W weekend redaktor naczelny tygodnika "Uważam Rze" Paweł Lisicki ostro wypowiedział się o Grzegorzu Hajdarowiczu. Wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy to w porządku krytykować swojego przełożonego i pobierać od niego pensję. My pytamy Pawła Lisickiego czemu publicznie wdaje się w tak ostrą dyskusję z szefem i czy nie boi się, że spotka go ten sam los, co Tomasza Wróblewskiego.
Przede wszystkim uważam, że wydawca powinien dbać o swoich dziennikarzy. Proszę zauważyć, że do tej pory nie krytykowałem nigdy pracy Grzegorza Hajdarowicza: jego decyzji personalnych, metod pracy i prowadzenia biznesu. Wielokrotnie zresztą
podkreślałem, że on nigdy nie ingerował w treści w "Uważam Rze", nie miałem z tym problemu również jako naczelny "Rzeczpospolitej", Hajdarowicz zawsze szanował naszą niezależność. Teraz odnoszę się tylko do jego wystąpień publicznych, ale to nie jest rozmowa o biznesie, pracy.
Co nie zmienia faktu, że nadal jest on pana przełożonym…
Grzegorz Hajdarowicz nie jest już tylko wydawcą. Publicznie komentuje zasady pracy dziennikarza, wskazuje jak dziennikarz powinien pracować. To naturalne, że skoro Grzegorz Hajdarowicz rozpoczyna taką debatę, to ja biorę w niej udział.
W takiej sytuacji trzeba zdecydować się na jakąś rolę – albo się jest wydawcą, który stoi w cieniu, albo jest się publicystą i bierze udział w publicznej dyskusji. Nie można być jednym i drugim jednocześnie. Słyszał pan kiedyś, żeby wydawcy z Agory czy Axel Springer udzielali się w życiu publicznym?
Nie, nie słyszałem, oni zapewne pozostają w cieniu. Ale dla wielu osób to i tak nieakceptowalne, że wojuje pan publicznie ze swoim szefem – nawet jeśli to on wszczął dyskusję.
Przede wszystkim, ja z nikim nie wojuję. Ja się odnoszę do zasad sztuki dziennikarskiej, o których mówi publicznie Grzegorz Hajdarowicz.
Trzeba tu jednak podkreślić, że stosunek wydawcy i dziennikarza nie jest zwykłym stosunkiem pracodawcy i pracownika, jest inny. Częścią pracy dziennikarza jest i musi być niezależność. W dziennikarstwie nie chodzi o wypełnianie rozkazów wydawcy. Dlatego też Grzegorz Hajdarowicz musi liczyć się z tym, że skoro zaczyna jakąś debatę, to inni biorą w niej udział.
Nie uważa pan za hipokryzję z jednej strony krytykowanie pracodawcy, a z drugiej – brania od niego pieniędzy? Takie zarzuty również pojawiają się pod adresem Pana i Pańskich kolegów, którzy napisali list otwarty do Hajdarowicza.
Jeśli chodzi o pieniądze, w przypadku dziennikarzy działa to obustronnie. Ja dostaję pensję, a wydawca czerpie korzyści z pracy dziennikarza – tekstów, ale też nazwisk, prestiżu i wizerunku swoich pracowników.
Nie chciałbym komentować hipotetycznych sytuacji. Powiem więc tak: uważam, że ten tekst był źle zredagowany i w tej formie nie powinien był się ukazać. W tym sensie
zgadzam się z Hajdarowiczem. Mogę też zapewnić, że w "Uważam Rze" taki tekst by się nie ukazał.
Pytam o pieniądze, bo już krążą plotki, że pana zwolniono – właśnie za tę krytykę.
Na razie nikt mnie nie zwolnił, chociaż nie wiem, co będzie w przyszłości. Ale to by było zmienianie reguł gry, w trakcie gry. Wydawca przecież zawsze stoi z tyłu, a to dziennikarze występują w mediach. Kiedy zaś wydawca zostaje publicystą, zabiera głos w mediach, i nagle nie spodoba mu się jakiś głos w publicystyce, to nie może wracać do roli wydawcy i zwalniać tylko za to, że nie spodobała mu się jakaś opinia.
I Pan wierzy, że Grzegorz Hajdarowicz właśnie tak patrzy na głosy dziennikarzy "URze" i "Rzeczpospolitej" komentujące jego zachowanie?
Zakładam, że Hajdarowicz to człowiek rozsądny i jest, tak jak deklaruje, zwolennikiem wolności słowa, o którą zresztą walczył.
Jak, w takim razie, pana zdaniem powinna wyglądać debata o dziennikarstwie w Polsce? Kto powinien brać w niej udział?
W debacie mogą brać udział, oczywiście, wszyscy, tylko trzeba pamiętać o swoich rolach. Wydawca musi szanować niezależność redakcji, nie może przekraczać swoich uprawnień. Powinien pamiętać o zasadzie niezależności dziennikarskiej, o tym, że własność gazety i pisma nakłada na niego również szczególne obowiązki. A dziennikarze, oczywiście, powinni być otwarci na krytykę ze strony odbiorców.
[Grzegorz Hajdarowicz] stał się z dnia na dzień uczestnikiem walki politycznej i wciągnął "Rzeczpospolitą" i całe wydawnictwo w niekończącą się awanturę medialną. Kompletnie nie mogę tego zrozumieć. CZYTAJ WIĘCEJ