Temat zamachu planowanego przez Brunona K. zaczyna schodzić nieco na drugi plan. Po wspólnej konferencji ABW i prokuratury komentatorzy doszukują się w całej sprawie drugiego dna, mówiąc o "ustawce", która miała pokazać, że służby są skuteczne i potrzebne. Wojciech Czuchnowski w felietonie na łamach "Gazety Wyborczej" zauważa, że mężczyzna od wielu miesięcy był pod pełną kontrolą i nie miał szans na przeprowadzenie zamachu, a mimo to sprawę zdecydowano się ujawnić właśnie teraz.
Publicysta zauważa, że Brunon K. od dawna był na oku służb, dlatego nie miał realnej szansy na przeprowadzenie ataku, każdy jego ruch był dokładnie obserwowany. Ponadto dwóch z czterech członków jego grupy to agenci ABW, działający pod przykrywką – pisze Czuchnowski w "Gazecie Wyborczej".
Sprawę zdecydowano się jednak ujawnić teraz i to przykuło uwagę dziennikarza, który zastanawia się, czy w takim razie konferencja była w ogóle potrzebna, skoro realne zagrożenie mogło nie istnieć.
Wojciech Czuchnowski nie przesądza jednak, jak było w rzeczywistości. Zastanawiają go za to szczegóły akcji, których ABW i prokuratura nie chcą ujawniać. Przypomina, że nawet informacja o podstawionych agentach ABW jest nieoficjalna. Jego zdaniem to właśnie te szczegóły są w całej sprawie bardzo zastanawiające.
Publicysta pyta także o to, czy w rzeczywistości nie jest może tak, że służby wykreowały Brunona K. na groźnego terrorystę, mimo tego, że był on jedynie mało groźnym "piromanem-amatorem". Zaznacza, że o tym wszystkim rozstrzygnie już sąd.
Nie wiadomo bowiem, jak daleko posunęli się agenci "pod przykryciem", którzy współtworzyli "tajną" organizację Brunona K. Czy zachęcali go do planów ataku na Sejm lub Pałac Prezydencki, czy tylko znali takie zamiary? Czy wiedzieli, gdzie kupuje broń i składniki do produkcji bomby, czy też wręcz pomagali mu w zakupie tych materiałów? CZYTAJ WIĘCEJ