
"Najlepsze zawodniczki świata w Polsce", "Turniej WTA w katowickim Spodku" - czytamy przez ostatnie kilka dni w mediach. Wszystko w tonie sensacyjnym, triumfującym. Mało kto w całej tej euforii zastanawia się, jakie z turnieju, który ma się odbyć w kwietniu przyszłego roku, możemy odnieść korzyści. Okazuje się, że znikome. Od jednego z rozmówców słyszę nawet, że imprezy takie jak ta nie mają w Polsce sensu. Okazuje się też, że Agnieszka Radwańska raczej w nim nie zagra
W rozmowie z nim słyszę jeszcze jeden argument. Taki, że w świecie tenisowym jest dzisiaj przesyt imprez. I generalnie opłaca się robić albo turnieje bardzo duże, albo małe, skromniutkie imprezy, w których mogłyby się wypromować mniej znane tenisistki. Tomasz Iwański, trener tenisa, który pracował między innymi z Nadią Pietrową, w całej sprawie wypowiada się nieco łagodniej. - Z jakiegoś powodu tego typu turnieje są organizowane. Nie przesadzajmy z krytyką, są w nich też pozytywy, kilka młodych polskich zawodniczek pewnie otrzyma dziką kartę. Choć nie ukrywam, że generalnie rzecz biorąc nie uważam imprezy w Spodku za najlepszą inwestycję - tłumaczy Iwański.
Wielu uważa, że tego typu imprezy są niezbędne do wykreowania w danym kraju mody na tenis. I, w dłuższej perspektywie, do zwiększenia poziomu. Okazuje się jednak, że nie zawsze kraj, który nie ma u siebie imprez, jest na tenisowej mapie sukcesów pustynią. Świetny przykład mamy dość blisko. To Czechy. Turniejów ATP brak, turniejów WTA brak. Tymczasem w jednym tylko 2012 roku Czesi okazali się najlepsi w Pucharze Hoppmana, Pucharze Federacji i niedawno w Pucharze Davisa. Ten rok jest dla nich historyczny.
Gorzej, że w organizowaniu tego typu turniejów nie mamy najlepszych doświadczeń. - Pamiętam, jak Polsat robił turniej na Legii. Finał, a w nim Chinka walczy z Rumunką. Takie spotkanie nie mogło przyciągnąć zbyt wielu widzów. Powiedzmy sobie wprost, że takie imprezy są przede wszystkim dla kogoś drogą do zarobienia pieniędzy - tłumaczy Stopa.
- Negocjacje trwały długo, można to liczyć w miesiącach. Mamy podpisany list intencyjny. Oczywiście organizacja takiej imprezy będzie się wiązała z finansowym zaangażowaniem miasta - powiedziała Ewelina Kajzerek, pełnomocnik prezydenta Katowic do spraw sportu.
Zasugerował też, że jeśli turniej ma organizować ta sama ekipa, co kiedyś imprezę w Warszawie, jego córki na pewno nie wystartują. O co chodzi z Warszawą? Cofnijmy się do 2009 roku, kiedy to organizatorzy postanowili wypłacić startowe zawodniczkom z zagranicy, a pominęli przy tym Radwańską. Polka wycofała się wtedy z turnieju, twierdząc, że jest kontuzjowana. Ale to był tylko początek zamieszania. Dyrektor tamtego turnieju, Stefan Makarczyk, zdradził potem mediom swoją korespondencję z Radwańskim. Wynikało z niej, że ojciec zawodniczki groził, że w razie nie otrzymania startowego, Agnieszka zgłosi kontuzję.
Start tak, ale charytatywny
- To, o czym pan mówi, to jest wersja Roberta Radwańskiego. Ja słyszałem dwie i ta druga jest już zupełnie inna - tłumaczy Stopa. Zaraz potem jednak dodaje: - Pamiętajmy o tym, że tenis to dzisiaj jeden, wielki biznes. Startami najlepszych zawodniczek na świecie rządzą dzisiaj finanse. Zarobię, kalkuluje mi się, to wystartuję. Choć na pewno, gdyby Agnieszki miałoby zabraknąć, wtedy turniej w Katowicach byłby już kompletnie bezcelową imprezą.
