powiedziała mi, że łamię mu życie – mówi kobieta.
Do sytuacji doszło 4 tygodnie temu. Agnieszka (imię zmienione) postanowiła opowiedzieć, co ją spotkało, gdyż przeczytała historie innych kobiet, w tym Noemi, które ujawniły molestowanie seksualne przez kierowców popularnych aplikacji transportowych.
– Mówienie o tym jest dla mnie bardzo trudne. Za każdym razem, gdy o tym opowiadam czuję, jakbym przeżywała to jeszcze raz. Jednak chcę zabrać głos, bo skala problemu jest ogromna. Politycy ponad podziałami powinni się zająć zapewnieniem bezpieczeństwa we wszelkich formach przewozu – podkreśla Agnieszka.
Historie kobiet molestowanych lub zgwałconych podczas kursu zaczęła zbierać posłanka Aleksandra Gajewska (Koalicja Obywatelska), która domaga się zdecydowanych działań od ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry (Solidarna Polska), a także komendanta stołecznego policji nadinspektora Pawła Dzierżaka. Gajewska z rozmowie z naTemat.pl mówi, że jak dotąd nie uzyskała odpowiedzi na swoje pisma od żadnego z nich.
Agnieszka – molestowanie przez kierowcę popularnego przewoźnika
Agnieszka jest prawniczką. Jak mówi naTemat.pl, tamtego wieczoru spotkała się na mieście z koleżanką.
– Pierwszy raz od dłuższego czasu przesadziłam z alkoholem. Wiem, że w tym momencie część osób stwierdzi, że byłam pijaną laską, która sama się o to prosiła. Jednak to nieprawda: byłam pijaną kobietą, która zamówiła przewóz właśnie po to, by wrócić spokojnie do domu. Niestety okazało się, że nawet wtedy kobieta nie może się czuć bezpiecznie – opowiada Agnieszka.
Agnieszka wspomina, że podczas kursu urwał jej się film. Nie pamięta, co się działo w samochodzie. Wysiadła z auta, wróciła do domu i poszła spać.
O tym, że wydarzyło się coś, na co nie dała zgody, Agnieszka dowiedziała się na drugi dzień. Zaczęła otrzymywać wiadomości od kierowcy, który odwiózł ją do domu. Gdy kobieta odpisała, że nie jest zainteresowana znajomością, mężczyzna oznajmił jej, że dziwi go jej zachowanie.
Gdy Agnieszka zapytała go, co się między nimi wydarzyło, otrzymała odpowiedź, że "nic poza pocałunkiem”. Kierowca dodał, że zaprosiła go do siebie. Agnieszka wpadła w panikę.
– Byłam przerażona. Wyobraźnia zaczęła mi podsuwać najróżniejsze scenariusze. Podczas kursu urwał mi się film, jednak najwidoczniej kierowca uznał, że skoro ma w aucie nieprzytomną kobietę, to może jej zrobić, co mu się podoba. Nie dałam mu na nic zgody. Nie byłam w stanie dać mu zgody – podkreśla prawniczka.
Kobieta dodaje, że w żadnym przypadku kierowca nie miał prawa jej tknąć. – Zadaniem kierowcy jest zawiezienie klientki z punktu A do punktu B, a nie napastowanie jej – mówi Agnieszka.
Postanowiła niezwłocznie zgłosić sprawę na policję. – Obawiałam się, że ten mężczyzna mógł mnie zgwałcić. Napisał co prawda tylko o pocałunku, ale kto by przyznał się w na piśmie do czegoś więcej? – tłumaczy.
Zgłoszenie molestowania seksualnego na policję
W ciągu kilkudziesięciu godzin od przejazdu pani Agnieszka udała się na komisariat, by zgłosić molestowanie seksualne. Gdy zadzwoniła do szpitala, aby zapytać się, jak wygląda procedura w takich przypadkach, poinformowano ją, że musi zgłosić sprawę na policję.
– Płakałam, byłam kompletnie rozbita. Z pięćdziesiąt razy liczyłam, czy podczas kursu miałam dni płodne. Za każdym razem wychodziło mi, że nie, ale i tak liczyłam od nowa. Bałam się, że jeśli mnie zgwałcił, mógł mnie zarazić chorobą weneryczną, przekazać mi wirusa HIV. Myślałam tylko o tym, by zbadał mnie lekarz – mówi kobieta.
Na komisariacie okazało się, że nie ma oddzielnego pokoju do składania zeznań ws. napaści seksualnej. – Na recepcji starałam się mówić tak, by osoby postronne nie usłyszały, o co chodzi. Bardzo się wstydziłam – relacjonuje Agnieszka.
Jak mówi, funkcjonariuszki, z którymi miała styczność, były bardzo taktowne – poza jednym przypadkiem. – Jedna z nich zapytała mnie: "Czy pani wie, że zniszczy człowiekowi życie?” – wspomina kobieta. Jak dodaje, poza tym była traktowana profesjonalnie – lepiej niż inne kobiety w podobnej sytuacji.
Przy okazji składania zeznań na komisariacie na jaw wyszedł kolejny fakt. Feralny kurs zamiast przewidywanych 20 minut trwał aż godzinę. Pojawiło się pytanie, co się działo w nadmiarowym czasie.
Badanie w szpitalu. Koszty leczenia
Agnieszka w towarzystwie policjantki udała się do szpitala. Tam kobieta zbadała się pod kątem napaści seksualnej.
– Lekarz był bardzo empatyczny. Starał się być delikatny, jednak takie badanie nie przypomina zwykłej cytologii. Po raz pierwszy w życiu czułam, że wziernik wywołuje ból. Lekarz powtarzał mi, bym się rozluźniła, ale nie mogłam się rozluźnić – opowiada Agnieszka.
– Okazało się, że nie mam ran świadczących o siłowej penetracji, jednak nie dawało to 100 proc. gwarancji, że do niczego nie doszło. Lekarz wypisał mi receptę na pigułkę po i antybiotyki – relacjonuje prawniczka.
W aptece Agnieszka wykupiła pakiet leków za 120 zł.
– Ta kwota nie była dla mnie problemem. Jednak gdybym była nastolatką, studentką, albo miała gorzej płatną pracę, to mógłby być zaporowy wydatek. Co mają zrobić kobiety, które na to nie stać? – pyta Agnieszka.
Kobieta dodaje, że pijany mężczyzna zostałby co najwyżej obrabowany przez kierowcę z firmy przewozowej.
– Ja byłam molestowana i zostałam obrabowana. Na wizyty u psychiatry, psychologa, leki, wydałam już ponad 700 zł, na żadnym etapie nie dostaje się informacji, gdzie można szukać pomocy. Kobieta, która jest ofiarą molestowania seksualnego, musi sama szukać pomocy, niejednokrotnie odbijając się od ściany. Naprawdę wolałabym być tylko okradziona – ocenia Agnieszka.
Utrata poczucia bezpieczeństwa
Nasza rozmówczyni przyznaje, że tamta noc zmieniła jej życie w koszmar. – Nie ma już tej roześmianej, wiecznie żartującej Agnieszki. Nie ma już mnie sprzed tego wydarzenia. Jestem w żałobie po sobie samej – mówi łamiącym się głosem.
Kobieta podkreśla, że straciła poczucie bezpieczeństwa. – Już nigdy nie skorzystam z usług żadnego przewoźnika – wyjaśnia Agnieszka.
W tych trudnych dniach wielkim oparciem są dla niej bliscy. – Moja przyjaciółka Aśka spała u mnie przez kilka nocy, bo bałam się być sama. Gdy idę na spacer, jestem na telefonie z moim przyjacielem, bo mam obawę, że coś może mi się stać – relacjonuje.
Agnieszka mówi, że dzieli się swoją historią po to, by inne kobiety zgłaszały przemoc seksualną na policję, a funkcjonariusze i politycy na serio zajęli się sprawą.
– Widziałam materiał dotyczący molestowania w Dzień Dobry TVN, policjant radził kobietom, jak mają się zachowywać, by zminimalizować ryzyko gwałtu. Co to jest? XIX wiek? Gdzie my żyjemy? Czy kobieta, która mieszka sama i wraca do domu pod wpływem alkoholu, powinna zawsze wracać z kimś? – pyta zbulwersowana Agnieszka.
Jej zdaniem rozwiązanie jest proste: – Powinny powstać systemy monitorujące przejazd – szczególnie w nocy. Dodatkowo państwo i policja powinny się skupić na tym, by przeciwdziałać przemocy i skutecznie ją ścigać. Na razie kierowcy, którzy są sprawcami molestowania, są bezkarni – konkluduje kobieta.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut