nt_logo

"Polska nie potrzebuje zgody KE, by przestać kupować węgiel z Rosji". Morawiecki znowu kłamie?

Anna Dryjańska

03 marca 2022, 08:29 · 4 minuty czytania
Po ataku Rosji na Ukrainę pojawił się postulat, by rząd PiS przestał kupować węgiel z Rosji. Premier Morawiecki rozkłada ręce. – Choćby jutro nakładamy embargo na rosyjski węgiel, jesteśmy na to gotowi, potrzebujemy zgody ze strony Komisji Europejskiej – mówi szef rządu. Jednak, jak wskazuje ekspertka, władza nie potrzebuje zgody na to, by ograniczyć lub zakończyć zakupy węgla z Rosji.


"Polska nie potrzebuje zgody KE, by przestać kupować węgiel z Rosji". Morawiecki znowu kłamie?

Anna Dryjańska
03 marca 2022, 08:29 • 1 minuta czytania
Po ataku Rosji na Ukrainę pojawił się postulat, by rząd PiS przestał kupować węgiel z Rosji. Premier Morawiecki rozkłada ręce. – Choćby jutro nakładamy embargo na rosyjski węgiel, jesteśmy na to gotowi, potrzebujemy zgody ze strony Komisji Europejskiej – mówi szef rządu. Jednak, jak wskazuje ekspertka, władza nie potrzebuje zgody na to, by ograniczyć lub zakończyć zakupy węgla z Rosji.
Premier Mateusz Morawiecki deklaruje, że jest gotowy na embargo na węgiel z Rosji, ale potrzebuje zgody KE. Są jednak inne sposoby na to, by rząd PiS przestał go kupować lub ograniczył zakupy, które można zastosować niezależnie od KE. fot. Beata Zawrzel/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • 24 lutego Władimir Putin zapoczątkował nową fazę wojny w Ukrainie
  • Unia Europejska, USA i inne państwa odpowiedziały falą sankcji
  • Premier Morawiecki twierdzi, że jest gotowy zrezygnować z importu rosyjskiego węgla od zaraz, jeśli zielone światło da Komisja Europejska

Anna Dryjańska: Czy premier Morawiecki ma związane ręce w sprawie importu rosyjskiego węgla? Karolina Baca–Pogorzelska: Nie. Unijne embargo nie jest jedynym sposobem, by Polska wycofała się z importu węgla z Rosji. Możemy to zrobić samodzielnie. Niemcy właśnie same ograniczyły swój import, a więc nie ma czegoś takiego jak niedasizm czy imposybilizm. Od czegoś trzeba zacząć, by się uniezależnić od Rosji. Sprawa jednak nie będzie łatwa. Rosyjski węgiel stanowi ok. 70 proc. surowca sprowadzanego do Polski. W praktyce oznacza to, że jeśli rocznie z zagranicy kupujemy średnio 13 milionów ton węgla, to z Rosji trafia do nas około 9 milionów ton. Odpowiadając krótko na twoje pytanie: rząd może natychmiast zakazać wpuszczania transportów rosyjskiego węgla, nie potrzebuje do tego zgody Komisji Europejskiej. Przecież nie ma przymusu kupowania węgla od Rosji. Polityka energetyczna to kompetencja mieszana: należy i do Unii Europejskiej, i do państw członkowskich. W traktatach unijnych jest przepis o bezpieczeństwie państwa, na który w sytuacji wojny Rosji przeciwko Ukrainie może się powołać Polska, by przestać kupować rosyjski węgiel.

Tak po prostu? Oczywiście firmy importujące surowiec, które mają zresztą swoje biura w Polsce, pewnie zaciągnęłyby nas przed unijne trybunały. To by jednak sporo trwało. Teoretycznie sprzeciwić mogłaby się również Komisja Europejska, ale w tych okolicznościach, gdy sama nakłada surowe sankcje na Rosję, jest to mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że polityka klimatyczna UE zakłada odejście od węgla w ogóle. Formalnie praktycznie nie ma przeszkód. Jednak ten węgiel trzeba będzie czymś zastąpić. Niezbędna będzie zmiana systemowa, której nie da się przeprowadzić z dnia na dzień. Dlaczego kupujemy węgiel z Rosji? Przecież mamy swój. Zgadza się, mamy, ale węgiel węglowi nierówny. Zacznijmy od tego, że rosyjski węgiel w Polsce jest używany głównie przez ciepłownictwo i odbiorców indywidualnych, którzy palą nim w swoich domowych piecach. Węgiel z Rosji w zasadzie nie trafia do elektrowni. Ważna rzecz: rosyjski węgiel jest dobrej jakości, czyli nie jest tak zasiarczony jak nasz. Właśnie dlatego trafia do miejskich kotłowni i naszych domów, gdzie nie ma technologii odsiarczania, którą dysponują elektrownie. Poczekaj: dlaczego w kotłowniach nie ma technologii odsiarczania węgla? Ciepłownictwo to zaniedbany brat energetyki. Niedofinansowanie nawarstwiało się przez dziesięciolecia. Oczywiście nie wszystkie kotłownie dałoby się dostosować do odsiarczania, ale w części z nich byłoby to możliwe. To istotne dlatego, że w tak ulepszonych kotłowniach moglibyśmy palić naszym, zasiarczonym węglem. A w tej sytuacji, jaką mamy, węgiel którym palimy w kotłowniach i w naszych domach musi zawierać mniej siarki. Dlatego go importujemy. Mówisz, że 70 proc. węgla, który importuje Polska, pochodzi z Rosji. Skąd jeszcze go sprowadzamy? Z Kolumbii, Australii i Stanów Zjednoczonych. Wiem co kombinujesz. Zastanawiasz się, czy nie możemy robić większych zakupów w tych państwach. Ale to też nie jest proste. Węgiel z Australii i USA ma wyższą zawartość siarki niż rosyjski, jest też droższy. Pozostaje węgiel kolumbijski. Technicznie dałoby się to zrobić. On do nas płynie statkami, a nasze porty dałyby radę obsłużyć zwiększony import z Kolumbii. Ale pozyskiwanie kolumbijskiego węgla też jest kontrowersyjne. Jest wydobywany kosztem przymusowego wysiedlania lokalnej, rdzennej ludności. A więc rezygnując z powodów moralnych z węgla rosyjskiego, by kupować węgiel z Kolumbii, wpadlibyśmy z deszczu pod rynnę. Z kolei postawienie na droższy węgiel z Australii lub Stanów Zjednoczonych, bez interwencji państwa, skutkowałoby znacznym wzrostem rachunków dla ludzi, którzy palą węglem w domach. Potrzebne byłyby dopłaty do węgla na wzór dopłat do prądu, o których władza tak dużo mówiła w roku wyborczym. Inaczej mówiąc byłaby to prosta droga do pogłębienia ubóstwa energetycznego. Ludzie wróciliby do palenia byle czym, zatruwania powietrza. Zapłacilibyśmy za to kolejnymi tysiącami zachorowań na raka płuc i inne schorzenia. Wezbrałaby fala przedwczesnych śmierci. Biorąc to wszystko pod uwagę, proces odchodzenia od rosyjskiego węgla trzeba przeprowadzić mądrze. Powtórzę: potrzebna jest zmiana systemowa, której nie da się zrobić z dnia na dzień, jednak już teraz można podjąć pierwsze kroki: choćby, tak jak Niemcy, ograniczając import, inwestując w technologie odsiarczania...

Na Twitterze krąży wideo z 2014 roku z Mariuszem Błaszczakiem, dziś ministrem obrony narodowej, który apeluje, jeszcze jako członek opozycji, by Polska nie kupowała rosyjskiego węgla. To jest kolejna rzecz: wojna w Ukrainie trwa od 8 lat, zaczęła się od rosyjskiej inwazji na Krym, potem Donbas, a teraz po prostu weszła w kolejną, brutalniejszą fazę. Faktycznie już wtedy wzywano do tego, by zablokować import węgla z Rosji. Rząd PO–PSL na arenie europejskiej próbował wykazać, że Rosja stosuje nielegalny proceder dotowania transportów węgla. Wtedy jednak Unia nie dała wsparcia tym staraniom. Temat embarga na rosyjski węgiel pojawił się też na początku rządów obecnej ekipy, gdy wiceministrem energii został Grzegorz Tobiszowski. Ale znowu zabrakło unijnego wsparcia i skończyło się na niczym. Teraz jest inaczej. Zgadza się, teraz sytuacja się zmieniła, ale trzeba pamiętać, że oprócz woli politycznej są też realia. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdyby Unia Europejska, lub jej państwa członkowskie samodzielnie, nagle przestały kupować rosyjski węgiel. Rosja już od dawna trzyma nad naszą głową swoją ulubioną groźbę, że w takim razie zakręci nam kurek z gazem. I teraz powstaje pytanie: czy to blef Putina czy naprawdę by to zrobił? Wielu nie wierzyło w to, że zaatakuje Ukrainę wychodząc poza Donbas, a jednak to się stało. Eskalacja wojny, która trwa od 2014 roku, obnażyła słabości transformacji energetycznej – nie tylko w Polsce. Inwazja trwała, a my nadal kupowaliśmy węgiel od Rosji, a Niemcy szykowały się do uruchomienia gazociągu Nord Stream 2. Teraz wszyscy widzą, że te decyzje były błędem. Pojawił się powszechny pęd do tego, by ze względów bezpieczeństwa uniezależnić się energetycznie od Rosji. Przyszedł czas, by polski rząd zakończył konflikty z Unią Europejską i usiadł do rozmów.

Przeczytaj też: "Czas naiwności się skończył". Czy na Kremlu znajdzie się ktoś, kto odsunie Putina od władzy?